Napad na Bank Polski. Brawurowa akcja powstańców

Choć pierwszy bank powstał w XII wieku w Wenecji, rozwój tej instytucji wiąże się z rewolucją przemysłową. A wraz z rozwojem rozpowszechniły się napady na tak kuszące składnice pieniędzy i drogocenności. Pierwszy zanotowany przez źródła klasyczny napad z bronią w ręku odbył się 15 grudnia 1863 roku w podbostońskim Malden. Nieznany sprawca w biały dzień wpadł do banku, za-strzelił syna jego właściciela, a następnie uciekł, zabierając 5 tys. dolarów. Nigdy go nie złapano!

Napad na Bank Polski w 1861 roku to jedno z pierwszych takich zdarzeń na ziemiach polskich.  Ta historia mogłaby się stać kanwą powieści lub filmu sensacyjnego.

 – To był nasz polski skok stulecia. Nawet późniejsze akcje PPS z udziałem Józefa Piłsudskiego nie mogły się z tym równać – stwierdził historyk dr Janusz Osica w audycji „Kronika powstania styczniowego” na antenie Polskiego Radia.

Aleksander Waszkowski był synem skromnego urzędnika. Pochodził z Tarnogrodu na Lubelszczyźnie, a kształcił się na Wydziale Matematycznym Uniwersytetu Petersburskiego. Do Warszawy przybył w 1862 roku. Po wybuchu powstania styczniowego włączył się w walki niepodległościowe. Był człowiekiem szalenie odważnym i tak pewnym siebie, że dokonywał niesamowitych rzeczy

To on wykradł z Biura Pomiarów Komisji Przychodów i Skarbu mapy sztabowe Królestwa. Jak czas pokaże okazały się nieocenioną pomocą dla dowódców oddziałów partyzanckich.

– Waszkowski wszedł przez nikogo niekontrolowany do biura w godzinach jego pracy. Skierował się do pokoju, gdzie były przechowywane mapy, wyjął je z szafy, a następnie pożegnał się grzecznie z przebywającymi w pomieszczeniu ludźmi i wyszedł do czekającej na niego przed budynkiem dorożki – opowiadał redaktor Andrzej Sowa w audycji z cyklu „Kronika powstania styczniowego”. – Nikt go nie zatrzymywał, bo wszyscy myśleli, że jest to jakiś ważny Moskal. Tacy się po tej instytucji często kręcili i nikomu się nie przedstawiali. Waszkowski wiedział, że „na bezczelnego” wszystko można załatwić – dodał.

Nie była to ostatnia tak spektakularna akcja powstańca. Niedługo później Waszkowski zaplanował i zorganizował kolejny skok – na budynek Banku Polskiego.

Przygotowując się do napadu, Waszkowski nawiązał kontakt z kasjerem Kasy Głównej Stanisławem Jankowskim oraz głównym kontrolerem Stanisławem Hebdą.

– Jankowski i Hebda byli ludźmi z długim stażem pracy: pierwszy miał siedemnastoletnie doświadczenie, a drugi siedmioletnie – tłumaczył dr Janusz Osica w audycji z cyklu „Kronika powstania styczniowego”. – Obaj cieszyli się zresztą świetną opinią u rosyjskich urzędników państwowych. Do Jankowskiego miano także duże zaufanie. Tak duże, że posiadał on dodatkowy, trzeci klucz do kasy – dodał.

Urzędnicy zgodzili się wziąć udział w akcji. Postawili jednak dwa warunki: po pierwsze Waszkowski miał im dostarczyć rozkaz powstańczego Rządu Tymczasowego na piśmie i opatrzony stosowną pieczątką, a po drugie za swoją pomoc chcieli otrzymać stosowne honorarium i pomoc w ucieczce za granicę.

Organizatorowi napadu udało się zdobyć odpowiedni dokument – prawdopodobnie sam go zresztą spreparował. Rząd powstańczy nie zdawał sobie sprawy z opracowywanych planów. Wiedział o nich jedynie Zygmunt Laskowski, bezpośredni przełożony Waszkowskiego. 

– Janowski i Hebda wtajemniczyli w sprawę dwóch jeszcze ludzi: woźnych Sebastiana Pielińskiego i Mateusza Tyszkowskiego, którzy przez dwa popołudnia nosili worki z pieniędzmi do dorożki […] – mówił dr Janusz Osica na antenie Polskiego Radia. – Zabrano tylko połowę skarbu, ale to i tak nie było mało. Powstańcy zyskali ponad czterdzieści tysięcy rubli w złotych monetach, czterysta siedemdziesiąt tysięcy rubli w banknotach i ponad trzy miliony w listach zastawnych Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego – dodał.

Papiery wartościowe szybko stały się bezużyteczne. Gdy tylko Rosjanie odkryli kradzież, opublikowali numery listów z informacją, że pochodzą one z napadu. Dlatego powstańcy nie mogli ich sprzedać.

Akcja okazała się spektakularnym sukcesem powstańców. Autorytet Rządu Narodowego został podbudowany, a władze rosyjskie ośmieszone.

Organizatorzy skoku mieli wielkie szczęście – mało brakowało, a cały ich plan ległby w gruzach.

– Był pewien problem z niejakim Edwardem Czarneckim. Asystował on przy pobieraniu pieniędzy. Niby był to patriota, ale zażądał aż trzydziestu tysięcy rubli za udział w akcji. Otrzymał te pieniądze, bo był człowiekiem niepewnym. Bano się, że jak dostanie mniej, to wyda powstańców – tłumaczył Andrzej Sowa w swojej audycji z cyklu „Kroniki powstania styczniowego”. – Za swoją pazerność Czarnecki został ukarany. Gdy uciekał na własną rękę za granicę, został schwytany przez carską policję. Ci wsadzili go do więzienia. Nie pytali, skąd ma tyle pieniędzy, a po prostu je zabrali – dodał.

Jankowski, Hebda, Pieliński i Tyszkowski za swoją pomoc otrzymali po osiem tysięcy rubli, dzięki którym byli w stanie wyemigrować z kraju.

Waszkowski natomiast kilka miesięcy po udanej akcji objął funkcję ostatniego powstańczego naczelnika Warszawy. W grudniu 1864 roku został aresztowany i osadzony w X pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Stracono go 17 lutego 1865 roku wraz z Emanuelem Szafarczykiem podczas ostatniej w stolicy publicznej egzekucji uczestników powstania.

Źródło: polskieradio.pl, mowiawieki.pl