„Niebezpieczne ujęcia” – ślepak też może zabić

Emitowany w latach 1984-1985 w Ameryce przez stację CBS serial „Niebezpieczne ujęcia” był hitem. Jego bohaterką była grana przez Danielle Reynolds pani fotograf. Po śmierci męża odkrywa ona, że nie był on tym, za kogo się podawał. W rzeczywistości był pracującym dla rządu agentem, a jego śmierć nie była przypadkowa. Mężczyzna został zamordowany, bohaterka postanawia więc odszukać mordercę.

Do pomocy w rozwikłaniu zagadki pani fotograf zatrudnia przystojnego weterana wojny w Wietnamie Maca Harpera. W serialu rolę tę odgrywał amerykański aktor i model norweskiego pochodzenia Jon-Erik Hexum. 12 października 1984 roku, podczas zdjęć na planie serialu strzelano ze ślepych naboi. Hexum wystrzelił ich kilka z pistoletu Magnum 44, a znudzony przedłużającymi się zdjęciami przyłożył sobie dla żartu broń do skroni, powiedział „sprawdźmy, czy została jakaś kula dla mnie” i nacisnął na spust. Nie przyszło mu do głowy, że ślepak też jest w stanie zabić. Strzał oddany z takiego naboju emituje przecież strumień gazów pędzących z prędkością większą od prędkości dźwięku.

Po oddaniu strzału Hexum padł bez życia na ziemię. Choć niezwłocznie przewieziono go do szpitala, to jednak trwająca 5 godzin operacja na niewiele się zdała. 18 października lekarze stwierdzili u aktora śmierć mózgową, po czym odłączyli go od aparatury podtrzymującej życie. Zgodnie z wolą Hexuma sześć jego organów, w tym też serce, przekazano do transplantacji, a resztę skremowano. Prochy aktora rozsypano nad Pacyfikiem.

Nie tylko „Niebezpieczne ujęcia”

Wielu ludzi marzy, by stać się gwiazdą kina. Według ich wyobrażeń świat aktora, reżysera lub operatora to sława, nagrody, podróże i życie w luksusie. Takie panuje przekonanie, a tymczasem rzeczywistość często bywa gorzka. Problemy zaczynają się już na planie filmowym. Przygotowania do kręcenia filmu trwają godzinami. Wielokrotnie powtarzane ujęcia męczą. Noszenie niektórych kostiumów i charakteryzacji bywa mordęgą. A sceny pościgów, pojedynków i walk niejednokrotnie kończą się ciężkimi obrażeniami, a nawet śmiercią. Doświadczył tego nie tylko Alec Baldwin. Pechowców było w przeszłości dużo więcej. Okazuje się bowiem, że historia śmiertelnych wypadków na planie filmowym jest tak długa, jak historia kinematografii.

Interesują Cię podobne historie? Sięgnij po Detektywa 3/2022 (tekst Pawła Pizuńskiego pt. „Śmierć w blasku fleszy”). Cały numer do kupienia TUTAJ.