Mordercza spółka z wielkim okrucieństwem

Mordercza spółka z nieograniczonym okrucieństwem. Któregoś dnia, latem 2012 roku, Katarzyna obudziła rano męża i powiedziała, że ma już tego dość. Trzeba zamknąć firmę, bo przynosi same straty, jeszcze trochę,a wyrzucą ich z mieszkania.

– To co będziemy teraz robić? – spytał Maciej L.

– Długo nad tym myślałam, wahałam się, ale innego wyjścia nie widzę – odparła. – Chyba będziesz musiał wrócić do rozbojów. Tak, wiem, siedziałeś za to, ale przynajmniej były z tego jakieś pieniądze. Teraz też będą, a ja ci pomogę.

Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze, czyli żałośnie. Prowadzony przez nich biznes, zamiast spodziewanych zysków, z miesiąca na miesiąc przynosił coraz większe straty. Podatki, ZUS i inne daniny musieli płacić, co urzędników obchodzi słaba koniunktura? Nie radzisz sobie – to znaczy, że się nie nadajesz, zajmij się czymś innym… Tak właśnie zrobili. Uznali, że czas na zmiany i przebranżowili się. Ta decyzja spowodowała, że trzy kobiety zostały zakatowane na śmierć. Dziewięć pozostałych ledwie odratowano, odniosły ciężkie obrażenia, a koszmarne wspomnienia długo będą im towarzyszyć. Zabójstwa i napady rabunkowe – na tym bowiem polegał nowy „biznes”. Natomiast „podmiot”, który przez pół roku zajmował się tą działalnością, mógłby się określić jako spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością i nieograniczonym okrucieństwem…

Brutalny atak przy windzie

3 sierpnia 2012 roku 78-letnia Krystyna B. poszła na większe zakupy do Hali Mirowskiej w Warszawie. Bliżej miała do sieciowego supermarketu, ale nie przepadała za infantylnymi i nierzadko mijającymi się z prawdą promocjami, a widok jedynej czynnej kasy, do której ustawiała się kilkunastometrowa kolejka, potrafił doprowadzić ją do palpitacji serca. Zupełnie inaczej było w starej, dobrej Hali Mirowskiej. Tam sprzedawcy doskonale wiedzieli co oznacza maksyma „klient nasz pan”. Pani Krystyna, rodowita warszawianka, miała szczególny sentyment do tego miejsca.

Na zakupach zeszło jej pół godziny. Spacerkiem wracała do domu, starając się iść w cieniu, gdyż sierpniowe słońce od rana mocno przygrzewało. Weszła do bloku, postawiła torby z zakupami i za pomocą przycisku przywołała windę. Naraz przyskoczył do niej jakiś mężczyzna. Uderzył ją pięścią w twarz. Zaraz potem posypały się następne ciosy. Krystyna B. straciła przytomność. Znaleźli ją mieszkańcy bloku i wezwali karetkę pogotowia. Kobieta trafiła do szpitala, gdzie stwierdzono u niej szereg poważnych obrażeń twarzy. Miała między innymi przetrąconą szczękę i złamany nos. Policja mogła przesłuchać poszkodowaną dopiero po kilku dniach, gdy jej stan w miarę się ustabilizował. Pytano ją o wygląd napastnika.

Mordercza spółka

– To był mężczyzna w średnim wieku, raczej wysoki, dobrze zbudowany. Nie przyjrzałam mu się, to trwało bardzo krótko. Podbiegł i zaczął mnie okładać pięściami. Nic nie mówił, tylko bił – odpowiedziała policji.

Bandyta po doprowadzeniu Krystyny B. do stanu nieprzytomności, zerwał jej z szyi złoty łańcuszek z medalikiem, warty około 1 tys. zł.

Najprawdopodobniej sprawca dostał się do bloku zaraz po tym jak weszła do niego kobieta. Nasuwało się przypuszczenie, że albo stał przy drzwiach i wykorzystał moment, kiedy otworzyła drzwi, albo od dłuższego czasu ją śledził. Może nawet od Hali Mirowskiej. Krystyna B. stwierdziła, że nikogo nie widziała przy wejściu, nie zauważyła też wysokiego mężczyzny w średnim wieku, który by za nią szedł. Oczywiście mogło tak być, ale wracając do domu z zakupami, nie patrzyła za siebie.

***

Policja przeprowadziła rutynowe czynności. Nie miała jednak żadnego punktu zaczepienia. Sprawca napadu nie zostawił śladów. Z przesłuchań świadków, którzy przebywali w pobliżu miejsca zdarzenia wynikało, że nikt nie zwrócił na niego uwagi. Portret pamięciowy bandyty sporządzony na podstawie wskazówek Krystyny B. był zbyt ogólnikowy, by tą drogą udało się ustalić tożsamość napastnika.

Policyjni wywiadowcy wzięli pod lupę kryminalistów, uprzednio karanych za kradzieże połączone z pobiciem, czyli tak zwaną „dziesionę” (od artykułu 210 dawnego kodeksu karnego). Sprawdzano też czy do paserów nie trafił zrabowany kobiecie łańcuszek. Było to jednak typowe stąpanie po omacku. W pierwszej fazie dochodzenia działania policji nie doprowadziły do ujęcia sprawcy brutalnej napaści na starszą kobietę. Był to początek krwawej serii. Wkrótce nastąpił ciąg dalszy.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 11/2022 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Mordercza spółka z nieograniczonym okrucieństwem). Cały numer do kupienia TUTAJ.