Prostytutki mimo woli. Wstrząsająca historia

Olga W. otrzymała od swojej szefowej propozycję spędzenia weekendu z zamożnym biznesmenem. Mogła zarobić nawet do 1000 € – jeśli się postara i będzie dla niego miła. Była miła. Czy to miała być praca prostytutki? Cztery dni później Straż Graniczna odnalazła jej zwłoki w lesie w pobliżu przejścia granicznego z Ukrainą Dołhobyczów – Uhrynów.

Podczas rutynowych obowiązków patrolowych, 27 stycznia 2015 roku, Straż Graniczna odkryła w lesie zwłoki młodej kobiety. Niewielka odległość od ukraińskiej granicy i tatuaż ze znakami cyrylicy wskazywały, iż ofiara mogła pochodzić zza wschodniej granicy. Jej tożsamość pozostawała nieznana. Miejsce odnalezienia zwłok z pewnością nie było tym, gdzie dokonano zbrodni. Dzień wcześniej przyszła odwilż, a ciało umieszczono w tym miejscu, gdy jeszcze leżał śnieg. Odwilż zmyła wszelkie ewentualne ślady, jakie mógł pozostawić sprawca. Wstępne oględziny sugerowały, iż kobieta przed śmiercią została brutalnie zgwałcona, a ubranie niedbale założono jej później. Sekcja zwłok jako przyczynę zgonu wskazywała uduszenie. Niekiedy tak kończyły prostytutki.

Kusząca oferta

Dorota i Andrzej D. prowadzili w Kielcach agencję pośrednictwa pracy. Specjalizowali się w wyszukiwaniu personelu na Ukrainie. Wiosną 2015 roku Andrzej D. odebrał telefon od jednego z kieleckich biznesmenów, który złożył mu bardzo atrakcyjną finansowo ofertę.

– Olgierd M. od lat był znajomym mojej żony. – relacjonował Andrzej D. – Często wynajmował od nas personel, ale zwykle korzystał ze specjalnych ofert cenowych, jakie tworzyła dla niego małżonka. Tym razem potrzebował hostess i płacił ekstra. Początkowo byłem tym zaskoczony, ale kiedy dodał, że potrzebuje przejrzeć CV kandydatek „na już” i wcześniej skonsultował to z moją żoną, zrozumiałem skąd ta dopłata. Nie mieliśmy wówczas zbyt wiele kandydatek do pracy w tym charakterze. Dałem szybko ogłoszenie w internecie i szczęśliwym zbiegiem okoliczności, zgłosiło się od razu kilka dziewczyn. Olgierd M. był zadowolony.

Trzy przyjaciółki z podkijowskiego Irpienia zdecydowały się błyskawicznie odpowiedzieć na ofertę. Były gotowe do natychmiastowego wyjazdu do Polski. Dla 27-letniej Zlaty B. nie był to pierwszy epizod za granicą. Mówiła dobrze po polsku i znała Kielce. Te atuty zdecydowały o oddzieleniu jej od przyjaciółek.

W sobotę, 25 kwietnia, promowała kosmetyki w jednej z kieleckich galerii handlowych, a w tym czasie jej współtowarzyszki miały obsługiwać w agencji eventowej należącej do Olgierda M. Dla Andrzeja D. w tej sytuacji nie było nic nadzwyczajnego, dopóki nie odebrał telefonu od przestraszonej Zlaty B.:

– Dziewczyna twierdziła, że jej koleżanki potrzebowały pomocy. Nie zawieziono ich do żadnego lokalu gastronomicznego – jak było ustalone ze zleceniodawcą – tylko do prywatnego domu. Uznałem wówczas, że będące pierwszy raz w obcym kraju dziewczyny spanikowały, ale postanowiłem zadzwonić do żony i upewnić się, że wszystko było z tym zleceniem w porządku. Kiedy Dorota się o tym dowiedziała, wpadła w jeszcze większą histerię niż Ukrainki. W tamtej chwili nie miałem jeszcze pojęcia o co chodziło.

Praca jak prostytutki

Państwo D. choć oboje już po 40-tce, małżeństwem byli zaledwie od dwóch lat. Oboje doświadczeni i po przejściach. Jednak Dorota D. nie powiedziała swojemu mężowi wszystkiego o jej relacjach z Olgierdem M. W przeszłości prowadziła agencję towarzyską, w której ten często gościł. Był klientem klasy premium. Dużo wymagał i dużo płacił, a Dorota D. starała się zawsze stanąć na wysokości zadania. Choć nigdy ich prywatnie nic nie łączyło, mężczyzna darzył zdolną bizneswoman szczególnym zaufaniem.

24 stycznia 2015 roku umówiła z Olgierdem M. jedną ze swoich pracownic. Bez wiedzy męża i wspólnika zawiozła Olgę W. do posiadłości bogatego przedsiębiorcy z branży marketingowej. Dziewczyna miała u niego zostać na weekend, jednak już w sobotę wieczorem D. otrzymała telefon. Choć głos Olgierda M. brzmiał spokojnie, miała poważne obawy, że „mały problem ze zleceniem” – jaki sygnalizował przez telefon – mógł być poważny. Nie zastanawiając się wiele, Dorota D. wsiadła za kierownicę swojego jeepa i po rajdzie ulicą Wojska Polskiego w kierunku Sukowa, dotarła po kwadransie do jego domu…

Jak zakończyła się ta historia? Odpowiedzi szukaj w Detektywie Wydanie Specjalne (tekst Anny Rychlewicz pt. “Prostytutki mimo woli”). Do kupienia TUTAJ.