Pawełek doświadczył okrucieństwa ze strony matki…

Sprawa małego Pawełka odbiła się szerokim echem w całym kraju. Brytyjskie media trąbiły, że zostawiono go samego sobie. Pomimo wyraźnych sygnałów, że w domu chłopca dzieje się coś nie tak, ani szkoła, ani opieka społeczna nie zareagowały należycie i na czas. Historia jest o tyle wstrząsająca, że Paweł doświadczył okrucieństwa ze strony własnej matki…

Trzeciego marca 2012 roku, kilka minut po godzinie 3 w nocy, pod dom matki Pawła E., Łucji M., w angielskim Coventry, podjeżdża karetka. Kobieta wezwała medyków, ponieważ jej syn nie oddychał. Sanitariusze zabierają dziecko do szpitala w Walsgrave, jednak nie udaje im się uratować życia małego pacjenta. Paweł umiera o godzinie 3:50. Krótko potem na jaw wychodzi skala tragedii chłopca.

Efekt okrucieństwa


Paweł w chwili śmierci miał 4 lata i 8 miesięcy. Ważył zaledwie 10,7 kg. To efekt potwornego okrucieństwa. Był niedożywiony, wręcz wygłodzony. Jedna z osób znających szczegóły sprawy powiedziała, że chłopiec wyglądał jak więzień obozu koncentracyjnego lub pacjent w ostatnim stadium choroby nowotworowej.
Ojciec Pawła, Przemysław E., zabrał rodzinę do Wielkiej Brytanii pod koniec 2005 roku. Chłopca nie było jeszcze wtedy na świecie (urodził się 15 lipca 2007 roku w Coventry). Pierwsze zgłoszenie o przemocy domowej angielska policja otrzymała, gdy Łucja M. była w ciąży z Pawłem. Przybyli na miejsce funkcjonariusze zastali nietrzeźwą i agresywną parę Polaków. Przez kolejne lata, do 2011 roku, mundurowi pojawiali się w domu Łucji aż 27 razy.

W 2008 roku Przemysław E. wrócił do Polski, jednak to niewiele zmieniło w sytuacji Łucji M. Rodzina prowadziła chaotyczny styl życia, kobieta miała kolejnych partnerów, często się przeprowadzała, czasami z powodu eksmisji. Nie przepracowała w Anglii nawet jednego roku i dlatego nie należały się jej żadne zasiłki.
Pomimo trudności, Paweł i jego siostra chodzili do szkoły. Dziewczynka radziła sobie całkiem nieźle, miała przyjaciół. Z kolei chłopiec zawsze był poważny i wycofany. Nie integrował się z innymi dziećmi. Jednym z powodów była bardzo słaba znajomość angielskiego. Nawet nauczyciele musieli porozumiewać się z nim gestykulując lub z pomocą jego siostry i matki w roli tłumaczy. Mimo tych problemów, w szkole nikt nie zainteresował się stanem chłopca. Stał się dzieckiem niewidzialnym dla systemu.

Współsprawca


Łucja M. poznała kolejnego partnera, starszego od niej o kilka lat, byłego żołnierza, Krzysztofa M. i to właśnie on był współsprawcą gehenny Pawełka.
Związek Łucji i Krzysztofa był bardzo burzliwy. W maju 2010 roku M. został zatrzymany. Policję wezwała Łucja, która twierdziła, że mężczyzna przytrzasnął jej drzwiami palec. Funkcjonariusze zanotowali, że podczas interwencji Paweł był w domu.

Kolejny incydent miał miejsce w sierpniu. Łucja zgłosiła wtedy, że jej partner próbował ją udusić. Natomiast w grudniu po policję zadzwonił sąsiad pary, który poinformował mundurowych, że Łucja M. zamknęła się z dziećmi w domu, a z budynku dochodzą odgłosy awantury. Tym razem nie sprawdzono czy z dziećmi było wszystko w porządku. Odnotowano jedynie potrzebę powiadomienia odpowiednich służb społecznych.

W międzyczasie trwał dramat Pawełka. W styczniu 2011 roku chłopiec trafił na szpitalny oddział ratunkowy ze złamaną ręką. To nie koniec okrucieństwa jakiego doświadczyło dziecko. Był też posiniaczony. Jego matka i ojczym zgłosili się po pomoc dopiero po 12 godzinach od wystąpienia urazu. Twierdzili też, że dziecko spadło z kanapy i w ten sposób zrobiło sobie krzywdę.

Był głodzony


We wrześniu 2011 roku Paweł rozpoczął szkołę podstawową. Z czasem jej pracownicy zauważyli, że dziecko jest bardzo wychudzone. W końcu podjęto decyzję o tym, aby szkolna pielęgniarka udała się z wizytą do domu chłopca. Chciała również poruszyć sprawę jedzenia, ponieważ pedagodzy zaobserwowali, że 4-latek ma wręcz obsesję na tym punkcie. Przyłapano go na wygrzebywaniu jedzenia z koszy na śmieci lub podbieraniu smakołyków innym uczniom. Jego matka wytłumaczyła pielęgniarce, że Paweł cierpi na chorobę, która sprawia, że ciągle chce mu się jeść. Opowiedziała, jak dziecko rzekomo po nocach pochłania ogromne ilości pożywienia. Miał też uderzyć matkę, gdy ta nie chciała go nakarmić. Wysłannik szkoły poradził Łucji, aby dawała chłopcu jakąś przekąskę na czas drogi do szkoły. W rzeczywistości chłopiec był głodzony, ale nikt tego nie sprawdził, uwierzono matce na słowo.

Kolejne miesiące przyniosły serię zaniedbań ze strony Łucji. Kobieta nie pojawiała się z chłopcem na wizycie u pediatry, która została umówiona przez szkołę. Paweł coraz rzadziej pojawiał się na lekcjach. Do grudnia opuścił aż 24 dni.

Okrucieństwa ciąg dalszy

W styczniu 2012 roku Paweł wrócił do szkoły. Był wyraźnie chudszy. Nauczyciele zauważyli na jego szyi cztery siniaki, co odnotowano w szkolnych dokumentach. Zastanawiali się czy to efekt jakiegoś okrucieństwa. Miesiąc później chłopiec przyszedł na zajęcia z podbitymi oczami. W związku z tym szkoła skontaktowała się z jego ojczymem, który oczywiście zapewnił, że nic złego się nie dzieje. W trakcie przerwy semestralnej nauczyciele ponownie zauważyli chłopca z podbitymi oczami i raną na nosie. Tym razem udało im się doprowadzić do wizyty u pediatry, który stwierdził u dziecka niedowagę i przepisał mu lek przeciwrobaczny.

Po przerwie semestralnej, Paweł był w okropnym stanie. Ubrania na nim wisiały, a według relacji osób ze szkoły wyglądał jak stary człowiek. Był smutny, zdesperowany i samotny. Zauważono go jedzącego brudnego naleśnika wyciągniętego z kosza na śmieci.
1 marca 2012 roku był ostatnim dniem, kiedy Paweł pojawił się w szkole. Dwa dni później nie żył.

Dlaczego zmarł Pawełek? Odpowiedzi szukaj w Detektywie – Wydanie Specjalne 4/2020 (tekst Anny Frej pt. Niewidzialny chłopiec). Do kupienia TUTAJ.