„Pershing” i strzały na Polanie Szymoszkowej

Ta historia ma trzech bohaterów, dwaj odsiadują wieloletnie wyroki, a trzeci został świadkiem koronnym i osobiście pogrążył dawnych znajomych. Zmarł przed laty. Dwaj pierwsi to Ryszard B. i Ryszard N., ps. Rzeźnik. Koronnym został Adam K., ps. Dziadek. Cała trójka brała udział w zabójstwie „Pershinga”, ale role jakie odegrali, były nieco różne.

Recydywista „Dziadek”, który jako świadek koronny pogrążył swoich kompanów, był dobrze znany w półświatku na Podbeskidziu. Miał szacunek w środowisku przestępczym, po tym jak odsiedział 15 lat za włamania i kradzieże. Ryszarda N. „Rzeźnika” poznał na spacerniaku w więzieniu podczas odsiadki w 1994 roku. Zaopiekował się nieopierzonym wtedy 20-latkiem, polubili się. Później, na wolności „Rzeźnik” zabierał „Dziadka” do agencji towarzyskiej Sekret prowadzonej w Bielsku przez jego mamę. W 1999 roku zamieszkał u „Dziadka” w Tychach i zaproponował mu robotę. Chciał, by ten ukrył porwanego przez niego kierowcę rajdowego, który z obawy o swoje i rodziny życie zapłacił w porywaczom okup 800 tys. zł. Później obaj panowie dokonali jeszcze napadu na konwój pieniędzy z Prosper Banku i zrabowali 600 tys. zł. W pewnym momencie „Dziadek” zaczął sypać wspólników za cenę ratowania własnej skóry. Miał dużą wiedzę o przestępczych sprawkach kolegów, bo brał w nich udział.

W latach 90. XX wieku Andrzeja K., ps. Pershing raczej mylnie uważano za bossa grupy pruszkowskiej, bo w rzeczywistości przewodził on grupie ożarowskiej, jedynie blisko współpracując z „Pruszkowem”. Grupa ożarowska kształtowała się jeszcze w latach 80. właśnie pod wodzą „Pershinga”, pochodzącego z podwarszawskiego Ołtarzewa. Jego gang zajmował się włamaniami i rozbojami, a na początku lat 90. dodatkowo napadami na hurtownie i na przemytników spirytusu. Potem na pewien czas grupa połączyła swoje siły z gangiem pruszkowskim. Polegało to m.in. na wspólnym popełnianiu przestępstw i dzieleniu się zyskami. To wtedy „Pershing” wyrósł na gangsterską legendę i był mylnie określany przez media jedynym bossem „Pruszkowa”.

Był osobą znaną także w kręgach sportowych. Pasjonował się hazardem i wyścigami konnymi. Inną jego pasją był boks – kibicował Andrzejowi Gołocie, jeżdżąc nawet na jego walki do Stanów Zjednoczonych. Kiedyś sam trenował piłkę nożną i zapasy. Jedna z wersji dotyczących pochodzenia jego pseudonimu głosiła, jakoby wziął się on od tego, że Andrzej K. kilka razy w ciągu dnia zmieniał lokale, kursując między kasynami i torem wyścigów konnych na Służewcu niczym pershing – amerykański pocisk balistyczny krótkiego zasięgu.

U schyłku lat 90. „Pershing” w półświatku stawał się coraz bardziej niezależny od bossów grupy pruszkowskiej – czerpał zyski z „opodatkowania” automatów do gier. Zamierzał jak najwięcej środków inwestować w legalny biznes – w tym celu założył m.in. wytwórnię płyt muzycznych, specjalizującą się we współpracy z twórcami disco polo. W tym czasie blisko współpracował z nim późniejszy słynny świadek koronny Jarosław S., ps. Masa.

Plany „Pershinga” i duże pieniądze, które potrafił zarobić, irytowały innych bossów grupy pruszkowskiej, którzy nic z tego nie mieli. Z ich środowiska wpłynęło więc zlecenie zabójstwa Andrzeja K. Nie chcieli dłużej tolerować takiej samowolki. Kiedy konkretnie zapadła decyzja o zastrzeleniu „Pershinga”? Być może w listopadzie 1999 roku w jednym z lokali w Szczyrku, kiedy to spotkali się: jeden z liderów mafii pruszkowskiej Mirosław D., ps. Malizna, czyli zleceniodawca zbrodni oraz śląski biznesmen Ryszard B. i „Rzeźnik”, jak się potem okazało, dwaj bezpośredni wykonawcy zamachu. W tym gronie ważną personą był Ryszard B. Uważano go za szanowanego przedsiębiorcę ze Śląska, właściciela pierwszego w Katowicach salonu Ferrari, słynnego amanta, męża byłej Miss Polski, bywalca agencji towarzyskich. W rzeczywistości miał też drugą twarz, bezwzględnego przestępcy.

Początkowo planowano, że „Pershinga” zabiją wynajęci Ukraińcy, ale „Malizna” uznał, że to za poważna sprawa, żeby do niej angażować obcych. W nagrodę za „mokrą robotę” Ryszard B. miał przejąć mafijne rządy w Warszawie lub zostać rezydentem na Śląsku.

26 listopada 1999 roku, w dniu w którym Ryszard N. i jego ludzie zrabowali pieniądze z konwoju jadącego do bielskiego Prosper Banku, w Krakowie rozegrało się wydarzenie mniejszej wagi. Pokrzywdzoną była Dorota S., wykładowczyni Uniwersytetu Jagiellońskiego. Około godziny 13.30 zostawiła swoje zielone audi 80 na parkingu przed supermarketem Krakchemia i poszła na zakupy. Kiedy wróciła pół godziny później, auta już nie było. Na pewno je wcześniej zamknęła. W środku były jej ubrania, 50 kaset magnetofonowych, oryginalne radio. Poniosła straty rzędu 40 tys. zł. Samochód był ubezpieczony – zeznała o tym wszystkim policji, godzinę po kradzieży. Po zabójstwie „Pershinga” przesłuchiwano ją raz jeszcze i pytano tylko ile paliwa mogło być w baku jej auta.

– Zatankowałam za 150 zł. – powiedziała policjantom z Centralnego Biura Śledczego.

To było o tyle ważne, że to skradzione auto do przestępstwa w Zakopanem wykorzystali zabójcy Andrzeja K.

3 grudnia 1999 roku, dwa dni przed wykonaniem egzekucji, Ryszard B. pojawił się na Podhalu białym mitsubishi pajero i przesiadł się do audi kombi wspólnika Ryszarda N. Nie był zachwycony, że zobaczył w pojeździe „Dziadka” i jakby coś przeczuwając zapytał wskazując na przyszłego świadka koronnego czy można mu ufać? Czy Adam wie o wszystkim? „Rzeźnik” zaklinał się, że to sprawdzony kolega.

Zatrzymali się w zakopiańskim hotelu Bankowiec. Ryszard B. twierdził na recepcji, że jest Amerykaninem, „Rzeźnik” zameldował się fałszywymi danymi na nazwisko Tomasza P. Potem, we trzech, jeździli na nartach, zwiedzali miasto, zjawili się na Krupówkach… Spotkali z dwoma znajomymi góralami z Zakopanego Zygmuntem G. i Piotrem S., którzy pod Tatrami prowadzili znany bar.

Ryszard N. zadzwonił do złodziei z Krakowa, że potrzebuje auta, którym mógłby się bezpiecznie poruszać po Podhalu. Okazało się, że jest w dyspozycji audi 80, akurat skradzione z parkingu Krakchemii, własność wykładowczyni z UJ.

– Pojedziesz z nami na spotkanie z ludźmi z Krakowa – rzucił „Rzeźnik” do znajomego górala Zygmunta G.

Tak zrobili. Koło Nowego Targu odebrali skradziony wóz. Pojazd był uruchamiany śrubokrętem, bo złodzieje nie mieli oryginalnych kluczyków. Auto pozostawili na podwórku obok baru w Zakopanem. Nowi użytkownicy przysypali je śniegiem i zalepili nim tablice rejestracyjne, by nikt nie zapamiętał numerów.

W przeddzień zabójstwa, w sobotni wieczór, kiedy przeziębiony Ryszard B. kurował się w hotelu, Ryszard N. z „Dziadkiem” poszli do agencji towarzyskiej, bo znajomy ochroniarz powiedział im, że jest nowa super dziewczyna z Krakowa. Nie spodobała im się jednak. „Dziadek” wziął do hotelu inną – Rosjankę. Na miejscu okazało się jednak, że wybranka nie jest atrakcyjna, ma pocięte ciało i „Dziadek” po godzinie się jej pozbył.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 2/2024 (tekst Marcina Grzybczaka pt. Legenda „Pershinga”). Cały numer do kupienia TUTAJ.