James Bond, najsłynniejszy na świecie agent wywiadu, znowu w opałach. Szczegółów ostatniego filmu oczywiście nie ujawnimy, trzeba to zobaczyć w kinach! Przypominany natomiast, jak się narodził filmowy bohater wszechczasów i kto stworzył bodaj najsłynniejszego pracownika tajnych służb.
Tajemniczy sygnał radiowy, wysłany gdzieś z głębi przepięknej wyspy Jamajki, zmienia kurs amerykańskich rakiet wystrzeliwanych z przylądka Canaveral. Brytyjski agent Strangways, pracujący nad tą skomplikowana sprawą niespodziewanie padł ofiarą zbrodni. Podobny los spotyka jego sekretarkę. Dla rozwikłania tej zagadki szefowie brytyjskiego wywiadu wysyłają tam jednego ze swoich najlepszych agentów, który w paszporcie w rubryce imię i nazwisko wpisane ma James Bond. W służbowym kryptonimie ma dwa zera, czyli posiada zgodę brytyjskiego rządu na zabijanie przeciwników.
Po przylocie na miejsce dowiaduje się, że tajemniczy naukowiec doktor No prowadzi na sąsiedniej wyspie przedziwne eksperymenty. Nie namyślając się wiele, postanawia zbadać jego działalność. Okazuje się, że doktor No, sprawca całego “zamieszania” jest członkiem międzynarodowej organizacji przestępczej o kryptonimie “Widmo”.
Genialny naukowiec, którego usługi nie zostały wykorzystane przez żadne z wielkich mocarstw czasów “zimnej wojny”, przyjęła organizacja “Widma”. Jego baza znajdowała się na odludnej, dobrze strzeżonej wyspie, na której wytropił go w swej pierwszej filmowej misji, przysłany z Londynu James Bond. Nie było to łatwe zadanie. Zaraz po wylądowaniu agenta 007 na Jamajce ktoś próbował go zabić…
James Bond: zna go cały świat
Już po pierwszym filmie o superagencie Jej Królewskiej Mości było więcej niż pewne, że obraz pt. “Dr No” doskonale trafił w gusta szerokiej publiczności. Nikt, nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczał chyba jednak, że będzie to aż tak wielki sukces, zaś zdanie: “My name is Bond, James Bond” będzie chyba najsłynniejszą kwestią w dziejach kina. Przecież we wszystkich zakątkach świata to imię i nazwisko wszysyc znają!. Przeprowadzony w połowie lat osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych sondaż dotyczący popularności Bonda wykazał, że sto procent ankietowanych widziało choć jeden film z jego udziałem.
Od ponad pół wieku co kilka lat, agent 007 staje do walki ze złem, które czai się gdzieś na drugim końcu świata. Ma do czynienia z bezwględnymi przeciwnikami, u jego boku niezmiennie pojawiają się piękne kobiety, towarzyszą mu niesamowite gadżety – cuda techniki. Stale zwiększa się rozmach i budżet kolejnych filmów, nie słabnie też zainteresowanie losami agenta, który cały czas jest w doskonałej formie, a z najgorszych nawet opresji wychodzi zawsze obronną ręką. Nic dziwnego, że przyciąga do kin miliony widzów, stając się jednym z największych bohaterów pop-kultury ostatniego półwiecza. Seria filmów o jego przygodach jest niewątpliwie ewenementem w dziejach światowego kina, bowiem praktycznie każdy z nich prędzej czy później staje się przebojem kasowym.
Narodziny agenta
Twórcą filmowej postaci najpopularniejszego agenta tajnych służb jest pochodzący z rodziny dziennikarskiej brytyjski pisarz Ian Fleming, żyjący w latach 1908-1964. Jego dziadek, Robert Fleming, był znanym londyńskim bankierem; ojciec, major Valentine Fleming, posłem do Izby Gmin, zginął w czasie pierwszej wojny światowej we Francji. Młody Ian uczył się w najlepszych szkołach w Anglii i za granicą. Po nieudanej próbie dostania się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych rozpoczął pracę jako dziennikarz. Przez pewien czas pracował jescze w rodzinnym interesie jako makler giełdowy. W czasie drugiej wojny światowej był adiutantem admirała Johna Goodferya, szefa NID – wywiadu brytyjskiej marynarki wojennej. Kod tajnych informacji przesyłanych wtedy przez angielską admiralicję zaczynał się zawsze od dwóch zer i ten właśnie fakt wykorzystał Fleming, tworząc w swojej pierwszej książce kryptonim Jamesa Bonda.
Postać Jamesa Bonda narodziła się we wtorek 3 stycznia 1952 roku na Jamajce. Pisarz zamknął się wtedy w swojej willi Goldeneye i zaczął pisać pierwszego Bonda. Miał na sobie białe szorty, kolorową plażową koszulę i czarne sandały. Wcześniej trochę pływał, potem zasunął żaluzje i usiadł przy biurku ze swoją złotą papierośnicą, 20-letnią przenośną maszyną do pisania marki “Imperial” (w 1995 roku w domu aukcyjnym Christie sprzedano ją za 50 tysięcy funtów szterlingów) i ryzą papieru. Pisał codziennie między 9 rano a 12 w południe.
Autor był wtedy dziennikarzem londyńskiej gazety “Sunday Times”. Książkę w bardzo krótkim czasie sprzedano w zawrotnym jak na tamte czasy nakładzie – 7 tysięcy egzemplarzy. W ciągu następnych dziesięciu lat wydano siedem kolejnych tytułów z Bondem w roli głównej, a ich nakład przekroczył 40 milionów egzemplarzy.
James Bond: to czysta fantazja
Nie wszyscy wiedzą, że pierwszy Bond powstał tylko dlatego, że Fleming chciał się odprężyć i zrelaksować przed ślubem, planowanym na 18 marca 1952 roku. Inni przekonują, że chciał zarobić pieniądze “na nową drogę życia”. Nowela “Casino Royal” była gotowa 18 marca. Miała w sumie 62 tysiące słów. Przez następne lata swego życia Fleming napisał jeszcze czternaście innych książek o przygodach niezwyciężonego agenta 007.
“Przygody Jamesa Bonda to oczywiście czysta fantazja – opowiadał o swoim bohaterze w jednym z wywiadów – marzenia, które wylęgały się w moim mózgu. Bond nie jest bohaterem, ani nie jest opisany jako ktoś sympatyczny, czy godny podziwu. Nie jest też złym człowiekiem, ale jest bezwzględny i pobłaża sobie. Lubi walczyć i lubi zdobywać łupy”.
Był przekonany, że jest w stanie pisać poważniejsze, bardziej prestiżowe pozycje. W listach i wywiadach po wielekroć, mówiąc o przygodach agentach 007, nazywał je “głupstwami”. Podkreślał, że chodziło mu tylko i wyłącznie o zarobienie pieniędzy. Dużych pieniędzy. Nie miał z tym problemu, biorąc pod uwagę olbrzymie nakłady tych książek. Autor czuwał nad filmową realizacja trzech pierwszych Bondów. To on zadecydował także o wyborze nikomu nieznanego, 32-letniego Seana Connery’ego do tytułowej roli agenta 007. Fleming, zmarł na atak serca w sierpniu 1964 roku, tuż przed premierą filmu “Goldfinger”. Miał zaledwie 56 lat.
Życiorys niemal prawdziwy
Nazwisko dla swojej fikcyjnej postaci Fleming wziął od nazwiska ornitologa, który napisał jego ulubioną książkę “Ptaki Indii Zachodnich”. Nazwisko było idealne: krótkie, łatwe do zapamiętania i brzmiące tak samo niemal we wszystkich językach…
Stworzona przez niego postać ma na tyle realistyczny życiorys, iż tylko krok do stwierdzenia, że mamy do czynienia z najprawdziwszym człowiekiem… choć niektórzy bondomaniacy twierdzą, że pierwowzorem filmowej postaci mógł być szef Paryskiej Dyspozytury, komandor Wilfred Dundedale. Inni przekonują, że wzorem dla agenta 007 był Dusko Popov. Fleming poznał go osobiście w 1941 roku, gdy obaj byli agentami. Popov zapowiedział m.in. atak wojsk japońskich na oddziały amerykańskie przed tragedią Pearl Harbor.
Fleming nie podał, gdzie i kiedy się urodził jego bohater. Wspomiał jedynie, że matka pochodziła ze Szwajcarii, zaś ojciec był Anglikiem. Obydwoje pochodzili z arystokratycznych rodzin. Oboje też zginęli w wyniku zejścia lawiny śnieżnej w szwajcarskich Alpach. Bond miał wtedy 11 lat. Kształcił się w szkole Linton, potem uczęszczał do prywatnej szkoły, która kiedyś była własnością jego tragicznie zmarłego ojca. Wstąpił do Marynarki Brytyjskiej, by w randze komandora przejść do brytyjskich służb specjalnych. Tak rozpoczął się trwający od 40 lat na ekranach kin jego romans z MI6.
W czasie swojej szpiegowskiej kariery James Bond odwiedził blisko 50 krajów, krajów, 260 razy pił przed kamerą bodaj najpopularniejszy drink świata – wódkę z Martini, oczywiście wstrząśniętą, ale niemieszaną, ponad 90 razy uprawiał seks – w tym trzy razy w pociągu, 2 razy w samolocie, jeden raz w łodzi podwodnej i raz w przestrzeni kosmicznej.
James Bond ma wprawdzie licencję na zabijanie, jednak nie lubi zabijać i nie sprawia mu to przyjemności. Czasem otrzymuje polecenie zlikwidowania kogoś, co traktuje jako smutny obowiązek.
James Bond kocha luksus
Nie da się ukryć, że ma zamiłowanie do luksusu. Ubiera się u najlepszych krawców, którzy szyją mu szykowne garnitury w stonowanych kolorach (w jednym z odcinków żartuje nawet, że Bond jest przekleństwem londyńskich krawców, bo jest nadzwyczaj wymagający, jeśli chodzi o zamawiane stroje). Pija najdroższe wina świata, jest częstym gościem luksusowych kasyn. Z drugiej strony nie jest wielkim smakoszem. Nawet w pięciogwiazdkowych hotelach zamawia całkiem “zwyczajne” śniadania: jajka na bekonie albo na miękko. Te ostatnie muszą być koniecznie z brązową, centkowaną skorupką charakterystyczną dla francuskich kur. Do tego pije dwie filiżanki kawy zaparzonej w wielkim, amerykańskim expressie. Nie lubi herbaty. Uważa, że ten napój zamula ludzki umysł i był jedną z przyczyn upadku imperium brytyjskiego…
Skąd bierze na to pieniądze? Niemal wszystko finansują brytyjscy podatnicy, bo prawie wszystkie koszta pokrywa wywiad MI6. Niestety, w żadnym filmie ani razu nie padło nawet jedno słowo o zarobkach superagenta. Zresztą nie ma się czemu dziwić – przecież dżentelmeni nigdy nie mówią o pieniądzach.
Choć w rolę Bonda wcieliło się kilku różnych aktorów, to jednak w kronikach obcych wywiadów ma on ciągle ten sam rysopis: wzrost 183 cm, waga 76 kg, oczy niebieskie, włosy czarne, znaki charakterystyczne: blizny na prawym policzku i lewym ramieniu oraz ślady po operacji plastycznej na grzbiecie prawej dłoni. Jest wszechstronnie wysportowany, doskonale strzela z broni krótkiej. Nigdy nie stosuje charakteryzacji.
Kogo nie lubi Jamesa Bonda
James Bond niemal cały czas walczy. Można wręcz odnieść wrażenie, że bez wrogów i “czarnych charakterów” jego życie nie miałoby sensu. Stanowią bowiem tak samo ważny element wszystkich filmów z jego udziałem jak piękne dziewczyny i wymyślne gadżety.
Pierwszym wrogiem, któremu próbuje przeciwstawić się agent 007, jest supertajna organizacja “SPECTRA”, tj. “Widmo” czyli Specjalna Egzekutywa do Spraw Kontrwywiadu, Terroryzmu, Odwetu i Szantażu. Tam pracował Dr No, który zginął, bo wpadł do zbiorników wypełnionych radioaktywną cieczą. Bond musiał zastrzelić jego najbliższego współpracownika, profesora Denta. Zresztą ten ostatni wcześniej sam kilkakrotnie dybał na życie superagenta.
Walczył z ZSRR
Organizacja “Widmo” da mu się we znaki jeszcze w kilku kolejnych filmach. Przewodzi jej Ernst Stavro Blofeld. To ona stoi m.in. za zaginięciem NATO-wskiego samolotu z dwiema bombami atomowymi na pokładzie. aPpotem przedstawia propozycję nie do odrzucenia: albo NATO zapłaci haracz, albo z powierzchni zniknie nadmorskie Miami. W innym filmie szef “Widma” chce wywołać trzecią wojnę światową, przedtem skłóciwszy ze sobą dwa największe światowe supermocarstwa, przechwytując amerykańskie i radzieckie satelity załogowe. Moskwa podejrzewa o prowokację Waszyngton, ten to samo myśli o Moskwie. Świat stanął na krawędzi gigantycznego konfliktu. Z kolei w filmie “W służbie Jej Królewskiej Mości” szefowie “Widma” gromadzą diamenty. Pieniądze z ich sprzedaży posłużą do zbudowania działa laserowego, które z satelity mogłoby zagrozić światu. Innym razem pracują nad wyjątkowo złośliwym wirusem, w wyniku którego wszyscy mieszkańcy Ziemi staliby się bezpłodni.
W wielu filmach agent 007 dzielnie stawia czoła wywiadowi radzieckiemu. To dlatego w czasach PRL-u nie dopuszczano filmów z Bondem na polskie ekrany, jako antykomunistyczne. Zdarzyło mu się tropić handlarzy narkotyków, którzy próbują przemycić do Nowego Jorku heroinę wartą miliard dolarów. Jeszcze większym wyzwaniem było odnalezienie amerykańskiego okrętu podwodnego i jego śmiercionośnego uzbrojenia. Równie zagadkowa była sprawa wypadku samolotu przewożącego amerykański prom kosmiczny. Po zbadaniu wraku samolotu okazało się, że… nie ma w nim śladu po statku kosmicznym.
James Bond i jego kobiety
James Bond nie byłby sobą, gdyby wokół niego nie kręciło się przynajmniej kilka pięknych kobiet. W sumie, jak obliczyli “bondomaniacy”, w dotychczasowych 24 filmach było ich (mowa o tych, które grały znaczniejsze role) prawie 70. Najstarsza z nich miała 37 lat, najmłodsza była o dwadzieścia lat młodsza. Połowę dziewcząt udało się Bondowi zaciągnąć do łóżka. Blisko jedna trzecia filmowych kochanek nie przeżyła romansu do końca, bo prędzej czy później – wedle scenariusza – musiała, niestety, zginąć.
Niemal wszystkie dziewczyny, które pojawiają się w otoczeniu Bonda, są piękne i dobre. Wiele z nich cierpiało w dzieciństwie, ale po spotkaniu Bonda odkrywają swoją prawdziwą, piękną naturę. Agent 007 zdobywa je, by prędzej czy później definitywnie je porzucić. Ba, niektórzy mają mu nawet za złe, że jest bardzo niestały w uczuciach. Bywało, że w nocy obiecywał miłość jednej piękności, by następnego dnia z samego rana to samo wyznawać innej ślicznotce.
Przeważająca większość pięknych pań była agentkami obcych wywiadów – niekiedy sojuszniczych, niekiedy wrogo nastawionych. Były więc Amerykanki, Angielki, Rosjanki, ale i kobiety bardziej egzotyczne – z Brazylii, a nawet Chin. jednak nie tylko agentki przyciągały jego uwagę. Wśród obiektów jego zainteresowania były: krupierka, szmuglerka brylantów, zawodowa łyżwiarka, specjalistka od komputerów, tarocistka, fizyk jądrowy i sprzedawczyni znalezionych na morskim brzegu muszelek.
Bond chyba nigdy nie przywiązywał większej wagi do koloru skóry, ani stanu majątkowego swoich wybranek. Zresztą tylko kilka z nich to stosunkowo bardzo zamożne kobiety. Co ciekawe, bardziej wolał brunetki od blondynek.
James Bond i samochody
Obok pięknych kobiet, na których widok mocniej biją serca męskiej części bondowskiej publiczności, trzeba wspomnieć o niezwykłych samochodach, które są nieodłącznym dopełnieniem każdego filmu z udziałem agenta 007. Pościgi po krętych drogach przy niesamowitych prędkościach i dodatkowe wyposażenie tych pojazdów muszą wzbudzać zazdrość chyba każdego posiadacza “czterech kółek”. Tym bardziej, że każdy pojazd Bonda był dodatkowo modyfikowany przez brytyjski wywiad.
Agent Jej Królewskiej Mości w pierwszych filmach przywiązany był do produktów brytyjskiej motoryzacji. Pierwszym bondowskim autem był Aston Martin DB5. Z “ciekawszego” wyposażenia samochodów Bonda warto wspomnieć o dwóch karabinach maszynowych ukrytych za przednimi reflektorami, tylnych armatkach wodnych, miotaczach oleju, specjalnej tarczy ochraniającej tylną szybę, wirujących zaciskach kół do przebijania opon wroga, katapulcie w fotelu pasażera, a także zmienianych automatycznie tablicach rejestracyjnych, stwarzających pozory, iż jest to auto kierowane przez cudzoziemca.
Aston Martina zastąpił Lotus Esprit. To najbardziej sportowy samochód, jakim kiedykolwiek jeździł James Bond. Miał cudowną właściwość szybkiej zamiany w łódź podwodną. W ramach dodatkowego wyposażenia posiadał dysze do wyrzucania błota, ukryte za tylną tablicą rejestracyjną, pociski przeciwlotnicze, rozpylacz dymu podwodnego oraz torpedy.
Wkrótce potem zobaczyliśmy, jak agent 007 dzielnie radzi sobie za kierownicą Aston Martina V8. Też jest czego zazdrościć: laser, podwójne rakiety, specjalne stabilizatory, turbodoładowanie, radio odbierające częstotliwości policyjne, kolce w oponach i płozy do jazdy po lodzie, kuloodporne szyby, wreszcie przycisk samodestrukcji, a w podłokietniku zamontowany był schowek… ze schłodzonym szampanem.Pierce Brosnan w filmie “Goldeneye” po raz pierwszy zasiadł za kierownicą luksusowego sportowego BMW – był to model Z3. Oko przyciągają nie tylko skórzane fotele i przepiękny kształt pojazdu, ale również spadochron, opony samonapełniające się po przebiciu, rakiety i system automatycznego naprowadzania satelitarnego.
James Bond i cuda techniki
James Bond wychodzi zwycięsko z wszystkich pozornie beznadziejnych sytuacji dzięki sprytowi, odwadze i sprawności fizycznej, ale przede wszystkim dzięki technice. Przecież stoi za nim olbrzymie zaplecze techniczne jednego z najpotężniejszych wywiadów świata. Dokładniej – specjalistyczna komórka odpowiedzialna za wymyślanie i udoskonalanie kolejnych szpiegowskich gadżetów. Są to przede wszystkim wielofunkcyjne zegarki, bardzo bogato wyposażone samochody i wszelkie inne dodatki w rodzaju pasków, walizeczek itp. Autorem tych wszystkich zabawek jest starszy “Q” . To on wyposażał Bonda w super szpiegowski ekwipunek począwszy od wyrzutni rakiet na dachu “zwykłego” BMW, po zabójcze pióra i toksyczne parasole.
Kim byłby James Bond bez tych wszystkich gadżetów? – po wielokroć zastanawiali się krytycy. I od razu odpowiadali… Zastrzelony, zakłuty nożem, zmiażdżony, spalony na popiół, a w każdym razie na pewno martwy przynajmniej tysiąc razy. Przez wiele lat “Q” pokazywał najbardziej nie prawdopodobne cudeńka, które wydawały się całkowitym science – fiction. Zresztą kto przed 20-30 laty mógł przewidzieć Internet, telefony komórkowe, SMS-y i inne tego rodzaju cuda techniki? bez których dzisiaj praktycznie nie wyobrażamy sobie życia.
Pierwszym takim gadżetem była cudowna walizka, w którą Bond został wyposażony na planie filmu “Podrowienia z Moskwy”. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się niczym szczególnym, była podobna do zwykłej torby podróżnej. To tylko pozory. Jej wnętrze zawierało całkiem spory zapas amunicji, dolarów, snajperski karabin AR7, a zabezpieczona była gazem, miotanym bezpośrednio w twarz osoby, która w nieprawidłowy sposób próbowała ową walizkę otworzyć. To ona uratowała mu życie, kiedy pociągiem uciekał ze Stambułu do Włoch.
Cudowne zabawki
W filmie “Operacja Piorun” agenta 007 wyposażono w kilka innych cudownych “zabawek”. Dzięki odrzutowemu plecakowi mógł się bezpiecznie ewakuować z każdego miejsca, gdy groziło mu niebezpieczeństwo. Samochód, którym jeździł, miał wysuwane tarcze, które chroniły jego i pasażerów przed strzałami jadących z tyłu napastników. Bond posługiwał się także mini akwalungiem, który w objętości długopisu przechowywał zapas sprężonego powietrza, pozwalający na cztery minuty oddychania.
W filmie “Żyje się tylko dwa razy”, Bond korzysta z mini helikoptera, który zabrał ze sobą w podróż do Japonii. Udało się go zapakować zaledwie do kilku walizek. Po rozpakowaniu i złożeniu, co zajmuje kilka minut, był posiadaczem bardzo zwinnej, jednoosobowej maszyny latającej, uzbrojonej w dwa karabiny maszynowe, wyrzutnie rakiet i miotacze ognia. W razie potrzeby helikopter potrafił odgrodzić się od napastników zasłoną dymną,. Z bazą porozumiewał się za pomocą zdalnie kierowanej radiostacji.
Trzeba być cudotwórcą albo… Jamesem Bondem, by można było bez wiedzy ośrodka kierowania lotów zmieniać tor lotu rakiety. A jednak jemu to się udało. Wszystko dzięki magnetycznemu zegarkowi firmy Rolex. Odpowiednio włączony potrafił natychmiast wygenerować potężne pole magnetyczne. Przyciągało ono do brzegu łódkę płynącą rzeką łódkę albo zmieniało trajektorię lotu rakiety.
Zegarki odgrywały zresztą ważną rolę w działalności Bonda. Czasomierz mógł zmieniać tor lotu pocisku, mógł także być wyposażony w wirującą tarczę, będącą w gruncie rzeczy niezwykle ostrą i skuteczną piłą. Niekiedy na wyświetlaczu zamiast aktualnego czasu pojawiały się… rozkazy z londyńskiej centrali MI6. W filmie “Moonraker” taki czasomierz umożliwił mu ucieczkę ze statku kosmicznego. Inny model “Seiko” wyposażony w miniaturowy radar potrafił odbierać sygnały z mikroskopijnej wielkości nadajnika ukrytego w jajku Faberge’a.
James Bond kocha broń
Spore wrażenie zrobił noszony przez Bonda na nadgarstku niewielki pistolecik. Uruchamiały go impulsy nerwowe. Dwukrotnie uratował superagentowi życie. Niejeden człowiek marzy z pewnością o posiadaniu bondowskiego breloczka do kluczy. Miał on kilka opcji. Uaktywniany przez kilka pierwszych nut melodii “Rule Britannia” powodował wydzielanie silnie skoncentrowanego gazu trującego. Załączone do breloczka klucze otwierały niemal wszystkie zamki. Zwyczajnie wyglądający długopis okazywał się być… granatem detonowanym przez trzykrotne naciśnięcie wkładu. Podczas pobytu w Wenecji pływał “lekko” zmodyfikowaną gondolą. Po przyciśnięciu ukrytego przycisku wysuwała się śruba napędowa lub nadmuchiwała się poduszka i powstawał z niej poduszkowiec.
Wreszcie pistolet osobisty Bonda. Jest to specjalna broń wyposażona w kamerę, a także w specjalny uchwyt odczytujący ślady linii papilarnych. Tym samym mógł jej użyć jej właściciela. To, co dzisiaj jest powszechnie używane w telefonach komórkowych, jeszcze niedawno wydawało się fantazją filmową.
W filmie “Jutro nie umiera nigdy” Bond mógł sterować swoim BMW poprzez telefon komórkowy. Dziś to nikogo nie dziwi! Telefon ten był również wyposażony w czytnik odcisków palców oraz mógł wytwarzać napięcie 20 tysięcy volt. Z kolei w filmie “Świat to za mało” agent 007 pływa łódką, którą “Q” przygotował dla siebie z myślą o zbliżającej się wkrótce emeryturze. Była ona wyposażona w silniki rakietowe, torpedy, zaawansowany system nawigacji. Ponadto łódka ta mogła zanurzać się pod wodą oraz poruszać się na lądzie…
Szczegółów nie zdradzimy!
Reżyserem najnowszego Bonda jest Cary Joji Fukunaga. To ostatni film, w którym w agenta 007 wcieli się Daniel Craig. Tym razemBond będzie już emerytem żyjącym ja Jamajce – jednak jego stary przyjaciel z CIA, Felix Leiter poprosi o pomoc. Chodzi o uratowanie porwanego naukowca, sprawa okaże się jednak dużo głębsza i bardziej skomplikowana…
Reszta szczegółów? Oczywiście w kinach!
Więcej ciekawych i intrygujących tematów kryminalnych znajdziesz w miesięczniku “Detektyw” i kwartalniku “Detektyw Wydanie Specjalne”. Zapraszamy do naszego esklepu: https://detektywonline.pl/sklep/ i na naszą stronę internetową: https://detektywonline.pl/
Fot. pixabay.com