Porwania dla okupu. Kim są porywacze?

Porwania dla okupu nie dokonuje dzisiaj zwykły, prymitywny przestępca. To przestępstwo wymaga precyzyjnego przygotowania logistycznego i przemyślanego zaplanowania wszystkich etapów. Samo porwanie to dopiero pierwszy,  najprostszy do wykonania krok. Potem następują znacznie trudniejsze: bezpiecznie przetrzymywanie porwanego, skuteczne pertraktacje z rodziną i etap najtrudniejszy – podjęcie okupu. Kim są porywacze?

Zawodowymi kidnaperami byli członkowie gangu „obcinaczy palców”, którzy w latach 2003-2005 dokonywali w Warszawie i okolicy kilkunastu porwań rocznie. Byli wyjątkowo brutalni, potrafili wywierać presję w sprawie okupu, przysyłając rodzinie obcięty palec porwanego i grożąc przysłaniem kolejnego. Ponad dwadzieścia ofiar porwań zostało szczęśliwie uwolnionych. Jednak dwóch nie odnaleziono do dzisiaj, mimo zapłaconego okupu. A jeden przypadek miał dramatyczny finał – rodzice porwanego 19-latka okup przekazali, ale odnaleziono go martwego.

***

Dzisiejsi porywacze używają najnowszych zdobyczy techniki, przede wszystkim z zakresu łączności. Posiadają także sporą wiedzę kryminalistyczną, służącą zwłaszcza do zacierania śladów. Muszą też dysponować dużą gotówką, bo kidnaping to przedsięwzięcie, które w fazie przygotowania wymaga nakładów finansowych. Rzadko porwania dokonuje pojedyncza osoba, najczęściej jest to grupa. Do całej operacji potrzeba bowiem kilku ludzi, z których każdy zna tylko swój wycinek roboty.

Kidnaperzy stosują różne sposoby, żeby nie zostawiać śladów. W 2014 roku grupa porywaczy, czekając na okup, przez dwie doby woziła swoją ofiarę samochodem po całej Polsce, licząc na to, że przemieszczając się nie zostawiają śladów i nie da się ich namierzyć. Było wręcz przeciwnie, bo jak wiadomo, przestępcy zawsze zostawiają jakieś ślady. Policja zatrzymała ich trzeciego dnia w motelu pod Poznaniem. Wśród trójki porywaczy była kobieta.

W innym przypadku porywacze w miejscu, gdzie przetrzymywali ofiarę, (którą po przyjęciu okupu zwolnili), podrzucili włosy przypadkowych osób zabrane z zakładu fryzjerskiego. W ten sposób policja zebrała wiele śladów DNA prowadzących donikąd.

Porywacze w akcji

Było też takie porwanie, gdzie porywacze przygotowali dla ofiary specjalnie urządzone pomieszczenie na wzór policyjnej celi. Porwany były związany ze światem przestępczym, sądził więc, że przetrzymywała go policja.

Wbrew pozorom amatorskie porwanie może być dla policji nie mniej trudne niż robota zawodowców.

W 2011 roku w Warszawie sprzed domu uprowadzony został 19-letni Marcin. O tym fakcie zgłosił policji jego kolega, świadek zdarzenia. Sprawcy nie odezwali się do rodziny, niczego nie żądali i cała sprawa wyglądała dość dziwnie. Po nitce do kłębka, policjanci ustalili, że prawdopodobnie chodzi o pomyłkę. Kuzyn i kolega porwanego chłopaka przyznali się, że kilka dni wcześniej oszukali dwóch przyjezdnych spoza Warszawy, od których wzięli 10 tys. zł, obiecując kupić dla nich narkotyki. Forsę chcieli przeznaczyć na wakacje, w przekonaniu, że tamci nie zgłoszą tego faktu policji. Tymczasem oszukani postanowili sami odzyskać pieniądze. Penetrowali okolice i kiedy zobaczyli 19-latka tego samego wzrostu i w podobnej kurtce co chłopak, na którego czatowali, porwali go i wywieźli poza Warszawę. Przetrzymywali go, żądając zwrotu pieniędzy, ale kiedy upewnili się co do pomyłki, wypuścili go. Sprawa zakończyła się szczęśliwie, po upływie doby chłopak wrócił do domu.

Ta sprawa była dla policji wbrew pozorom bardzo trudna. Nie dotyczyła bowiem środowiska przestępczego, a o porywaczach nie wiadomo było zupełnie nic, poza faktem, że pochodzą spod Warszawy. Poszukiwania trwały trzy dni, sprawcy zostali zatrzymani.

***

Czasem, naoglądawszy się filmów kryminalnych, swoich sił w porwaniu próbują całkowici amatorzy. Nawet jeśli samo porwanie wygląda groteskowo dla porwanego zawsze jest to ogromny stres. 17-latkowi z Gdańska, porwanemu dlatego, że sprawcy pilnie potrzebowali pieniędzy na imprezę, wcale nie było do śmiechu, choć zażądali bardzo niskiego okupu. Porwali go na ulicy, wrzucili go do bagażnika i zadzwonili do jego siostry z żądaniem 500 zł za uwolnienie brata. Pieniądze miały być wręczone na wskazanej stacji paliw. Siostra miała przy sobie tylko 200 zł i porywacze zgodzili się na tę sumę. Akcję wręczenia okupu obserwowali powiadomieni o wszystkim policjanci i gdy ofiara została wypuszczona, na rękach porywaczy natychmiast zatrzasnęły się kajdanki.

Interesuje Cię temat porwań. Zerknij do Detektywa 8/2021 (tekst Elizy Solskiej pt. „Dopaść Porywacza”). Cały numer do kupienia TUTAJ.