Ta sprawa jest pod wieloma względami wyjątkowa. Po pierwsze: sprawca zgubił na miejscu zbrodni swoją fotografię. Po drugie: dzięki bardzo skrupulatnej pracy śledczych mamy bardzo dobry materiał dowodowy – próbki DNA, odciski palców, próbki pisma, ślady zapachowe. Czyli w przypadku wskazania sprawcy mamy pewność, że zapadnie wyrok skazujący. A mimo to od 27 lat nie potrafimy ustalić kim był. Nie wiemy jak miał na imię morderca. Jeśli więc pozwolicie będę go nazywał „Pająkiem”. Dlaczego tak? Ponieważ „Pająk” zbudował pułapkę i czekał na ofiarę, tak, jak pająk na muchę.
Najprawdopodobniej „Pająk” pojawił się w Lublinie w połowie maja 1995 roku. Mniej więcej wtedy Jan K. postanowił dać ogłoszenie, że szuka najemcy domku w podwórku swojej posesji. Dom był mały, miał dwa pokoje, kuchnię i łazienkę. Wcześniej mieszkały tam dwie studentki.
12 maja (piątek) „Pająk” przyjechał wraz z właścicielem biura nieruchomości, by obejrzeć lokal. Już po dwóch godzinach podpisał umowę na rok i zapłacił zaliczkę. Przedstawił się jako Piotr S., zamieszkały w okolicach Warki (co ważne – tego dnia miał ze sobą dowód osobisty na to właśnie nazwisko). Wynajem miał się rozpocząć od dnia 2 czerwca 1995 roku.
***
Policjant przesłuchujący właściciela biura nieruchomości, Janusza W., opisał to tak: „Następnie zadzwonił człowiek z Warszawy, który był zainteresowany wynajmem lokalu na terenie Lublina.(…) Był to mężczyzna w wieku 35–37 lat, wzrostu około 177 cm, szczupły, miał czarne włosy. Miał płynną wymowę i był nieco zamknięty w sobie. Ubrany był w garnitur koloru ciemnego. Na ręku miał płaszcz. Był bardzo dobrze zorientowany w zagadnieniach sadownictwa, orientował się w wielu szczegółach dotyczących tego zagadnienia. Janusz W.
odniósł wrażenie, że ten człowiek posiada fachową wiedzę sadowniczą. W trakcie ich rozmowy mężczyzna ten mówił, że prowadzi firmę handlową, chce wejść na rynek lubelski oraz powiedział, że handluje ze wschodem owocami i innymi artykułami spożywczymi”.
Ciekawostkę stanowi fakt, że właściciel domu, Jan K. powiedział, że spieszy mu się z załatwieniem sprawy wynajmu, ponieważ wyjeżdża do Belgii, by sprowadzić samochód. „Pająk” zainteresował się tym faktem i powiedział, że handel samochodami też „ich interesuje”. Pozostaje niejasne, dlaczego użył osoby mnogiej. Czy miał jakichś wspólników?
„Pająk” nie mówił zbyt wiele
31 maja (środa), a więc jeszcze zanim wynajem doszedł do skutku, „Pająk” zjawił się w lubelskim biurze gazety z ogłoszeniami i opłacił anons, z którego wynikało, że co poniedziałek organizuje wyjazdy do Szwajcarii po samochody. Pracownica, która przyjmowała zlecenie opisała go następująco: „W trakcie rozmowy był oszczędny w słowach, nie mówił zbyt wiele. Był starannie ubrany. Miał czarną dyplomatkę”.
2 czerwca 1995 roku (piątek) „Pająk” zjawił się w wynajmowanym domu. Miał ze sobą cztery torby z rzeczami. Opowiedział właścicielowi nieruchomości, że przyjechał z Warszawy pociągiem i gdy do niego wsiadał ktoś go okradł. Stracił dowód osobisty oraz bardzo ważny dla niego notes z adresami. Od tego momentu nie pokazywał już nikomu swych dokumentów. Co ciekawe, mężczyzna był bardzo zainteresowany wędkowaniem. Właściciel posesji zawiózł go nawet już pierwszego dnia nad Zalew Zemborzycki. Co ważne, już tego pierwszego dnia najemca opowiadał, że zajmuje się sprowadzaniem samochodów ze Szwajcarii.
„Rysopis: wzrost około 181 cm, szczupła budowa ciała, włosy ciemne, kręcone, siwiejące, ciemna karnacja twarzy, ubrany schludnie i elegancko” – tak zapamiętał go właściciel domu.
Wyjazd do Szwajcarii
Przez kolejne dni Jan K. widywał swojego lokatora, gdy ten albo wchodził do domu, albo z niego wychodził. Między mężczyznami nie dochodziło do innych interakcji. Oba domy miały wspólny numer telefonu i po kilku dniach ludzie zaczęli dzwonić do „Pająka” w sprawie wyjazdów do Szwajcarii. Zainteresowanie było duże. Połowa lat 90. była okresem, gdy każdy chciał mieć samochód produkcji zachodniej. Sprowadzanie aut z zagranicy było więc intratnym biznesem.
Jan K. wspominał: „17 lub 18 czerwca w godzinach wieczornych udałem się do mieszkania lokatora celem odbycia rozmowy. W czasie przebywania w jego mieszkaniu byłem świadkiem jak Piotr S.
otrzymał kilka telefonów z miasta w sprawie wyjazdów do Szwajcarii, słyszałem jak mówił, że wyjazd odbędzie się w poniedziałek 19 czerwca 1995 roku samochodem marki Audi 100 i może zabrać trzech pasażerów. Będzie to kosztowało
4 mln zł (przed denominacją –przyp. red.). W cenę wchodziło zakwaterowanie oraz wyżywienie. Obecnie nie przypominam sobie o czym rozmawiałem z Piotrem S., jednak zdziwiła mnie tak niska cena kosztów wyjazdu do Szwajcarii”.
W dalszej części artykułu powrócimy do tego modelu biznesowego. Na razie nie uprzedzajmy faktów.
Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 1/2023 (tekst Bartłomieja Mostka pt. „Pająk” czekał na ofiarę). Cały numer do kupienia TUTAJ.