To była nader gorąca ojcowska miłość

Nader gorąca ojcowska miłość. Człowiek idzie ulicą, przypadkiem mija bank. Po krótkim namyśle wchodzi, urzędnicy zachowują się jakby na niego czekali, z uśmiechem zapraszają go do przestronnego gabinetu, wskazują fotel, pojawia się kawa i kruche ciasteczka. Kwadrans później klient wychodzi rozpromieniony, z gotówką w kieszeni, otrzymaną od banku w ramach nisko oprocentowanej pożyczki.

To jest świat wykreowany przez reklamy. W świecie rzeczywistym żaden bank nie udzieliłby człowiekowi z ulicy pożyczki w tak krótkim czasie i bez żadnych zabezpieczeń. Uśmiechy urzędników nie byłyby radosne, ale pełne zakłopotania. Bardzo nam przykro, ale pańska zdolność kredytowa, i tak dalej… Jednak człowiek jest czasami w sytuacji, kiedy potrzebuje pieniędzy natychmiast. Co ma wtedy zrobić?

Nader gorąca ojcowska miłość: Zwęglone zwłoki emeryta

19 lutego 2010 roku na wschodzie Polski padał śnieg, wiał silny wiatr, temperatura była na minusie. W dzień miało to jeszcze jako taki urok, jednak, gdy zapadł wczesny zimowy zmierzch, kto nie musiał, nie wychodził z domu. Niektórzy jednak musieli nie tylko wychodzić, ale także pracować. W Kocku, miasteczku w województwie lubelskim, lutową szarówkę rozświetliły migające koguty wozów strażackich. Przenikliwie zawyły syreny. Kilka jednostek Państwowej Straży Pożarnej przemknęło główną ulicą. Palił się szeregowiec na tzw. cygańskim podwórku. Jest to popularna wśród mieszkańców Kocka nazwa jednej ze starszych dzielnic.

Z ulicy nic nie było widać. O tym, że coś złego się dzieje, świadczył jedynie tłum ludzi przed domem, wskazujących na jedno z okien na pierwszym piętrze. Jednak wnętrze budynku wypełniały kłęby gryzącego dymu. Pożar zauważył zamieszkały na parterze mężczyzna. Poczuł charakterystyczny swąd spalenizny, wyszedł na klatkę schodową i zobaczył, że dym wydobywa się z mieszkania na piętrze. Zadzwonił  po strażaków oraz ostrzegł sąsiadów.

***

Przystąpiono do akcji gaśniczej. Sytuacja była na tyle poważna, że z zajętego przez ogień domu należało ewakuować mieszkańców. Niektórzy nie rozumieli powagi zdarzenia i protestowali. Trzeba było im zacytować kilka paragrafów kodeksu karnego i cywilnego. Pożar opanowano w ciągu kilkunastu minut, natomiast dogaszanie ognia trwało do późnych godzin. Szczęście w nieszczęściu, że pożar nie wybuchł w środku nocy, kiedy ludzie śpią, wszyscy mogliby się bowiem potruć czadem.

Wśród ewakuowanych z budynku lokatorów brakowało 84-letniego mężczyzny, mieszkającego na pierwszym piętrze od frontu. To u niego wybuchł pożar. Strażacy znaleźli go w doszczętnie spalonym mieszkaniu. Lekarz stwierdził zgon Eugeniusza S., emerytowanego pracownika cywilnego Wojska Polskiego. Zwłoki uległy częściowemu zwęgleniu.

Nader gorąca ojcowska miłość: Śmierć przez uduszenie

Początkowo przypuszczano, że starszy pan przez nieostrożność zaprószył ogień. Wykluczono niedopałek papierosa, bo Eugeniusz S. rzucił palenie jeszcze w latach 80. poprzedniego wieku, kiedy papierosy były na kartki. Dogrzewał natomiast mieszkanie farelką niewiele młodszą niż okres jego wolności od tytoniowego nałogu.

Taką hipotezę uprawdopodobniał fakt, że Eugeniusz S., jak wiele osób w podeszłym wieku, miał manię gromadzenia w domu różnych niepotrzebnych szpargałów, wśród których wiele przedmiotów było wykonanych z materiałów łatwopalnych.

– Idę do śmietnika wyrzucić plastikowe butelki po wodzie, a pan Gienek mnie zaczepia, że weźmie je do siebie. No to mu dałem. Trzymał też różne pudełka, gąbki, reklamówki. Pamiętam, że nawet zardzewiały rower przytargał. Takie miał dziwactwo, ale nikomu ono nie przeszkadzało, jeden zbiera znaczki pocztowe, inny butelki – powiedział mężczyzna, który wezwał straż pożarną.

***

Wersji, że w mieszkaniu doszło do zwarcia niesprawnego urządzenia grzewczego, co wywołało pożar, w którym zginął Eugeniusz S., zaprzeczały wyniki sekcji zwłok. Jest to standardowa procedura w przypadku nagłego zgonu. Często chodzi o wykluczenie, działań osób trzecich. Tu nie tylko nie wykluczono takiej możliwości, ale autopsja z całą pewnością stwierdziła, że taki fakt miał miejsce. W płucach mężczyzny stwierdzono śladowe ilości dymu, co oznaczało, że już nie żył, kiedy wybuchł pożar. Dokładne badanie szczątków odkryło prawdę: Eugeniusz S. zmarł na skutek uduszenia gwałtownego poprzez ucisk krtani.  

Chcesz poznać kulisy tek sprawy? Sięgnij po Detektywa 12/2022 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Nader gorąca ojcowska miłość). Cały numer do nabycia TUTAJ.