Na Podkarpaciu doszło do zabójstwa

25 listopada 1990 roku to była wyjątkowa niedziela. Odbywała się I tura wyborów prezydenckich i nikt jeszcze wtedy nie przypuszczał, że Lech Wałęsa nie uzyska 50 procent poparcia i będzie musiał zmierzyć się w II turze z egzotycznym przybyszem z Peru – Stanem Tymińskim. Ale dla mieszkańców Dołżycy ta niedziela pozostanie w pamięci z innego powodu… W spokojnej, leżącej na uboczu wielkich wydarzeń wiosce w powiecie leskim, na Podkarpaciu, doszło do sensacji, jakiej tu jeszcze nigdy nie było…

72-letni mieszkaniec Dołżycy, wracał pieszo z lokalu wyborczego w Cisnej. Szedł na skróty drogą prowadzącą skrajem lasu, gdy nagle zauważył w krzakach dość pokaźną skrzynię. Wyglądała bardzo solidnie i pomyślał, że coś takiego może mu przydać się w gospodarstwie. Podszedł, żeby znalezisko obejrzeć z bliska. Otworzył skrzynię i krzyknął z przerażenia. W środku znajdowały się zwłoki kobiety, ułożone w nienaturalnie skręconej pozycji, z mocno podkurczonymi nogami. Przerażony mężczyzna pobiegł do wsi i natychmiast zadzwonił po policję.

Na miejsce przybyła ekipa policjantów z komendy powiatowej w Lesku oraz z ówczesnej komendy wojewódzkiej policji w Krośnie. Funkcjonariusze pracowali wiele godzin, przeprowadzili oględziny miejsca zdarzenia, przesłuchali mężczyznę, który znalazł zwłoki, a także innych mieszkańców Dołżycy. Nikt nic nie widział i nie słyszał. Było oczywiste, że skrzynia musiała zostać przywieziona jakimś środkiem transportu, ale żadna z przesłuchiwanych osób nie widziała w okolicy obcego pojazdu, a już na pewno nie takiego, który przewoziłby tak duży bagaż. Ofiara nie miała żadnych dokumentów, jej ubranie było pogniecione i miejscami porwane.

Tajemnicza skrzynia na Podkarpaciu

Podczas wstępnych oględzin zwłok patolog ujawnił na szyi denatki ślady charakterystyczne dla duszenia, na nogach i rękach zadrapania i zasinienia. A także miejscami zdartą skórę, zwłaszcza na opuszkach palców. Zwłoki zachowały się w bardzo dobrym stanie, co mogło sugerować, że ofiara zginęła niedawno.

Skrzynię, w której znajdowały się zwłoki, zbito z płyty paździerzowej. Niektóre jej elementy były kolorowe, z resztkami liter, jakby pochodziły z jakiejś innej konstrukcji.

Najważniejsze było ustalenie tożsamości ofiary. Sprawdzając osoby zgłoszone jako zaginione, policjanci otrzymali informację z komendy wojewódzkiej w Rzeszowie o zaginionej dwa tygodnie wcześniej 57-letniej Alfredzie S., z Rzeszowa. Jej rysopis zgadzał się mniej więcej z ofiarą znalezioną w skrzyni. Kobieta trudniła się handlem walutą, była znana w mieście,  w środowisku była nazywana „chodzącym kantorem”. Obracała bardzo dużymi sumami pieniędzy, a jej rejonem działania były okolice Pewexu. Zaginięcie zgłosił mąż.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 8/2022 (tekst Elizy Solskiej pt. Z trumną na dachu Malucha). Cały numer do kupienia TUTAJ.