Morderstwa znad Wisły. Polskie “Fargo”

W połowie marca 1925 roku pracownicy przechowalni bagażu na Dworcu Wschodnim w Warszawie doznali szoku.Od kilku już dni daremnie starali się dociec przyczyn odrażającej woni, jaka rozchodziła się po pomieszczeniu. Gdy zaduch czynił już pobyt w poczekalni niemożliwym, postanowiono zbadać zawartość bagaży.Morderstwa znad Wisły– fragment książki.

Była godzina 9.00, gdy ekspedytor Jan Wysocki, dociekając węchem, który spośród złożonych tam przedmiotów jest źródłem odrażającego fetoru, zatrzymał się przed sporych rozmiarów walizą podróżną oznaczoną numerem. Jeśli go pamięć nie zawodziła, jakieś dziesięć dni temu oddawcą walizki był jakiś „przystojny, elegancko ubrany człowiek”. Ekspedytor nie był jednak w stanie przypomnieć sobie bliższych szczegółów oprócz tego, że po złożeniu owego „bagażu” młodzieniec oddalił się szybkim krokiem. O powyższym zawiadomił starszego przodownika Jana Wolińskiego, który polecił walizkę otworzyć. Co też uczyniono.

***

W pierwszej chwili pochylonym nad walizą ludziom wydawało się, że mają do czynienia ze sporej wielkości szynką, ale po bliższym przyjrzeniu się oczom zgromadzonych przedstawił się widok ścinający krew w żyłach. W walizie znajdował się bowiem nabrzmiały kadłub kobiecy bez głowy, rąk i nóg. Skóra pozieleniała już wskutek rozkładu, ponieważ przechowalnia miała zainstalowane centralne ogrzewanie, a walizka spoczywała blisko kaloryfera. Głowa została odcięta – jak się wydawało – uderzeniami tasaka.

Morderca nie był rzeźnikiem – to jedno można było wywnioskować z niewprawnych ciosów. Nogi odrąbał wraz z udami i dolną częścią brzucha, ręce – tuż przy tułowiu. Z tego, co pozostało, widać było, że zabita była kobietą szczupłą, bardzo młodą, być może liczącą zaledwie kilkanaście lat, gdyż miała słabo zarysowane piersi. Czyste i nigdzie niezadraśnięte ciało było pozbawione znaków szczególnych, które by pozwoliły ustalić tożsamość denatki. Nie wiadomo też, jakiego koloru miała włosy – z oczywistego powodu: trup leżał w walizce plecami ku górze.

***

Gdy wyważono zamek, wieko odskoczyło z impetem, ponieważ wewnątrz –za sprawą rozkładu zwłok – powstało wysokie ciśnienie. Stwierdzono, że upiorna waliza złożona została na przechowanie 3 marca między godziną 23.00 a północą, kiedy to przechowalnia jest zamykana. IV Komisariat Kolejowy wykonał porządnie swoją robotę – pozostałe dworce w Warszawie oraz stacje na odcinku Warszawa–Dęblin otrzymały polecenie zbadania pakunków składowanych u siebie. Było to o tyle zasadne, że przecież zbrodniarz mógł w innych walizach umieścić resztę poćwiartowanego ciała i oddać na przechowanie nawet poza Warszawą.

Feralna walizka nastręczała śledczym kłopotów, gdyż należała do produktów masowych, dostępnych w większości sklepów galanteryjnych. Była zupełnie nowa i – jak podejrzewali śledczy – zakupiona wyłącznie w jednym celu – dla ukrycia zwłok. Ponieważ walizka nie nosiła żadnych śladów otarć czy rys wskazujących na przetransportowanie jej z innego miasta, można było zaryzykować hipotezę, że zbrodni dokonano w Warszawie. W innym wypadku zabójca musiałby dokładniej zapakować rozczłonkowane ciało, by w trakcie podróży krew nie przesiąkała na zewnątrz.

Tymczasem około godziny 15.00 ciało, a raczej to, co z niego zostało, zabrano i przewieziono do prosektorium, gdzie sekcję miał przeprowadzić uznany już wtedy autorytet, profesor Wiktor Grzywo-Dąbrowski. Władze wyznaczyły pięć tysięcy złotych nagrody za wskazanie zbrodniarza i tysiąc złotych temu, komu uda się ustalić tożsamość zamordowanej. Śledztwo zostało powierzone sędziemu śledczemu Żychowskiemu. W tym miejscu należy się krótkie wyjaśnienie.

***

Dochodzenie prowadzone było przez prokuratora lub policję i miało na celu dostarczenie oskarżycielowi publiczne mu niezbędnych informacji w zakresie dotyczącym tego, czy należy żądać postępowania sądowego, czy też postępowanie umorzyć. Innymi słowy, w dochodzeniu chodziło o wyjaśnienie, czy faktycznie zostało popełnione przestępstwo, kogo można o nie podejrzewać oraz czy zachodziła wystarczająca podstawa do wszczęcia postępowania sądowego. Śledztwo zaś było postępowaniem sądowym prowadzonym przez organ sądowy, to jest sędziego śledczego lub sąd grodzki. Prowadzono je w sprawach należących do właściwości sądu przysięgłych lub sądu okręgowego, a jego zadaniem – obok wykrycia sprawców przestępstwa, wszechstronnego wyjaśnienia sprawy, zebrania informacji dotyczących podejrzanego oraz pobudek jego działania i sposobu życia – było przede wszystkim utrwalenie dla sądu orzekające w sprawie dowodów.

Fot. “Kurjer poranny” z 14 marca 1925

W odróżnieniu od dochodzenia, śledztwo polegało na formalnym przesłuchaniu, dokonaniu oględzin i  przeprowadzeniu innych czynności dowodowych, a z ich przebiegu sporządzano protokoły, które podlegały odczytaniu na rozprawie. Dochodzenie śledcze, które przejął. Rejon Urzędu Śledczego pod osobistym kierunkiem komisarzy Bachracha i Podgórskiego, początkowo nie dawało wyników. Policjanci nie mieli zbyt dużo doświadczenia w tego typu sprawach, gdyż znalezienie trupa w walizie na dworcu kolejowym ostatni raz zostało odnotowane w kronikach policyjnych kilka lat przed pierwszą wojną światową. (…)

Fragment książki Morderstwa znad Wisły. Tajemnicze i nierozwikłane polskie sprawy kryminalne, Jarosław Molenda. Więcej o książce TUTAJ.

Fot. Wydawca książki Morderstwa znad Wisły.