Polisa na życie i sfingowana śmierć

O tej parze śmiało można powiedzieć, że kochali się na śmierć i życie. A może życie i śmierć… Dorota S. była pośredniczką ubezpieczeniową, więc doskonale wiedziała, jak zabezpieczyć się na mniej lub bardziej pewną przyszłość. Polisa na życie to był dobry plan.

Przezornie zaczęła więc myśleć o zabezpieczeniu swojego męża. Wykupiła na siebie kilkanaście polis ubezpieczeniowych, których łączna kwota opiewała na ponad 10 mln zł. Nagle zmarła… W akcie zgonu widniała informacja, że przyczyną śmierci był wylew krwi do mózgu. Zabrakło jednak wyniku sekcji zwłok. I grobu kobiety. Po dokładniejszej analizie dokumentacji, wyszło na jaw, że pieczątkę na akcie zgonu przybił znajomy neurochirurg, który został za to sowicie wynagrodzony. Dorota i Mariusz S. z Chojnic (woj. pomorskie) usiłowali wyłudzić pieniądze z ubezpieczenia, dzięki którym mogliby wyjechać za granicę, do ukrywającego się przed wymiarem sprawiedliwości syna. Tam mieli rozpocząć nowe życie. Tymczasem mężczyzna 3 lata swojego życia spędził za kratami, natomiast jego żona opuściła więzienne mury rok wcześniej. W sumie para musiała zapłacić także 80 tys. zł grzywny oraz zwrócić 400 tys. zł wyłudzonych pieniędzy.

Nie tylko polisa na życie

Żyją po śmierci. Można zaryzykować twierdzenie, że dostali drugie życie, niczym bohaterowie komputerowych gier. Tymczasem brak w tym magii i medycznych cudów. Nie ma też tych biblijnych. Jest tylko głupota. Lekkomyślność, czasem pazerność. Pozorują własną śmierć. Bynajmniej nie po to, by zobaczyć, jak wygląda życie po drugiej stronie. Pobudki są nieco bardziej prozaiczne. Proste. Głupie.

Po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę dwóch prostych słów: „pozoracja śmierci”, na jednej z pierwszych pozycji pojawia się praktyczny poradnik mówiący „jak najskuteczniej upozorować własną śmierć”. I choć może wydawać się to mało mądrym żartem, przez niektórych ta fraza przerabiana jest na wszystkie sposoby. Łącznie z tym obejmującym ćwiczenia praktyczne.

„Umierają”, by żyć. Wierzą w życie po „śmierci”. To jednak bywa zaskakująco krótkie, pełne nieprzewidzianych zwrotów akcji. Historia zna jednak przypadki, kiedy pozoracja śmierci wychodzi na jaw dopiero po… prawdziwej śmierci.

Chcesz poznać inne przypadki, gdzie ktoś upozorował własną śmierć? Sięgnij po Detektywa 4/2022 (tekst Anny Rychlewicz „Życie po (upozorowanej) śmierci”. Cały numer do kupienia TUTAJ.