Morderstwo w Płotach. Zabójca chciał ułaskawienia

Czarna kartka z kalendarza: 17 maja. 17 maja 2016 roku Sąd Okręgowy w Zielonej Górze skazał na karę dożywotniego pozbawienia wolności Jacka L. Mężczyzna na oczach syna zadał żonie około 30 ciosów nożem. W sądzie był zimny i pozbawiony emocji. Odpowiadał za morderstwo w Płotach.

Zbrodnia, która wstrząsnęła Polską, rozegrała się 25 maja 2015 r. w Płotach koło Zielonej Góry. Policję na miejsce dramatu wezwał 17-letni syn ofiary. Kiedy mundurowi weszli do domu w Płotach, ich oczom ukazał się straszny widok. Morderca siedział na łóżku, a jego żona leżała w kałuży krwi na podłodze obok niego.

– Do domu przyszedł pijany mąż kobiety i wywołał awanturę. Jego agresja nasilała się, kobieta zaczęła uciekać do górnych pomieszczeń. Mężczyzna chwycił nóż i pobiegł za nią, a syn wybiegł z domu i zadzwonił na policję. Mężczyzna zadał ponad 30 ciosów nożem. Były to uderzenia uszkadzające serce, wątrobę, tętnicę szyjną, generalnie były to uderzenia w szyję i w głowę – relacjonował  Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

– W dniu morderstwa zobaczyłam zadbany dom, wypielęgnowany ogródek, resztki kolacji na stole, jajecznicę, zwierzę, ale leżał też kawałek ucha, wszędzie były plamy, rozbryzgi krwi, koło drzwi leżał trup – mówiła podczas procesu prokurator. Dodała, że to nie była jej pierwsza krew, ale to co zobaczyła w domu w Płotach budzi w niej silne emocje. Prokurator w mowie końcowej podkreśliła, że cieszy się z tego, że jest wyraz „oskarżony”. – Bo jak inaczej nazywać Jacka L.? Bestia, zwierzę? Nie, bo obraziłabym zwierzęta.

Jacek L. został skazany na karę dożywotniego pozbawia wolności. Sąd jednocześnie zasądził na rzecz pokrzywdzonych nawiązki po 150 tys zł. Skazany Jacek L. będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie z odbycia reszty kary po odbyciu 40 lat orzeczonej kary.

Wyrok został podtrzymany przez sąd apelacyjny.

Morderstwo w Płotach okiem dziennikarzy

Proces obnażył piekło, jakie Jacek L. urządził swojej rodzinie. Jak opowiadała prokurator: matka z synem”  ucieczek opanowali do perfekcji. Przez okno na dach drewutni, później przez płot na ulicę. W pięć minut potrafiła spakować siebie, syna i psa. Niekiedy jechali do jej rodziców. Częściej jednak chowali się w krzakach przy polnej drodze. Miesiącami zastanawiałam się, co to była za rodzina.

 Już wcześniej o dramacie rodziny pisali dziennikarze „Tygodnika Regionalnego”:

Jacek i Elżbieta z synem wybudowali w Płotach (gm. Czerwieńsk) nowy dom 5 lat temu. – Ona była przyjezdna, fryzjerka, on miejscowy, prowadził firmę budowlaną. Zawsze tylko “dzień dobry”, więcej nie rozmawialiśmy. Mieli ładny ogród, skoszony trawnik, rozkładany basen, samochód w garażu – mówi Jan Dobry, sołtys Płotów.

Odgrodzili się płotem. Wysoki, gęsty, jak żaden w okolicy. To była zamknięta rodzina, nie wychodzili z problemami na zewnątrz – dodaje sąsiadka z naprzeciwka.

Są i tacy, co mówią, że Jacek od zawsze był niebezpieczny:

– Poszłam na policję, dostał zakaz wchodzenia do mojego baru – wspomina Danuta, której przed laty groził.

Marcin, sąsiad, zna Jacka jeszcze ze szkoły:

– Często wszczynał bójki na dyskotekach. Kiedyś skatował ojca – opowiada.

Małgorzata, sąsiadka, chodziła z Jackiem do jednej klasy:

– Bił się z kolegami. Wystarczyło, że ktoś zawołał na niego “Rusek” – dodaje.

– Kiedyś urządzili grilla dla znajomych – wspomina kolejna z sąsiadek. – Jacek uderzył Elę przy znajomych. Zaciągnęli go za róg i pobili. Ale to nie pomogło. Dalej pił i bił Elę. No, chyba że napił się tak, że wracał na czworaka.

Morderstwo w Plotach: bił ją od wielu lat

– Ostatni raz widziałyśmy się 14 maja – wspomina Marta Dutkowska, przyjaciółka Elżbiety. – Powiedziała mi, że psycholog jej doradził, żeby się nie wyprowadzała od męża, bo to go bardziej zbulwersuje. Ja mówię: “Elu, ty jesteś w gnieździe os, musisz uciekać”. Zaproponowałam, żeby u mnie zamieszkała na jakiś czas, w Zielonej Górze. Nie przyjęła tej pomocy, nie dlatego, że nie chciała. Ona się bała. Nie o siebie, ale o mnie. Że on przyjdzie i zrobi mi krzywdę. Bała się o dom, że on go spali. Bała się o syna, który był dla niej całym światem. Kiedyś, jak uciekła, Jacek groził, że zabije jej psa. Bała się o swój salon fryzjerski.

On jej groził, że zrobi wszystko, żeby zniechęcić do niej klientki. A przecież salon był ucieczką od piekła, jakie miała w domu. Przez osiem lat nie poszła na urlop, bo nie chciała z mężem być w domu. Często mi powtarzała, że dopóki on nie umrze, ona nie zazna spokoju. Wiedziała, że on ją wszędzie dopadnie i zniszczy. Kilka razy jechałam z Elą do sklepu po pierwsze lepsze meble, bo on zdemolował kuchnię siekierą. Kiedyś rzucił komputerem syna o ścianę. Trzy dni przed śmiercią Eli on po nią przyjechał pod salon. I powiedział, że ją zabije.

Nigdy się nie malowała

Karolina z Elżbietą znały się od pięciu lat. Łączył je zawód i podobne problemy. Karolina w przeszłości też była ofiarą przemocy domowej:

– Kiedyś przyjechałam do Eli z ciastem. Zabrałam męża. A ona zaczęła się cała trząść. Bo akurat podjechał po nią Jacek. Jak zobaczył Elę z obcym mężczyzną, zawsze ją bił w domu. Potrafił ciągać ją za włosy po pokoju. Jak pobił ją za bardzo, dzwoniła z prośbą, żeby wywiesić karteczkę na salonie, że zamknięte. On był chorobliwie zazdrosny. Nie pozwalał jej nosić krótkich spodni, sukienek. Nosiła się jak zakonnica. Uczesana w kucyka, nigdy się nie malowała, bo zabraniał. Jak pierwszy raz poszedł do więzienia, na trzy miesiące, w 2013 roku, pisał do niej i błagał, żeby wycofała zeznania. Obiecywał, że się zmieni, że pójdzie na terapię. A ona mu wierzyła. I wszystko się zaczynało na nowo.

Karolina widziała, jak Jacek przyjechał po Elżbietę w dzień zbrodni:

To było o 17.30. A już o 21 było zgłoszenie, że Ela nie żyje. Moim zdaniem, on już miał zaplanowane, że tego dnia ją zabije. Przecież on jej zadał kilkadziesiąt ciosów nożem. Mógł jej wbijać ten nóż powoli, a dopiero na koniec poderżnąć gardło. To mnie boli najbardziej, że na koniec tak strasznie cierpiała. I takiemu sadyście pozwolili mieszkać pod jednym dachem z ofiarą!

Trzeba mieć tupet!

Zupełnie niespodziewanie po usłyszeniu wyroku dożywocia Jacek L. oskarżony o morderstwo w Płotach wystąpił do sądu o ułaskawienie. Absurdalnie wyjaśniał, że syn uciekł nie udzielając pomocy matce. W rzeczywistości nastolatek uciekł przed ojcem, który wpadł w szał. Chłopak w dodatku widział jak pijany morduje jego matkę. Swoje ułaskawienie motywował również tym, że… zapisał synowi dom, w którym zamordował mamę chłopca. Ponownie opowiadał o tym, że ofiara dosypywała mu jakichś tabletek do jedzenia. To kłamstwo wymyślone przez mordercę na potrzeby procesu.

Oczywiście prośba zabójcy-sadysty została odrzucona.

Fot. pixabay.com