Ratownik medyczny zamordował żonę

Czarna kartka z kalendarza: 17 grudnia. 17 grudnia 2008 roku, ratownik medyczny zamordował żonę. Jacek Ch. wstrzyknął jej śmiertelną dawkę leku.

Państwo Ch. małżeństwem byli ponad 10 lat. To była wielka miłość. Jacek pracował jako ratownik medyczny. Miał opinię bardzo dobrego ratownika. Elżbieta też pracowała, ale kiedy przyszły na świat dzieci, zajęła się ich wychowaniem.

Z czasem relacje między małżonkami zaczęły się zmieniać. Ponoć Jacek zaczął spotykać się z innymi kobietami. Do rodziny Eli dochodziły różne plotki. Bliscy delikatnie przekazywali jej, że Jacek nie jest wobec niej w porządku. Ona nie chciała w to wierzyć.

18 grudnia 2008 roku. Jacek Ch., ratownik pracujący w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie, wezwał pogotowie do 34-letniej żony. Lekarka stwierdziła zgon. Mąż nalegał, żeby nie robić sekcji. Błyskawicznie zorganizował firmę pogrzebową, która zabrała ciało Elżbiety i dopiero popołudniu powiadomił jej rodzinę o tragedii. Bliscy Eli nie uwierzyli z naturalny zgon młodej i zdrowej kobiety…

Ratownik medyczny zamordował żonę i został skazany na dożywocie

Prokuratura wszczyna śledztwo. W styczniu 2011 roku Jacek Ch. został zatrzymany przez policję, kiedy akurat wychodzi z pracy. Był bardzo opanowany. Badania wykazały, że wstrzyknął żonie wieczorem, 17 grudnia 2008 roku, śmiertelną dawkę substancji, która zawierała ketaminę, lek do znieczulania przedoperacyjnego. Dawka była potężna, ok. 1000 mg, czyli czterokrotnie więcej, niż wynosi maksymalna dopuszczalna dawka leku dla osoby w jej wieku i z jej wagą. Spowodowała ona niewydolność krążeniowo-oddechową i w konsekwencji śmierć. Elżbieta zmarła, leżąc u boku męża. Jacek Ch. ketaminę ukradł, albo dostał od kogoś z oddziału ratunkowego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie. Mówił kolegom z oddziału, że chce uśpić psa.

Proces w sprawie był poszlakowy. Utajniono go ze względu na dobro dzieci (Elżbieta osierociła dwoje dzieci). Obrońca przekonywał, że Jacek Ch. przez pomyłkę podał żonie lek. Rodzice zamordowanej przez cały proces byli oskarżycielami posiłkowymi i domagali się dożywocia dla zięcia. Według nich Jacek Ch., prowadził podwójne życie, zdradzał żonę i zabił ją dlatego, że nigdy nie zgodziłaby się na rozwód. Niedługo po pogrzebie poszedł na sylwestra z inną kobietą.

Mężczyznę skazano na dożywocie. Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok w mocy. Jacek Ch. będzie mógł się ubiegać o przedterminowe zwolnienie z więzienia dopiero po odsiedzeniu 25 lat.