Profesor Zbigniew Lasocik w rozmowie dla „Detektywa”

Anna Rychlewicz: Panie Profesorze, proszę mi powiedzieć, w jaki sposób identyfikuje się dziś ofiary tego procederu? Jeśli nie mówimy o nim głośno, wybieramy funkcjonowanie w świecie, w którym problem współczesnego niewolnictwa nie istnieje, to w jaki sposób dociera się do ofiar?

Zbigniew Lasocik: To, co jest wąskim gardłem w walce z handlem ludźmi, to jest właśnie identyfikacja ofiar. To jest najtrudniejsze. Do identyfikacji ofiary może dojść na trzy sposoby. Po pierwsze – możemy mieć do czynienia ze zjawiskiem autoidentyfikacji, czyli sytuacją, w której ofiara sama zdefiniuje siebie jako ofiarę przestępstwa. Kobieta świadcząca usługi seksualne stwierdza: to, w jakich warunkach to robię, poszło za daleko, jestem ofiarą. Pracownik, który jest eksploatowany w pracy, mówi: dość. Miejmy jednak na uwadze, że aby do tego doszło, poziom świadomości tych ludzi musi być bardzo wysoki.

AR: A czy w wielu przypadkach ta świadomość nie przegrywa ze strachem?

ZL: Oczywiście, że przegrywa, dlatego ofiary muszą być niezwykle odważne. Handlarze organizują to tak, żeby je śmiertelnie przestraszyć. Żeby przekonać ofiarę, że każda próba wyrwania się z matni, prowadzi do czegoś złego. Ale wracając do identyfikacji… Drugim sposobem jest identyfikacja instytucjonalna, czyli dokonują jej organy ścigania, służby pomocy socjalnej czy inne służby publiczne, w ramach wykonywania swoich rutynowych zadań. No i trzecia możliwość, to identyfikacja społeczna. Identyfikacja społeczna, czyli taka sytuacja, w której identyfikacji ofiar handlu ludźmi możemy potencjalnie dokonać my wszyscy. Każdy z nas może zadać sobie pytanie, czy osoba, którą widzę, nie wysyła mi sygnałów, że coś z jej sytuacją formalną, prawną, życiową, jest nie tak. A zatem, identyfikacja jest możliwa, kiedy wszyscy mamy oczy szeroko otwarte.

AR: Pozostaje pytanie, czy nawet jeśli odbieramy takie sygnały, to potrafimy reagować?

ZL: Odpowiem Pani posługując się przykładem. Od kilkunastu lat obserwujemy zmianę naszego stosunku do przemocy wobec dzieci. Jeszcze 15 lat temu, pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się dzieckiem szarpanym przez rodziców, na przykład na ulicy. Ale było już tak dużo takich przypadków i zaczęliśmy o nich otwarcie mówić, że pomału zaczynamy patrzeć w tamtą stronę. Mało tego, coraz częściej ośmielamy się reagować, sami sobie przyznajemy prawo upomnienia się o dziecko wbrew opiekunom. Myślę, że na poziomie mentalności to naprawdę się zmienia.

AR: A jak dziś pozyskuje się niewolnika?

ZL: Wszystko zależy od tego, czego miałaby dotyczyć eksploatacja. W przypadku pozyskiwania pracownika do seksbiznesu, tutaj w zasadzie są dwie drogi. Po pierwsze – pozyskuje się kobiety, które nie są świadome tego, że będą eksploatowane seksualnie. Wobec czego trzeba je przymusić do tego, by świadczyły takie usługi. Bardzo często są rekrutowane metodą lower boy, czyli metodą polegającą na tym, że młodzi atrakcyjni mężczyźni wywożą te kobiety z kraju pochodzenia pod byle pretekstem i tam przekazują je handlarzom. Następnie odpowiednio aranżuje się sytuacje tak, aby ta kobieta rzeczywiście czuła lęk (stosuje się przemoc lub jej groźbę). Lepiej zastraszyć, że jeśli nie podporządkuje się woli przestępców, to komuś z jej bliskich stanie się krzywda. Druga metoda dotyczy sytuacji, gdy kobiety jadą świadczyć usługi seksualne w pełni świadomie. Jednak warunki świadczenia tej pracy są zupełnie inne niż te, jakie im obiecywano. Są upokarzające, szkodliwe dla zdrowia i niebezpieczne.

AR: Czy w takim razie o handlu ludźmi możemy mówić także wtedy, gdy mamy do czynienia z wykorzystywaniem człowieka za jego zgodą?

ZL: Oczywiście. Zgoda ofiary nie ma żadnego znaczenia. Proszę zauważyć, że tutaj zgodą objęty jest pierwszy akt woli. Kobieta mówi: dobrze, będę świadczyła usługi seksualne na warunkach, które mi przedstawiliście. Na miejscu okazuje się, że warunki są zupełnie inne. Tutaj możemy mieć do czynienia z brutalnością, z brakiem higieny, brakiem respektu dla potrzeb tych osób, kiedy muszą świadczyć usługi seksualne o każdej porze dnia i nocy, z dowolnymi klientami, bez zabezpieczeń, etc. Takich sytuacji jest wiele.

AR: A jak pozyskuje się pracownika do pracy przymusowej?

ZL: Na różne sposoby. Najprostszym jest rekrutowanie pracownika, którego wprowadza się w błąd. Np. co do warunków pracy. Daje mu się do podpisania umowę, która jest w niezrozumiałym dla niego języku i ta umowa jest od początku oszustwem. Po drugie – są to sytuacje, kiedy pracownik przyjeżdża na przykład do Polski legalnie, ma pozwolenie na pracę i ma wizę, ale zostaje w Polsce na dłużej. W efekcie skończyło się pozwolenie na pracę, skończyła się wiza, a pracodawca mówi: jeśli chcesz to pracuj, ja będę ci płacił.

W tym momencie zmienia się siła zależności. Pracownik jest zupełnie uzależniony od pracodawcy. Pracodawca może manipulować strachem, ale także może pracownika zadenuncjować, aby przejąć jego niewypłacone należności. Trzecia forma rekrutacji jest rekrutacją, w której stosowany jest tak zwany debt bondage, czyli niewola za długi. Ten mechanizm polega na tym, że rekrutuje się nie tyle pracownika, co chętnego na przemyt. Mamy z nim do czynienia wówczas, gdy ktoś planuje na przykład wyjazd z Azji do Europy czy Stanów Zjednoczonych, ale nie ma dość pieniędzy na opłacenie przemytnika. W takiej sytuacji przemytnik „pomaga” i pokrywa część tej należności, pod warunkiem, że ten człowiek odpracuje pożyczkę. Przy czym warunki odpracowania długu są takie, że on go szybko nie spłaci.

AR: Panie Profesorze, z nadzieją, że będziemy mogli jednak zakończyć tę rozmowę jakimś pozytywem – jest w Panu wiara, że coś się zmieni? Że system zacznie lepiej funkcjonować? Że zaczniemy dostrzegać człowieka obok? Człowieka, który być może potrzebuje naszej interwencji. Wierzy Pan w to?

ZL: Patrząc na historię, trzeba zawsze być optymistą. W historii świata nie było takiego procesu i zjawiska, które by się nie skończyło. Zawsze coś się zaczynało i coś się kończyło. Jestem optymistą, bo cywilizacja kiedyś będzie musiała sobie z tym poradzić. Kiedyś dorośnie takie pokolenie, które powie, że trzeba z tym skończyć.

Chcesz przeczytać cały wywiad? Sięgnij po Detektywa 1/2024 (tekst Anny Rychlewicz pt. Ile kosztuje człowiek). Cały numer do kupienia TUTAJ.