Niechciane dziecko. Zabiła, bo była w szoku?

Kiedy się zorientowałam, że jestem w ciąży, to nie myślałam o tym, nie miałam żadnych planów, nic… Czekałam aż się urodzi i wtedy miałam zdecydować, co dalej. A dziecko potem wyszło na płasko, na te szmaty… Gdy już urodziła, rzuciła maleństwem w palenisko. Niechciane dziecko urodziło się zdrowe…

Wieś na skraju woj. dolnośląskiego, w połowie drogi pomiędzy Namysłowem a Oleśnicą w woj. opolskim. Jedno skrzyżowanie. Po obu stronach zabudowania. W jednym z nich, w bloku komunalnym, mieszkała wraz z rodziną 32-letnia Monika Z. Gnieździli się w dwóch pokojach z kuchnią: ona, jej rodzice, bracia oraz wuj. W bloku mieszkała jeszcze jedna rodzina. Dla wszystkich mieszkańców bloku była jedna wspólna piwnica.

Niechciane dziecko, którego matka miała trudne dzieciństwo

Monika za młodu miała ciężkie życie

– Posprzątaj! – krzyczeli jej bracia, przekonanie, że dbanie o porządek należy tylko do jej obowiązków.

Lubili się nad nią znęcać fizycznie i psychicznie, chcieli, by zawsze im usługiwała. Dogryzali, że stale pozostawała bez pracy, podczas gdy oni, wprawdzie dorywczo, ale zawsze imali się jakiejś roboty. Nie dzielili się jednak pieniędzmi z resztą rodziny. Kiedy tylko coś im nie pasowało, tłukli ją więc sowicie. Dziewczyna porządnie obrywała.

 – Byś sobie zapamiętała… – powtarzali, drwiąc z niej jeszcze. 

Nie tylko oni ją bili i znęcali się fizycznie. Identycznie zachowywał się ich ojciec.

– Co robisz?! – mawiał, gdy mu coś nie pasowało. – Podaj wódkę – wrzeszczał, a gdy na to nie przystawała, obrywała. 

Raz ją aż zamroczyło od tego ciągłego bicia. Ojciec lubił bić, bo tak mu się podobało. 

***

Monika, opiekowała się wujem, który chorował. Od małego zajmowała z nim jeden wspólny pokój w mieszkaniu. Z nim też od samego dzieciństwa spała w jednym łóżku. Nic złego jej nigdy nie uczynił, ale głupio jej jakoś było, że z nim sypiała. Po ukończeniu 18. roku życia, przerwała naukę w szkole zawodowej, pozostając jednak bez wyuczonego fachu. Chciała dokładać się do życia. Łapała się potem różnych zajęć. Jedyną osobą w rodzinie ze stałym etatem była matka.

Monika Z. stale marzyła o wielkim świecie, o opuszczeniu miejsca, w którym żyła. A miał jej w tym dopomóc komputer. Serfowała w internecie i szukała „księcia z bajki”. Napotykała serwisy erotyczne, które wciągały ją swym wyglądem i fascynowały zarazem tym, co prezentowały. I za ich pośrednictwem nawiązywała kontakty… Przeradzało się to w nałóg. W domowej ciszy, w spokoju, i skrycie, by nikt nie widział, wchłaniała łapczywie, co jej oczy ujrzały na randkowych serwisach. Wielki świat zdawał się stawać przed nią otworem. Zachęcał i kusił pikantnymi filmami, i telefonami, pod które wydzwaniała. Najpierw raz, a potem drugi. I poszło, jak po sznurku… Wszystko działało na wyobraźnię 32-letniej już przecież kobiety…

***

– Umawiała się na seks – precyzowano potem w jej sprawie. 

Na seks z wielkim światem… Bez zobowiązań. Z każdym, który, jak i ona, chciał z nią w ten sposób uprawiać wolną miłość. I nie szkodziło, że pochodziła ze wsi, i że w ogóle była wiejską dziewczyną. Na rozmowy telefoniczne bądź internetowe umawiała się w takich miejscach, by nikt jej nie usłyszał.

Z każdym…

– To kiedy? – padało zasadnicze pytanie.

Kilka następnych chwil i była umówiona. Nikt dokładnie nie wiedział, bo o tym nigdy nie wspominała, nawet w trakcie trwającego potem śledztwa, kiedy tak naprawdę po raz pierwszy skorzystała z randkowego serwisu. 

– Miałam swobodny dostęp do portalu randkowego – opowiadała. – Przez SMS-y poznawałam mężczyzn. Różnych. Umawiałam się z nimi i były to zdecydowanie spotkania w celach seksualnych.  

***

Z jednym z nich, choć sporadycznie, utrzymywała takie kontakty przez 6 kolejnych lat, do czego zresztą sama potem się przyznała. Ile razy w tym czasie umawiała się z tym mężczyzną?

– Spotykaliśmy się, gdy ja na niego, albo on miał na mnie ochotę…  – twierdziła.

Nie wspominała, w jakim to było miejscu. 

– Dom nie wchodził w rachubę, bo musiałaby o tym wiedzieć rodzina – mówili policjanci.

– Nikt z nas nawet nie zauważył, by gdzieś wychodziła – przyznawali jej bliscy. 

Ustalono, że od października do listopada 2015 roku współżyła łącznie z czterema mężczyznami.

– Nawet nie poznałam ich tożsamości – przyznawała o mężczyznach, z którymi uprawiała niezobowiązujący seks. – Nie pytałam. 

W ogóle nigdy z nimi nie rozmawiała. Liczyło się tylko to, co robili razem. Bez zabezpieczeń, często szybko i wyuzdanie. Na przełomie marca i kwietnia 2016 roku zorientowała się, że jest w ciąży. 

– Nie myślałam o tym, nie miałam żadnych planów, nic… – opowiadała potem o sytuacji, w której się znalazła. – Czekałam aż się urodzi i wtedy miałam zdecydować, co dalej z dzieckiem.

Niechciane dziecko. Nie miała komu się zwierzyć

Nie miała koleżanek, by się poradzić, komukolwiek na ten temat zwierzyć. Żaden z domowników nie nadawał się do takiej rozmowy. Nie wiedziała też, kto mógł być ojcem dziecka.

– Tylu ich było. Nie znałam ich adresów – mówiła śledczym. 

Próbowała „sztuczek”, by w pierwszych miesiącach pozbyć się płodu. Bezskutecznie. Po kolejnych tygodniach poczuła ruchy dziecka. I wtedy zaczęła ukrywać swój stan przed otoczeniem. Brzuch jednak rósł nieustannie. Po kolejnych tygodniach była już okrąglutka, lecz nikt z domowników nadal nie zwracał na nią uwagi! Nosiła luźną odzież i paliła papierosy. 

Przez cały czas pracowała fizycznie.

– Ponad swój stan, by w ten sposób „zgonić” prawdopodobnie niechciany płód – uważali potem o niej ci, którzy jednak podejrzewali, że była w ciąży. 

Trudno też było określić, jak ustaliła miesiąc porodu. Śledczy twierdzili potem, że termin miała na maj lub czerwiec 2016 roku. Nocami intensywnie przeszukiwała internet. Tak jak kiedyś. A że przesiadywała często przy komputerze o tak późnych godzinach, również i na ten fakt nikt z domowników nie zwrócił wtedy uwagi. 

***

Kobieta zastanawiała się, co z tym „fantem” uczynić, gdy się narodzi. Przeglądała stosowne „przepisy”, wczytywała w „rady”, jak po narodzeniu pozbyć się takiego maleństwa. I nadal zastanawiała się, który z kochanków może być ojcem jej dziecka. Lecz nic konkretnego, żadna osoba nie przychodziła jej wtedy do głowy.

– Gdy zbliżał się termin, postanowiłam, że jak poczuję, urodzę w ukryciu. 

Bez wiedzy rodziny i pomocy lekarza, by nikt z otoczenia nie miał o tym pojęcia.

23 czerwca 2016 roku spała sama. Nad ranem poczuła, jak „obniża” się jej brzuch i dziecko przemieszcza się jakby w dół jej ciała… Ruch ten był wyraźny. Pojawiły się pierwsze bóle. Zwiększył się również ucisk na pęcherz moczowy. Jęknęła. Uchwyciła leżącą koło niej na krześle chusteczkę i otarła nią spocone czoło. Kiedy pojawiły się kolejne skurcze, zwlekła się z łóżka i sięgnęła po stare ubrania, które wcześniej przygotowała. Wszystko to w ciszy, by nikt z domowników nie usłyszał. Również cicho, po schodach, opierając się rękoma o mur korytarza, schodziła wolno do piwnicy. Otworzyła drewniane drzwi. Oczyszczony przez nią przed tym z różnych resztek materac leżał już rozłożony na kamiennej posadzce. Położyła się na nim od razu. 

Niechciane dziecko urodziło się zdrowe

Poród trwał. Nie liczyła upływającego czasu. Ponownie pojawił się ból, odeszły jej wody płodowe. Wokoło zapanowała kompletna cisza. Podniosła się więc i kucnęła. Potem znowu położyła, na wznak, po czym przyciągnęła i rozchyliła nogi. W końcu usłyszała płacz noworodka. 

– Dziecko wyszło na płasko, na te szmaty… – opisywała.  Po porodzie przez chwilę leżała na materacu, a niemowlę obok niej ciągle kwiliło. To było niechciane dziecko…

Chcesz wiedzieć jak zakończyła się ta historia? Sięgnij po Detektywa 12/2021 (tekst Romana Roesslera pt. “Ja nie chciałam tego dziecka”). Cały numer do kupienia TUTAJ.