Sąsiedzi potrafią być okrutni…

Teza, że ktoś wstrzyknął piankę montażową w zamek, nalał benzyny do przedpokoju przez szczelinę między progiem a drzwiami i potem podpalił przedpokój, była jak najbardziej uzasadniona. Nawet doświadczonych policjantów takie działanie poruszyło swoją perfidią. Było to przecież zaplanowane spalenie osoby w mieszkaniu z uniemożliwieniem jej ewakuacji. Czy sąsiedzi cokolwiek widzieli?

Do tego pożaru śląscy strażacy przybyli błyskawicznie, ale już początek akcji ratowniczo-gaśniczej okazał się niełatwy. Był niedzielny poranek, 11 maja 2014 roku, a pożar rozwijał się w mieszkaniu na 6. piętrze 11-piętrowego bloku w S. Na domiar złego, mieszkanie wyposażono w zamknięte na klucz, bardzo solidne stalowe drzwi. Otwierały się one do wewnątrz, których strażacy nie mogli szybko sforsować. Gdyby zawiasy były widoczne od strony klatki schodowej, mogliby je po prostu obciąć piłą kątową. Te jednak ukryte były za framugą, więc pozostało mozolne wyważanie. Dopiero gdy dojechała jednostka z drabiną wysokościową, pojawiła się nadzieja na przyspieszenie działań. Co prawda drzwi były już mocno nadwyrężone, ale za każdym ich odchyleniem na klatkę schodową wydostawały się płomienie, bo pożar szalał w przedpokoju. Drzwi były opalone i mocno nagrzane. Ostateczne ich wyważenie i wejście strażaków przez balkon nastąpiło prawie jednocześnie. Sąsiedzi byli w szoku.

Zginęła w płomieniach

W przedpokoju znaleziono leżącą na podłodze właścicielkę mieszkania, 60-letnią Iwettę R., ale nastąpiło to dopiero po intensywnej walce z płomieniami. Miało się co palić. Ściany przedpokoju nie tylko były pokryte drewnianą boazerią, ale stały tam także szafy i było kilka pawlaczy, zapełnionych różnymi rzeczami. „Pokarmu” dla ognia dostarczył też drewniany parkiet.

Kiedy strażacy dogasili pożar, okazało się, że w niewielkim stopniu przedostał się on na pozostałą część mieszkania. Jeden pokój był tylko osmalony, a w drugim spaliły się jedynie drzwi. Kuchnia i łazienka pozostały prawie nietknięte. Wyglądało więc na to, że pożar powstał w przedpokoju, a Iwetta R. próbowała go gasić lub wyjść przez płomienie na klatkę schodową. Niestety kobieta nie już żyła, kiedy strażacy do niej dotarli.

Zapach benzyny

Policyjna ekipa do oględzin i prokurator mogli zacząć swoją pracę dopiero, gdy strażacy dokładnie dogasili pożar, co nie było łatwe. Konieczne było zrywanie boazerii tlącej się między ścianą a listwami i opróżnianie pawlaczy. Trochę czasu zajęło też oddymianie i wietrzenie pomieszczeń. Z tego powodu oględziny rozpoczęły się dopiero po południu i odkryto zaskakujące fakty. Przede wszystkim już wstępnie oglądając zwłoki Iwetty R. stwierdzono, że ubranie kobiety zapaliło się na niej zanim upadła w przedpokoju. Znaleziono ją leżącą na brzuchu, ale oprócz spalenia części pleców miała spalone ubranie także z przodu ciała. Z tego powodu przyjęto wstępne założenie, że kobieta próbowała gasić pożar. Upadła bądź zasłabła, gdy zapaliło się na niej ubranie. Późniejsza sekcja zwłok oraz inne czynności potwierdziły to założenie.

Na inną okoliczność uwagę zwrócili strażacy, którzy podczas wyważania drzwi… Czuć było wyraźny zapach benzyny i byli przekonani, że ten wysoce łatwopalny płyn został rozlany przy drzwiach i to w dużej ilości. Pobrano, więc próbki z progu i podłogi, a także z dolnych części drzwi. Badania potwierdziły później obecność dużej ilości produktów spalania benzyny w tych miejscach, a także cząsteczek samej benzyny.

Sąsiedzi nic nie słyszeli

Kiedy policjanci zrozumieli, że ktoś mógł nalać benzyny pomiędzy próg a drzwi i podpalić ją powodując pożar, zaczęli bardziej wnikliwie badać to miejsce. Stwierdzili między innymi, że od strony mieszkania, w jednym z zamków tkwił duży klucz starego typu. Okoliczność niby zwyczajna dla wielu mieszkań, gdzie używa się klucza do zamknięcia drzwi od środka, zamiast zamka z tzw. motylkiem. Jednak ten klucz nie dawał się wyjąć ani przekręcić. Mogła to spowodować wysoka temperatura w czasie pożaru, ale po rozebraniu szyldów i zamka stwierdzono, że zamek cały wypełniony jest tzw. pianką montażową, i to ona skleiła klucz z zamkiem, i zablokowała jego obracanie.

     Od tego momentu już było wiadomo, że zdarzenie należy prowadzić, jako zbrodnicze podpalenie. Teza, że ktoś wstrzyknął piankę montażową w zamek, nalał benzyny do przedpokoju przez szczelinę między progiem a drzwiami i potem podpalił przedpokój, była jak najbardziej uzasadniona. Nawet doświadczonych policjantów takie działanie poruszyło swoją perfidią. Było to przecież zaplanowane spalenie osoby w mieszkaniu z uniemożliwieniem jej ewakuacji. Kto aż tak bardzo nienawidził Iwettę R., że chciał pozbawić ją życia w tak okrutny sposób?

Najpierw zostali szybko rozpytani sąsiedzi. Ale nic to nie dało. Do chwili, kiedy pożar nie rozhulał się na dobre nie zauważyli nic podejrzanego ani nikogo kręcącego się na piętrze.

Kto i dlaczego zabił Iwettę R.? Odpowiedzi szukaj w Detektywie Wydanie Specjalne 2/2021 (tekst Dariusza Gizaka pt. “Sąsiedzkie porachunki”). Do kupienia TUTAJ.