Morderca, który czuł się ofiarą

Stary Fritz wszedł na górne piętro swego domu. Był wściekły. Wiedział, że na sprawiedliwość w skorumpowanych sądach nie może liczyć, a przecież spór trzeba było w końcu załatwić. Zdenerwowany sięgnął po ukryty w szafie karabin, załadował i podszedł do okna. Na podwórzu jego dwie młodsze córki wciąż debatowały z sąsiadami. Padały ostre słowa, żadna ze stron nie zamierzała ustąpić, ale jego już to nie interesowało. Otworzył okno, wymierzył i strzelił. Raz, drugi, a później jeszcze kilka razy. Gdy zabrakło pocisków, zbiegł szybko na dół i wsiadł do zaparkowanego na dziedzińcu samochodu. Morderca zapalił silnik i odjechał.

Zgłoszenie o strzelaninie w Stiwoll, w Austrii, wpłynęło na numer alarmowy około godziny 10 przed południem i policja natychmiast wysłała na miejsce uzbrojony patrol. Informacje były na tyle niepokojące, że po chwili dosłano dodatkowe jednostki i w ten sposób spokojna i senna dotąd wieś w Styrii zaroiła się od policjantów. Podjeżdżały karetki pogotowia, później pojawili się też dziennikarze.  Wokół miejsca, gdzie doszło do zbrodni panował ruch jak na Manhattanie. Gdy jeden samochód odjeżdżał, przyjeżdżały inne, nad wsią zawisł też helikopter, a radio i telewizja na bieżąco informowały o sytuacji.

Początkowo komunikaty były dramatyczne. Mówiono o strzelaninie i o wielu ofiarach śmiertelnych, okazało się to jednak niezupełnie zgodne z prawdą. Strzelanina trwała ledwo minutę, w jej wyniku zginęły dwie osoby, a jedna została ranna. O sprawcy mówiono niewiele, nieznane też były motywy, jakimi się kierował, więc – póki co – padały różne hipotezy. Dopiero po południu podano bardziej szczegółowe informacje. Widziano kim był morderca. Okazał się nim 66-letni mieszkaniec wsi, Friedrich Felzmann, zaś ofiarami jego najbliżsi sąsiedzi. Trafiony trzema kulami 64-letni Gerhard E. zginął na miejscu, podobnie jak jego żona, 55-letnia Adelheit H, zaś 68-letnia Martina Z. postrzelona została w ramię i póki co przebywała w szpitalu.

Uzbrojony i niebezpieczny

Informacje te brzmiały mniej dramatycznie, niż na początku, ale sytuacja i tak była poważna. Okazało się, że Felzmann zbiegł z miejsca przestępstwa i że prawdopodobnie był uzbrojony. Z tego powodu postawiono na nogi całą policję w okolicy, ściągnięto też jednostki z pobliskiego Grazu. Wszyscy wiedzieli kogo szukać, dysponowano bowiem już nie tylko rysopisem sprawcy, ale też jego paszportem, metryką urodzenia i aktami policyjnymi. Okazało się, że Felzmann miał już to i owo na sumieniu, ale karany nie był. Do feralnego ranka, 29 października 2017 roku, nie popełnił żadnego poważniejszego przestępstwa.

Friedrich Felzmann urodził się w Stiwoll w 1951 roku i przez całe życie związany był z tą gminą. Tam się uczył, tam dorastał, tam też się ożenił. Miał trzy dorosłe córki i przez wiele lat pracował w fabryce papieru w pobliskim Gratkorn. Poza tym zajmował się pszczelarstwem, prowadził też nieduże gospodarstwo rolne, które w latach 70. ubiegłego wieku przejął po rodzicach. Różnie o nim we wsi mówiono. W zasadzie uchodził za zrzędę, która wciąż wszczyna spory, chociaż byli i tacy, którzy go chwalili. Na przykład mieszkający niedaleko jego domu kolega z pracy. Dla niego Franz był uczynnym i pracowitym człowiekiem, choć może zbyt nerwowym. Tak, czy inaczej Felzmanna wielu we wsi się obawiało. Była ponoć wśród nich nawet jego żona oraz brat, August. Proboszcz ze Stiwoll dowiedział się na przykład pewnego razu, że Fritz chciał zabić tego ostatniego łopatą. Ksiądz nosił się z myślą, by kogoś o tym powiadomić i choć ostatecznie tego nie zrobił, to jednak Felzmann zapamiętał to sobie.

Morderca miał klarowne poglądy polityczne

Nie wiadomo jakim sposobem Fritz dowiedział się o zamiarach proboszcza, tak czy inaczej jego reakcja była stanowcza. Jeśli wcześniej gorliwie uczęszczał na nabożeństwa i aktywnie udzielał się w radzie parafialnej, tak teraz nie tylko porzucił kościół, ale też wyrzekł się wiary katolickiej. Mało tego.  Uznał księdza za swego wroga i umieścił go na liście osobistych nieprzyjaciół. Tak jest! Śledczy znaleźli w jego domu coś w rodzaju listy osób, których zabójca uważał za swych nieprzyjaciół lub nawet wrogów

Kogo tam nie było! Oprócz proboszcza i wielu mieszkańców wsi, widnieli na niej też zabici przez niego sąsiedzi, a także sędziowie, policjanci, dziennikarze i politycy. Tych ostatnich było najwięcej. Dominowali działacze Socjaldemokratycznej Partii Austrii, bo tych Felzmann wyraźnie nie lubił. Podobnie było z komunistami, anarchistami, związkowcami, syndykalistami itd. Okazało się, że Felzmann miał klarowne poglądy polityczne i że w przeszłości wielokrotnie dawał temu wyraz.

Zaczęło się już w latach 80. ubiegłego stulecia. Wtedy przez budynkami sądu w Grazu Felzmann prowadził strajk głodowy. Nikt nie wiedział o co mu chodzi, tego chyba nawet on sam nie wiedział, ale protestował wytrwale. Później też manifestował. W 2012 roku założył w internecie blog Justiz-Gewalt.at, w którym bardzo negatywnie wyrażał się o socjaldemokratach, o sądownictwie w Austrii, o urzędnikach i o prasie. W stronę wielu osób, zwłaszcza polityków, Felzmann kierował groźby karalne, nic więc dziwnego, że wpłynęło na niego kilka skarg i doniesień. Stanął nawet przed sądem (2011 r.), groził bowiem paru osobom użyciem broni, ale wyrok nie zapadł. Biegły orzekł, że Felzmann jest niepoczytalny. 

Uzupełniał listę nieprzyjaciół

Mężczyzna bynajmniej nie przejął się lekarską diagnozą i dalej prowadził swą „działalność polityczną”. Latem 2015 roku rozdawał przed parlamentem w Wiedniu ulotki z napisem „SPÖ – Niesprawiedliwość – Oszustwo – Grabież – Korupcja”, parę miesięcy później pojawił się na manifestacji Partii Ludowej, sympatyzował też z antyislamską „Pagidą”. Nie krył, że fascynował go ruch narodowosocjalistyczny. Na tylną szybę swego białego furgonu marki Volkswagen nakleił tekturę z napisem „Heil Hitler” i paradował z tym po okolicy, choć ludzie pukali się w czoło. Wielu mieszkańców wsi uważało go za postrzelonego, on zaś uzupełniał listę swych nieprzyjaciół o dalsze nazwiska.   

W 2015 roku jego żona zdała testy na myśliwego i chciała wstąpić do działającego we wsi kółka łowieckiego. Złożyła podanie, mąż ją poparł, jednak w tajnym głosowaniu jej wniosek przepadł. Z kilku względów większość myśliwych opowiedziało się przeciw kandydaturze żony Felzmanna, a to mu się nie podobało. Narzekał, pomstował i w końcu większość członków kółka łowieckiego wpisał na listę swych wrogów. Byli wśród nich również jego najbliżsi sąsiedzi, ale czy z tego powodu Felzmann do nich strzelał? Śledczy to wykluczyli. Ich zdaniem powodem zbrodni był inny spór. Chodziło o drogę, która przebiegała pod oknami jego domu i wiodła przez jego posesję. Felzmann nie zgadzał się, by sąsiedzi swobodnie z niej korzystali i od wielu lat spierał się z nimi na tym tle.

Morderca poszukiwany

29 października 2017 roku o godzinie 9 z rana też poszło o drogę. Felzmann był na swej posesji, gdy Gerhard E. z żoną przejeżdżali obok. Zareagował z wściekłością i poparły go jego dwie młodsze córki. Żony Felzmanna w tym czasie na podwórzu nie było. Przebywała ze starszą córką w domu i zajmowała się wnukami. W pewnym momencie usłyszały kroki na schodach, a później padły strzały. Córka powiedziała, że to pewno ojciec strzela i czym prędzej ukryła dzieci w szafie w sypialni. Później znowu usłyszała krzyki, odgłos kroków na schodach i silnik odjeżdżającego samochodu.

Zaraz po wymierzeniu „sprawiedliwości” morderca wsiadł do swego białego mikrobusu marki Volkswagen i uciekł z miejsca zbrodni. Śledczy nie znaleźli w jego domu karabinu, z którego strzelał. Uznali więc, że zabrał go z sobą, a skoro tak, istniało niebezpieczeństwo, że użyje go ponownie. Dlatego w okolicy wprowadzono daleko idące środki ostrożności. Zamknięto szkoły i przedszkola, odwołano większość nabożeństw w pobliskich kościołach, zawieszono tradycyjne procesje na Wszystkich Świętych, miejscowej ludności zalecano pozostanie w domach, apelowano także, by wszyscy zachowali szczególną ostrożność. Zarządzono wielką obławę, morderca był poszukiwany. Setki policjantów przeczesywało pobliskie lasy i opuszczone domy, kontrolowano pojazdy na drogach całej Styrii, a policyjny helikopter krążył nad bezdrożami w pobliżu Stiwollu. Wszystko bez rezultatu.

Poznaj kulisy tej wstrząsającej sprawy i sięgnij po Detektywa 6/2021 (tekst Pawła Pizuńskiego pt. “Morderca, który czuł się ofiarą”). Do kupienia TUTAJ.