Morderca nigdy nie powinien spać spokojnie

Gdy Alicja Sz. przestała dawać oznaki życia, zajrzeli do jej pokoju. Na widoku leżały dwa smartfony. Waldemar W. powiedział do wspólnika, że jeśli chce to może je sobie wziąć.  Przez nikogo nie zauważeni wyszli z mieszkania, a następnie z bloku. Gdy odeszli kilkadziesiąt metrów, Waldemar W. przypomniał sobie o pasku, powinien wrócić i go zabrać, bo był to ślad, wskazujący na niego. Uznał, że to za duże ryzyko. Morderca nigdy nie powinien spać spokojnie…

Zbrodnia doskonała oczywiście istnieje. Tak samo jak dwugłowe cielę czy czerwone diamenty. Według policyjnych statystyk, odsetek niewykrytych zabójstw wynosił w Polsce w ostatnich kilku latach około 3 procent. Dla tych, którzy planują popełnić morderstwo i jako sprawca pozostać anonimową osobą, nie jest to dobra wiadomość. Niektórych nie powstrzymuje to jednak przez podjęciem ryzyka. Nigdzie nie jest bowiem powiedziane, że ich czyn nie będzie częścią składową owych trzech procent…

Taka myśl zapewne przyświecała sprawcom zabójstwa na warszawskim Ursynowie, do którego doszło w 2011 roku. Przygotowania do zbrodni zajęły im kilka lat. Plan wydawał się perfekcyjny. Policja miała podejrzenia, ale nie dysponowała dowodami. Zdaje się, że sprawcy uwierzyli w swoją szczęśliwą gwiazdę. I to ich zgubiło. Tak jak nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, tak morderca nigdy nie powinien nawet pomyśleć, że policja mu odpuściła.

Zwłoki leżały w wannie

Marcin Sz., choć był dorosłym mężczyzną, ostatnio niemal codziennie dzwonił do matki. Bynajmniej nie dlatego, że wychowała go na maminsynka. To przez ojca, który od dłuższego czasu zachowywał się dziwnie w stosunku do niej. Marcin Sz. chciał wiedzieć, co się w domu dzieje. Słysząc głos matki, czuł się o nią spokojniejszy, choć nie do końca. 

18 stycznia 2011 roku nie mógł się z nią skontaktować. Nie odbierała połączeń i nie odpowiadała na wiadomości. Zadzwonił do niej do pracy, ale dowiedział się, że nie przyszła i nie uprzedziła wcześniej o swojej nieobecności. Zaniepokojony pojechał do niej do domu. Alicja Sz. mieszkała w czteropiętrowym bloku przy ulicy Marii Grzegorzewskiej na warszawskim Ursynowie. Dzieliła mieszkanie z byłym mężem. Jak to w Polsce – rozwód nie oznaczał szybkiego wyprowadzenia się jednego z małżonków. Cezary Sz. mówił, że wyniesie się jak otrzyma połowę równowartości mieszkania, które było ich wspólnym majątkiem.

Marcin Sz. dysponował kluczami, ale kiedy włożył jeden z nich do zamka, stwierdził, że drzwi są otwarte. Zajrzał do kuchni i trzech pokojów; matki nie było. Została mu do sprawdzenia łazienka. Wszedł i oniemiał ze zgrozy. Jego matka leżała w wannie, nie dając oznak życia. Na jej szyi był zaciągnięty parciany pasek. Marcin Sz. próbował ją cucić, ale bez rezultatu. Wezwał karetkę pogotowia. Lekarz stwierdził zgon 59-letniej Alicji Sz.

Morderca udusił ją paskiem

Sekcja zwłok ustaliła, że kobieta zmarła na skutek uduszenia paskiem. Z mieszkania zginęły dwa telefony komórkowe, jednakże prowadzący śledztwo funkcjonariusze z Komendy Wojewódzkiej Policji w Warszawie oraz Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów wykluczyli rabunkowy motyw zabójstwa, ponieważ oprócz aparatów telefonicznych nie skradziono niczego wartościowego. Niewykluczone, że sprawcy bądź też sprawcom, chodziło o upozorowanie morderstwa rabunkowego dla zmylenia tropów.

W początkowej fazie śledztwa rozpatrywane były różne wersje i motywy. Między innymi zemsta mężczyzny, którego Alicja Sz. przyłapała kiedyś na kradzieży w sklepie. Podobno jej się odgrażał. Zatrzymano go i przesłuchano. Ale to nie był on, miał alibi na czas zbrodni.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 6/2022 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Kilerzy z prowincji). Cały numer do kupienia TUTAJ.