Na’aman Diller, Nili Shamrat i zegarek z rodowodem. Ten zegarek Abraham Louis Breguet tworzył latami. Ciągle coś w nim poprawiał, udoskonalał i modernizował. Było warto. Powstało dzieło o wyjątkowej urodzie, zaś przewrotna historia dopisała resztę – opowieść, w której dramat i sensacja miesza się z kryminałem pełnym niespodziewanych zwrotów akcji. Dodajmy, że chodzi o czasomierz, którego wartość szacuje się obecnie na 30 mln dolarów!
Pracownia Abrahama Louisa Bregueta mieściła się w Paryżu, w imponującym, dwupoziomowym budynku, który z jednej strony wychodził na Quai de l’Horloge, a z drugiej na Place Dauphine. W tej części miasta swoje warsztaty mieli złotnicy, zegarmistrze i wytwórcy igieł, jednak pracownia Bregueta wyróżniała się od innych. Pochodzący z Neuchatel rzemieślnik tworzył mechanizmy tak precyzyjne, że jego klientela składała się głównie z najmożniejszych ówczesnego świata. Tylko ich stać było na zegary tworzone przez Bregueta!
Na’aman Diller, Nili Shamrat i zegarek z rodowodem
Szwedzki arystokrata, hrabia Hans Axel von Fersen, zjawił się w pracowni zegarmistrza z Neuchatel około 1783 roku. Jego zamówienie było w miarę precyzyjnie sformułowane i składało się z kilku słów zaczynających się w większości od „naj”. Zamówiony przez hrabiego zegarek miał być najpiękniejszy, najwykwintniejszy i najbardziej precyzyjny na świecie. Koszty nie grały roli, termin realizacji zamówienia też nie został sprecyzowany. Ważne było tylko, by zegarek miał w sobie jak najwięcej złota i by mieścił się w kieszeni sukni, przeznaczony był bowiem dla damy.
Hrabia nie zdradził o kogo chodziło, ale Breguet mógł się domyślić. Bywał na dworze królewskim, więc znał krążące tam plotki. Maria Antonina okazywała Szwedowi tak wiele życzliwości, że w Wersalu mówiono o łączącej ich zażyłości. Zegarek przeznaczony był dla królowej, a skoro tak, to Breguet postanowił się postarać. Szanował Marię Antoninę, uznał więc, że zasługuje na coś wyjątkowego. Postanowił stworzyć zegarek nie tylko piękny, ale też precyzyjny. Miał on wskazywać wszystko, co w tamtym czasie chronometr był w stanie pokazać, a więc nie tylko godziny, minuty i sekundy, ale też datę, czas astronomiczny, fazy księżyca i kalendarz wieczny. Zmniejszony do niewielkich rozmiarów zegarek mieścić miał w sobie tyle funkcji, ile w tamtym czasie posiadały tylko wielkie zegary katedralne.
Zegarmistrz politycznie podejrzany
Breguet zabrał się do pracy, jednak stale coś stawało mu na przeszkodzie. Poza problemami osobistymi winne były również zawirowania polityczne. W 1789 roku we Francji wybuchła rewolucja, dwa lata później hrabia von Fersen zmuszony został do ucieczki, a gdy w 1793 roku władzę przejęli jakobini, nikt w kraju nie mógł czuć się bezpieczny. W styczniu ścięto króla, w październiku – królową. Tym samym zamówienie szwedzkiego hrabiego przestało być aktualne. Zleceniodawca przebywał w Szwecji, Maria Antonina nie żyła, w spore tarapaty popadł też sam zegarmistrz.
Z racji swych zawodowych kontaktów z arystokratami Breguet już na początku rewolucji był osobą politycznie podejrzaną, a gdy wydało się, że hrabia von Fersen organizował nieudaną próbę ucieczki rodziny królewskiej z Francji w czerwcu 1791 roku, władze rewolucyjne wzięły go sobie na celownik. Z ich postępowego i lewicowego punktu widzenia wszystko układało się logicznie. Skoro szwedzki hrabia był klientem zegarmistrza i brał udział w spisku, to pewno też i Breguet miał swoje na sumieniu.
Decyzję o aresztowaniu zegarmistrza władze rewolucyjne wydały w 1792 roku, Breguetowi najpewniej groziła śmierć, szczęściem jednak z pomocą pospieszył mu krajan, Jean Paul Marat. Ten zagorzały rewolucjonista nie dość, że pochodził z Neuchatel, to na dodatek miał wobec Bregueta dług wdzięczności. Zegarmistrz wyciągnął go kiedyś z domu oblężonego przez tłum domagający się jego głowy, więc teraz Marat mógł się zrewanżować. Gdy dowiedział się o nakazie aresztowania zegarmistrza, uprzedził go i pomógł w ucieczce z Francji.
Na’aman Diller, Nili Shamrat i zegarek z rodowodem
Breguet wyjechał najpierw do Szwajcarii, a później do Anglii, lecz o zegarku Marii Antoniny nie zapomniał. Woził go ze sobą i udoskonalał. Wybitnie mu w tym pomogły nabywane w trakcie podróży doświadczenia. Bardzo przydatna okazała się wiedza zdobyta w Szwajcarii. Dzięki niej Breguet zdołał ulepszyć sprężynę balansu. Wprowadził też wynaleziony przez siebie taurbillon, który wyrównywał błędy wskazań zegara wynikające ze zmiany jego pozycji. Udoskonalenia te Breguet wprowadził do zegarka Marii Antoniny tuż po powrocie do Francji w 1795 roku. Niestety ogrom nowych zamówień nie pozwolił mu na ukończenie dzieła. Teraz wykonywał wszak zegary i zegarki dla nowej francuskiej arystokracji.
Miejsce Bourbonów, Contich czy Polignaców zajęli Talleyrandowie, Bernadotte’owie oraz Bonapartowie i to dla nich teraz Breguet konstruował swoje dzieła. Był wśród nich pierwszy na świecie zegarek, który można było nosić na ręce. Bardzo prawdopodobnym jest, że gdy Napoleon maszerował na Rosję, to miał przy sobie taki właśnie chronometr. Co się tyczy zegarka Marii Antoniny, ten musiał zaczekać na swój czas.
Cacko z rodowodem
Zegarek królowej ukończył dopiero syn i następca Abrahama Louisa, Antoine-Louis Breguet w 1827 roku. Dzieło prezentowało się wspaniale. Miało 63 mm średnicy i wykonane było z różowego złota, emalii, kryształu górskiego oraz szafirów. Zegarek miał dwie przeźroczyste tarcze. Dzięki temu wszystkie zainstalowane w jego wnętrzu części były widoczne. Wskazówki pokazywały godziny, minuty i sekundy, a sekundomierz w dowolnym momencie można było zatrzymać i uruchomić ponownie. Do tego chronometr sam się regulował. Wskazywał fazy księżyca, datę kalendarza wiecznego, czas astronomiczny, sygnalizował też porę dnia, a umieszczony wewnątrz termometr informował o temperaturze otoczenia.
Wykonanie takiego cacka kosztowało firmę Bregueta ponoć 20 tys. franków, co na tamte czasy było fortuną. Zegarmistrzowi trudno było sprzedać ten zegarek z zyskiem, spoczywał więc w pracowni i prezentowany był tylko przy wyjątkowych okazjach, jako cacko z historycznym rodowodem. Jedną z takich okazji była paryska wystawa światowa w 1855 roku. Sygnowany jako „Breguet nr 160” zegarek zdobił jedną z gablot w salonie wystawowym firmy i imponował przede wszystkim ceną. Kosztował 30 tys. franków, nic więc dziwnego, że nabywcy nie znalazł. Zegarek sprzedała dopiero wdowa po wnuku Abrahama Louisa Bregueta w 1887 roku. Kobieta miała więcej sentymentu dla pieniędzy niż dla rodzinnych tradycji, upłynniła więc zegarek za jedyne 600 funtów, czyli 15 tys. franków.
Na’aman Diller, Nili Shamrat i zegarek z rodowodem
Szczęśliwym nabywcą zegarka był londyński finansista i kolekcjoner Spencer Brunton, a po jego śmierci w 1901 roku cacko nabył najpierw holenderski literat Murray Marks, a później osiadły w Londynie zegarmistrz Louis Albert Dessoutter. Ten ostatni umieścił zegarek w oknie wystawowym swego warsztatu i tam też dostrzegł go David Lionel Goldsmid-Stern-Salomons. Ten zamiłowany w nowinkach technicznych prawnik nie mógł się oprzeć okazji. Nabył zegarek i dołączył go do swej bogatej kolekcji chronometrów.
Na’aman Diller, Nili Shamrat i zegarek z rodowodem. Chcesz poznać całą tę historię? Sięgnij po Detektywa 9/2023 (tekst Pawła Pizuńskiego pt. Zegarek z rodowodem). Cały numer do kupienia TUTAJ.