Robert Durst: Multimilioner na szlaku zbrodni

Multimilioner włóczęgą? Współwłaściciel nowojorskiego Manhattanu przebiera się za kobietę i kradnie w sklepie kanapkę? Ten jedyny w swoim rodzaju szaleniec miał w każdej chwili dostęp do kont bankowych z wieloma milionami dolarów. Robert Durst na szlaku zbrodni do końca czuł się bezkarny.

Zgubił go nawyk samotnika: mówienie do siebie na głos. „Zabiłem ich. Tak, zabiłem ich wszystkich!” – chełpił się przy pisuarze podczas przerwy w nagrywaniu programu telewizyjnego o jego życiu.

W ostatni dzień września 2001 roku chłopiec łowiący ryby w Galveston, w stanie Teksas, zauważył pakunek unoszący się na wodzie zatoki. Chwilę potem fala przyniosła ludzki tułów.

W tym samym czasie policja otrzymała zgłoszenie o cuchnących plastikowych workach na plaży. Po ich otwarciu znaleźli kończyny pasujące do tułowia. W workach – ważne ślady: ochrona ostrza ręcznej piły; dowód zakupu piły sprzed 2 dni oraz egzemplarz lokalnej gazety z adresem odbiorcy. Później fale wyrzuciły kolejny worek, w nim rewolwer kalibru 22 z kilkoma niewystrzelonymi nabojami.

***

Odciski palców zdjęte z odciętych rąk, porównane z komputerowym bankiem danych wskazały, że zabitym i pociętym na kawałki człowiekiem był 71-letni Morris Black, lokator mieszkania w domu czynszowym, znajdującym się pod adresem doręczenia lokalnej gazety.

Policja bez trudu wyjaśniła tajemnicę śmierci Morrisa Blacka. Sprawa była bardzo prosta: krwawy ślad, szeroki jak ścieżka, prowadził od drzwi jego mieszkania pod drzwi sąsiadki, niejakiej Dorothy Ciner. Jak zwykle nie było jej w domu. Policja przeszukała mieszkanie pod jej nieobecność. To tu bez wątpienia rozegrała się zbrodnia i nastąpiło poćwiartowanie zwłok. Wnętrze było zbryzgane krwią. Zwracały uwagę zakrwawione robocze buty oraz pokryty krwią długi nóż. Nic wewnątrz nie wskazywało na to, że mieszkanie to zajmuje kobieta.

Dorothy, czyli Robert Durst

Jak opisał policji właściciel domu, Dorothy Ciner była kobietą w trudnym do określenia wieku, osobą wyjątkowo tajemniczą, niemal nieobecną, zachowującą się bardzo podejrzanie w kontaktach z innymi ludźmi. Widziano ją w tym domu zaledwie kilka razy. Wysoka, o płaskiej klatce piersiowej, na głowie nosiła nieudolnie założoną perukę, na nosie miała połamane, poklejone taśmą okulary. Nie mówiła nic, zamiast tego pisała. Wynajmując mieszkanie wytłumaczyła na piśmie: cierpi na nieuleczalną chorobę gardła, co wyklucza porozumiewanie się głosem. Poinformowała również, że rzadko kiedy będzie korzystać z mieszkania. Podczas jej nieobecności będzie tu mieszkał Robert Durst, jej bliski przyjaciel. Właściciel oraz inni lokatorzy domu nigdy nie widzieli Dorothy i Roberta razem.

Policja wrzuciła dane Dorothy Ciner do komputerów i oto szok: kobieta o tym nazwisku rzeczywiście istniała, lecz mieszkała niemal tysiąc mil od Teksasu i nigdy nie wynajmowała mieszkania w Galveston. Znała natomiast Roberta Dursta. W latach szkolnych chodzili do tej samej klasy. I od tej pory właściwie go nie widziała.

Dorothy nie mogła więc zamordować i pokawałkować swego sąsiada. Mógł tego dokonać Robert Durst, który z sobie tylko znanych powodów przyjął tożsamość tej kobiety. Policja podjęła czynności poszukiwawcze. Ustalono, że poszukiwany jeździ srebrną Hondą SUV, zarejestrowaną na jego nazwisko w stanie Teksas. Wreszcie patrol namierzył ten samochód na ulicy Galveston. Na podłodze Hondy leżała zakrwawiona piła ręczna, stanowiąc niezbity dowód zbrodni popełnionej na Morrisie Blacku.

I oto Robert Durst w momencie aresztowania: zdjęta peruka, połamane okulary poniewierające się na fotelu, nie w sukience, ale w dżinsach i spranej kurtce modnej firmy.

Robert Durst: Władca Manhattanu

Robert Durst jest jednym ze spadkobierców nowojorskiej rodziny, do której należy część Manhattanu. Urodził się 78 lat temu, jako najstarszy syn Seymoura B. Dursta i jego żony Bernice. Typowa kariera amerykańska: zaczynając od kupowania i sprzedawania małych domów, ojciec rozbudował imperium handlu nieruchomościami o wartości miliardów dolarów. Zaraz po II wojnie światowej było już go stać na wybudowanie całego szeregu drapaczy chmur na Trzeciej Alei.

Robert spędzał dzieciństwo w ogromnym przepychu, ale zawsze były z nim kłopoty. Nie znosił młodszego brata Douglasa. Chłopcy bili się często i do krwi, co w końcu zmusiło ojca do oddania ich pod opiekę psychologa. Dzięki terapii powoli zapomnieli o niewytłumaczalnej wzajemnej nienawiści. Robert pozostał jednak inny. Miał opinię dziwaka. W szkole uważano go za samotnika.

Był jednak zdolny, wybitnie zdolny. „Nadzwyczajne: to geniusz, po prostu geniusz!” – mawiali o nim  profesorowie w Lehigh University w Pensylwanii, gdzie młody bogacz studiował ekonomię. Kolejny etap: Kalifornia, gdzie na uniwersytecie w Los Angeles rozpoczął studia doktoranckie. Był rok 1965, sam szczyt epoki „dzieci-kwiatów”, eksplozji muzyki rockowej i wolnej miłości.

Zwyczajna dziewczyna

Robert Durst nigdy nie zrobił doktoratu z ekonomii. W 1969 roku przerwał studia w Kalifornii i powrócił do Nowego Jorku. Trochę pomagał ojcu w interesach. Znany był z tego, że dla kaprysu wsiadał do odrzutowca, by w już wkrótce bawić się w nocnym klubie przypadkowo wybranej stolicy jakiegoś kraju w Europie, czy Azji. W Nowym Jorku był stałym bywalcem słynnej dyskoteki Studio 54. Znał Johna Lennona i Jackie Kennedy Onassis. Jednak nie był pustogłowym dzieckiem miliarderów. Miał swe pasje: uwielbiał rzeźbić, znał się świetnie na architekturze.

Jesienią 1971 roku nastąpił punkt zwrotny w jego życiu. Poznał Kathleen (Kathy) McCormack, piękną młodą pomoc dentystyczną, która wynajmowała mieszkanie w jednym z budynków należących do jego rodziny. Kathleen przyszła do biura z czekiem miesięcznego czynszu. Wpadli sobie w oczy i pozostali ze sobą.

Młodej dziewczynie Roberta wcale nie przeszkadzały jego dziwactwa. Szła więc tam, gdzie chciał jej chłopak, zapatrzona w niego, nie zadająca zbędnych pytań. Przenieśli się do stanu Vermont, gdzie Robert otworzył sklepik ze zdrową żywnością. Niedługo cieszył się przyjemnym hobby. Ojciec nie mógł się pogodzić z faktem, że jego najstarszy syn, absolwent ekonomii jednego z najlepszych uniwersytetów kraju, zajmuje się tak przyziemnym i niedochodowym biznesem. Przywołał go do porządku i kazał się zająć poważną robotą.

Miłość… i co dalej

W1973 roku Robert i Kathy powrócili na Manhattan i wzięli ślub. Ustatkowany Robert wszedł mocno w sprawy rodzinnego imperium. Wraz z bratem Douglasem, pod czujnym okiem ojca, nadzorowali budowę do dziś imponujących, ogromnych biurowców na Avenue of the Americas na Manhattanie. Był zajęty, miał pełne ręce roboty i niewiele czasu dla młodej żony. Kathy dążyła do spełnienia swych ambicji. Po studiach pielęgniarskich została przyjęta do Albert Einstein School of Medicine, jednej z renomowanych uczelni medycznych Nowego Jorku. Nie przypadkowo dążyła do samodzielności. Wraz z Robertem mieli już za sobą beztroskie 2 lata wspólnego życia, spędzone bez większych zobowiązań.

Żyli jak cała młodzież tamtych czasów, tylko że w dobrych, starannie wybranych miejscach, wyjątkowo barwnie i wyjątkowo rozrywkowo, trochę pijąc, dużo tańcząc, paląc „trawę”, podróżując po świecie. Po ślubie długo prezentowali się jak para zakochanych. Gilberta Najamy, ich najbliższa przyjaciółka, tak zapamiętała ich po wielu latach: „Byli miłymi, sympatycznymi ludźmi, stylem życia nie wyróżniającymi się od innych. On – kochający, troskliwy mąż. Ona kochała go ponad wszystko”.

Robert Durst miał swoje przyzwyczajenia

Robert był przywiązany do swoich pieniędzy i nie lubił ich wydawać. Rozrzutność, na którą cierpi zwykle potomstwo miliarderów, nie była cechą jego charakteru. Chwalił się przed otoczeniem, że wraz z żoną żyją oszczędnie. Przyjaciele mogli się zresztą przekonać o tym na własnej skórze. Wykorzystywał swe układy i załatwiał dla nich stoliki w trudno dostępnych restauracjach i klubach. Na tym jednak kończyła się jego rola: gdy przychodziło do płacenia rachunku i wszyscy przy stoliku czekali, aż bogacz popisze się gestem, on proponował sprawiedliwą zrzutkę. Rozczarowywał również żonę. Nauczał ją, że błyszczenie innym kobietom mieszczańskim stanem posiadania jest w złym stylu i nie mieści się w jego normach moralnych. Nie jeździł nowymi samochodami. Nigdy nie nosił złota i drogich garniturów.

***

Kathy miała mercedesa i ogromne ambicje osiągnięcia w życiu swoich celów zawodowych. Chciała zostać dobrym i cenionym lekarzem-pediatrą, spędzała więc mnóstwo czasu na uczelni i w bibliotekach, a w domu otaczała się murem grubych podręczników. Milczenie dwóch młodych małżonków stało się ich stylem życia, a z biegiem czasu zastępowało ciepłe rozmowy, co zaczęło się podobać obojgu. Zauważyli również, że unikają siebie nawzajem. Możliwość korzystania z dwóch apartamentów na nowojorskim Manhatanie i z domu nad jeziorem pomagała im nie widzieć się czasem tygodniami. Gdy Robert wyruszał w swoim towarzystwie na włóczęgę po barach i klubach lub uciekał samolotami na nagłe wypady w atrakcyjne części świata, Kathy cieszyła się, bo miała wymarzoną samotność. Goniła czas potrzebny jej do zdobycia dyplomu.

Już w ósmym roku małżeństwa taki styl życia zaowocował pierwszymi poważnymi kłopotami. Związek Roberta i Kathy zaczął przeżywać poważny kryzys. Oboje wysyłali sygnały o pomoc do krewnych i znajomych. W początkach 1980 roku po Manhattanie rozeszły się plotki, że Kathy skarży się na Roberta: jest skąpy, zaczyna ją śledzić, jest zazdrosny o jej studia, ich kłótnie kończą się bijatyką. Potem nastąpiły przykre fakty. Kathy wynajęła adwokata i rozpoczęła przygotowania do rozwodu.

Zniknęła na zawsze

Kathy zniknęła 31 stycznia 1982 roku. Nad jeziorem Truesdale w South Salem była piękna słoneczna niedziela. Wieczorem kobieta postanowiła wyrwać się na przyjęcie wydane przez Gilberte Najamy, najlepszą przyjaciółkę, w jej mieszkaniu na Manhattanie. Robert nie wyjawił chęci uczestniczenia w tym wydarzeniu. Odwiózł jednak Kathy samochodem na stację kolejki podmiejskiej i pożegnał ją na stopniach wagonu.

W dwie godziny później, gdy Kathy bawiła się już w najlepsze, Robert zatelefonował i zażądał jej natychmiastowego powrotu do domu. Był wściekły i nie chciał rozmawiać. Kathy nie widziała innego wyjścia – musiała wracać. Przed wyjściem z przyjęcia powiedziała swej przyjaciółce: „Jeśli zdarzy się coś złego, zajmij się tym natychmiast. Boję się, zwyczajnie się boję. Mam złe przeczucia, że on coś zrobi…”. Nie były to jej pierwsze obawy. Już kilkakrotnie wcześniej mówiła bliskim znajomym, że lęka się o życie. Po czterech dniach Robert złożył raport o zaginięciu żony. Detektywi od razu nabrali podejrzeń.

Chcesz poznać sylwetkę zabójcy i kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 1/2022 (tekst Tadeusza Wójciaka pt. “Multimilioner na szlaku zbrodni”). Cały numer do kupienia TUTAJ.