Relikwie św. Wojciecha – kradzież sprzed 36 lat

Czarna kartka z kalendarza: 20 marca. 20 marca 1986 roku odkryto kradzież w katedrze w Gnieźnie. Ze świątyni zniknęły relikwie św. Wojciecha. Złodzieje odrąbali od relikwiarza srebrną figurę św. Wojciecha oraz anioły i skrzydła orłów.

Na drugi dzień po ogłoszeniu kradzieży do milicjantów zaczęły napływać informacje. Zgłoszeń nie brakowało, bo wyznaczono nagrodę. Do milicji w Gdańsku przyszli dwaj mężczyźni i poinformowali, że wypożyczyli garaż 21-letnim braciom: Krzysztofowi i Markowi M. Towarzyszył im Waldemar B. Ponoć zajmowali się tam przetapianiem srebra…

Milicjanci natychmiast to sprawdzili. Wszystkie dowody wskazywały na to, że rzeczywiście ktoś przetapiał tam srebro. Początkowo śledczy myśleli, że bracia są jedynie pośrednikami, którzy kupili srebrne elementy, aby je przetopić. Kiedy zostali aresztowani, nie chcieli się przyznać do udziału w kradzieży, ale wystarczyło przeszukać ich mieszkanie, aby zdobyć niezbite dowody, że kłamią.

„Mózgiem” kradzieży był 33-letni Piotr N. – jak się później okazało: recydywista, skazany za włamania, kradzieże i paserstwo, „miłośnik” sztuki sakralnej.

Relikwie św. Wojciecha zakopane pod katedrą

Nocą 19 marca złodzieje przyjechali do Gniezna. Przez okno dostali się do katedry. Z relikwiarza oderwali krzyż, mitrę i ewangeliarz. Postać św. Wojciecha nastręczyła im problemów, bo była przykręcona do trumny. Dali sobie radę: spiłowali śruby i oderwali figurę, potem jeszcze „poszły” srebrne anioły i skrzydła orłów. Łupy zapakowali do toreb i wyszli przez wypchnięte okno. Św. Wojciech jakby się opierał, był bardzo ciężki. Dlatego odrąbali mu głowę i rękę. Zabrali je ze sobą, a resztę zakopali w piachu w pobliżu katedry. Planowali wrócić po łupy. O godzinie 5 rano wsiedli w pociąg do Gdańska.

Podejrzani konsekwentnie nie przyznawali się do winy. Pomógł przypadek, odnaleziono zniszczony korpus figury św. Wojciecha, zakopany pod katedrą. Tuż po znalezieniu uszkodzonej figury św. Wojciecha, podczas przesłuchania, położono ją przed Krzysztofem M. Mężczyzna był przekonany, że któryś ze wspólników wszystko wyśpiewał, skoro znaleziono zakopany korpus i przyznał się do kradzieży. Podobny chwyt wykorzystano w przypadku drugiego brata. Reakcja była taka sama. Tylko Piotr N. do końca śledztwa nie przyznawał się do winy, mimo że koledzy zeznali, że to on ich do wszystkiego namówił.

Bracia M. i Piotr N. zostali skazani na 15 lat więzienia każdy i 5 mln zł grzywny. Natomiast Waldemar B. na 12 lat więzienia.

Po odwołaniach sąd obniżył wyroki Krzysztofowi M. i Waldemarowi B. – do 10 lat więzienia.

Katedra gnieźnieńska nie raz była okrada. Czytaj TUTAJ.