„Pętlarz” – seryjny gwałciciel o dziecięcej twarzy

Kłopot z jego ujęciem polegał na tym, że mężczyzna atakował ofiary na terenie sąsiednich województw, a milicja z dwóch komend nie była w stanie skoordynować działań wykrywczych. Wpadł przez przypadek.

W 1970 roku mieszkańcy Górnego Śląska i Zagłębia żyli w strachu od wielu miesięcy, bo trwały intensywne poszukiwania „Wampira” – seryjnego mordercy kobiet. Zabójca ostatni raz dał o sobie znać w marcu i zabił po raz dziewiąty kobietę, tym razem w Siemianowicach Śląskich. Gdy pół roku później doszło do następnego ataku na młodą osobę, początkowo wszyscy uważali, że to „Wampir” uderzył po raz kolejny. Ale ten napad, do którego doszło 13 września w okolicach Ząbkowic Będzińskich był nieco odmienny. Tak rozpoczęła się seria napaści innego sprawcy, którego nazwano „Pętlarzem”. Działał od września 1970 do lipca 1972 roku.

Nikt w milicji nie podejrzewał, że w tym samym rejonie oprócz zabójcy może działać inny seryjny bandyta. Jego pierwszą ofiarą była 20-letnia Teresa D. Wracała z pracy wieczorową porą. Początkowo szła z dworca PKP w tłumie podróżnych, potem już sama. Był mrok. Zapamiętała, że sprawca zarzucił jej na szyję sznur i dusił aż straciła przytomność. Później zaciągnął do pobliskiego lasku. Kiedy się ocknęła słyszała tylko oddalające się kroki napastnika. Po kilkunastu minutach znalazła się już w komisariacie, gdzie złożyła relację z przebiegu zdarzenia. Z jej słów wynikało, że bandyta był szczupłym brunetem, dość niskim mężczyzną o wzroście około 160 cm, miał może ze 20 lat. Na podstawie tego opisu i sposobu działania milicja wykluczyła, że napastnikiem mógł być „Wampir z Zagłębia”.

38 dni po ataku na Teresę D., 21 października doszło do kolejnej napaści, jak już go potocznie nazwano, „Pętlarza”. Na miejsce ataku wybrał Klimontów niedaleko Sosnowca. Ofiarą była 22-letnia Czesława G., która około północy wracała z pracy do domu. Nie spodziewała się napastnika, bo okolica była dobrze oświetlona. „Pętlarz” zaatakował ją na ulicy, zarzucił na szyję linę i poddusił, a następnie zaciągnął w ustronne miejsce w kierunku pobliskiej skarpy. Gdy się ocknęła, miała ręce z tyłu związane sznurkiem konopnym i usta zaklejone plastrem. Była rozebrana poniżej pasa. Bandyty już nie było w pobliżu.

Na miejscu przestępstwa milicja zabezpieczyła ślady obuwia sprawcy. To był ważny dowód. Zaatakowana opisała chłopięcą twarz napastnika, krótkie, zaczesane na bok włosy i charakterystyczną kurtkę. Podobny opis podali świadkowie, którzy widzieli takiego człowieka w tamtej okolicy.

Pies tropiący doprowadził milicjantów do hotelu robotniczego. Portierka potwierdziła, że niedawno wrócił do swojego pokoju jeden z mieszkańców, ale nie była dokładnie pewna, do którego. Przeszukano cały budynek, zatrzymano wskazanego mężczyznę, ale na sukces było zbyt wcześnie. Pokrzywdzone nie rozpoznały w nim napastnika. Jego buty też nie odpowiadały śladom zabezpieczonym z miejsc napaści.

– Byłem napić się wódki, żadnej kobiety nie napadłem – twierdził zatrzymany.

Wypuszczono go następnego dnia. Prokuratura zdobyła ekspertyzę biegłych, że obuwie gwałciciela, to trampki produkowane w 1969 roku w zakładach w Bydgoszczy.

Przez kolejne pół roku „Pętlarz” nie dawał o sobie znać. Kolejną jego ofiarą była 17-letnia Krystyna G., wypatrzył ją w Będzinie. Instynktownie skuliła głowę w ramiona i pętla sprawcy zamiast na szyi zacisnęła się na brodzie dziewczyny. Złapała za sznur i wyrwała go napastnikowi. Głośno zaklął i rzucił się do ucieczki. Zbiega widziały wtedy dwie inne dziewczyny. Wszystkie opisały napastnika jako osobnika o niemal dziecięcym wyglądzie. Ważne było to, że Krystyna G. wyrwała napastnikowi kabel prawie metrowej długości. Był w czarnej izolacji, poddano go analizie, biegli wypowiedzieli się jakim narzędziem go przecinano. Pozostały na nim indywidualne ślady łatwe do identyfikacji. Kabel miał na końcach dwa uchwyty, by sprawca mógł włożyć tam dłonie i bez przeszkód dusić ofiarę.

Miesiąc później „Pętlarz” uderzył w Szczakowej, w województwie krakowskim. Urszulę P. obezwładnił i zgwałcił. Na miejscu czynu odkryto ślady jego obuwia. Znów miał na sobie trampki wyprodukowane w Bydgoszczy. Śledczy wpadli na oryginalny pomysł i ubrali manekina w odzież jaką, według świadków, miał na sobie gwałciciel. Wykonano odbitki tak przygotowanego manekina i rozesłano je do komisariatów w kilku województwach. To nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Przypuszczano, że sprawca porusza się pociągami i wtedy wypatruje swoje ofiary, wybiera je na stacjach kolejowych, śledzi, atakuje w dogodnym, ustronnym miejscu.

Faktycznie wypatrywał samotne kobiety. Kiedy z tłumu pasażerów wychodzących z pociągu lub autobusu wybrał już odpowiednią osobę, podążał za nią mało dyskretnie. Śledząc ofiarę, nie krył się przed postronnymi świadkami. Później atakował znienacka, zaciskając pętlę na szyi. W kilku przypadkach odnotowano rabunek rzeczy osobistych należących do kobiet. Ani razu nie stwierdzono, aby któraś z napaści „Pętlarza” zakończyła się zgonem pokrzywdzonej. To wskazywało, że sprawcy wystarcza do zaspokojenia widok drgawek u ofiary spowodowanych „podduszaniem”. Nie zależało mu na uśmierceniu.

Niespodziewanie zamilkł na wiele tygodni, ale gdy już zaczął działać, dokonywał napadów bez opamiętania. Stało się tak wiosną 1971 roku.

Piątą ofiarą „Pętlarza” była mieszkanka Trzebini, Zofia B. Jej także udało się wyszarpnąć napastnikowi pętlę, która zatrzymała się na jej brodzie. Spojrzała w twarz bandyty, a on spokojnie odszedł bez słowa. Kolejny napad znowu wydarzył się w Trzebini, w pobliżu dworca kolejowego. Ofiarą gwałtu padła 25-letnia Stanisława M. Następną – pomoc kuchenna Maria M. Chciała ustąpić miejsca na chodniku mijającemu ją mężczyźnie, ale on miał inny plan. Zarzucił kobiecie pętlę na szyję. Co się zdarzyło dalej, ofiara nie pamiętała, straciła przytomność. Podobnie było z 20-letnią Lucyną M., pracownicą Huty im. Feliksa Dzierżyńskiego w Dąbrowie Górniczej. Zabrał napadniętej zegarek Czajka. Śledczy liczyli, że charakterystyczny przedmiot trafi do paserów lub pojawi się na czarnym rynku. Tak się nie zdarzyło.

W sumie od marca do października 1971 roku bandyta dokonał 11 napaści. Atakował w województwie katowickim (Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza, Łazy) oraz w krakowskim (Tenczynek, Szczakowa, Trzebinia) zazwyczaj 13 i 21 dnia miesiąca.

W zachowaniu „Pętlarza” zaskakujące było jego opanowanie. Z reguły z miejsca przestępstwa oddalał się wolno, spokojnie, nie obawiał się świadków – potrafił zaatakować na dobrze oświetlonej ulicy. Później wiele informacji na temat jego wyglądu dostarczali przechodnie, którzy widzieli go przed lub po napadzie w okolicach miejsca przestępstwa.

Chcesz poznać całą historię „Pętlarza”? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 3/2024 (tekst Marcina Grzybczaka pt. Seryjny gwałciciel o chłopięcej twarzy). Cały numer do kupienia TUTAJ.