Nie wiem czego Świst się nałykał, albo co ją tak wkurzyło i musiała się wyładować, że w jednym roku i obdarzyła nas trzema książkami. Czyżby przeobraziła się w Remka, który płodzi jak królik? (Nie to, że mam coś do Mroza, lubię, SZANUJĘ i czytam.)
Z lekką dozą niepewności sięgnęłam po Anywaya, obawiając się (i to jak), że ilość spowodowała spadek jakości i stracę ulubioną Autorkę. ALE odetchnęłam już po pierwszym zdaniu: „Mogę cię wziąŚć na parkiet?” Edukacja w wykonaniu Śwista nie oznacza połajanek, prychnięcia czy zrobienia miny obrażonej księżniczki. Świst językowego debila obdarza wygraną: talonem na wpierdol słownikiem. Zatem, jeśli już po pierwszej stronie książki śmiejesz się od ucha do ucha to gwarancja, że zapowiada się dobra rozrywka. I taki jest Anyway. Czyta się na raz (góra dwa, jak musisz iść uzupełnić drinka), bawi do łez i pozostawia refleksję: Pani Paulino, Pani to UMI w pisanie, jak nikt.
Fabuły książki nie będę streszczała, bo to można sobie wszędzie przeczytać. Dodam tylko, że chyba Paulina coraz więcej czasu spędza w Warszawie, bo doskonale czuje klimat tego miasta i wie, gdzie iść na dobrego drinka. Nieodmiennie w roli bohaterów pojawiają się prawdziwi mężczyźni, a nie ciepłe kluchy, natomiast niewiasty 😉 są bystre, dowcipne i wyszczekane, ale kiedy trzeba uległe… Świt chyba nawet nie wie (a może się mylę), że w świetle biologii totalnej czy psychologii doskonale rozpisuje role damsko-męskie. Facet ma imponować kobiecie, inaczej nic z tego nie wyjdzie. I to nie tylko w sypialni. A skoro jesteśmy przy temacie łóżkowym, Autorka po raz kolejny udziela darmowej instrukcji postępowania z partnerką dla znudzonych pożyciem par. Instrukcji, inspiracji… zwał jak zwał, ale zróbcie to kiedyś na Śwista.
Anyway, Paulina Świst (Wydawnictwo Akurat) – już w sprzedaży!