Sąsiedzki romans zakończył się tragedią

Tak było od samego początku. Poznali się na którejś z prywatek. Wpadł jej w oko – przystojny i wesoły. Wieczór spędzili w swoim towarzystwie, później umówili się na randkę, aż w końcu doszło do pocałunków i łóżka. Sąsiedzki romans zakończył się tragedią…

Janusz – młody inżynier – właśnie skończył studia. Miał wiedzę i papiery na dobrą posadę i taką też dostał. Ich związek układał się świetnie, jednak w przypadku Beaty zauroczenie minęło szybko. Już na etapie randek zauważyła irytującą prawidłowość. Janusz za bardzo się starał. Nie krył się z tym, że mu zależy. Biegał do niej z kwiatkami i czekoladkami. Oczy miał maślane, a o Beaty przeszłość nie pytał. A co było w przeszłości? Krótki epizod, zaledwie dwumiesięczny, który złamał jej serce. Epizod miał na imię Grzegorz, był zwykłym kelnerem w dyskotece w dużym mieście, a jednak to na jego widok Beacie miękły nogi. Grzegorz wiedział, jak postępować z kobietami. Nie dzwonił, nie prosił, kazał czekać. Bywał opryskliwy, a nawet chamski, szorstki i tajemniczy. O sobie mówił niewiele, nie zwierzał się, nie tłumaczył. Nie miał czasu, ale jak już go znalazł i wylądowali w łóżku, wychodził z niego prawdziwy demon. Zawrócił jej w głowie. Każdego dnia wpatrywała się w telefon w nadziei na choćby krótkiego SMS-a, a jak już przyszedł, dostawała niemal małpiego rozumu ze szczęścia. Gdy Grzegorz odszedł, z dnia na dzień, bez słowa, wypłakała hektolitry łez. Zdobyła się nawet na to, by napisać do niego, ale nic to nie dało.

***

Potem długo leczyła się z tego „epizodu”. I właśnie pod koniec tej „żałoby” zjawił się – jakże inny od Grzegorza – Janusz. Pamiętała, że po pierwszym seksie z przyszłym mężem, wyjawiła koleżance, że trafił jej się „zapchajdziura”, na co tamta wybuchła śmiechem. Na początku zresztą Beata nie chciała tego ciągnąć, no ale człowiek przyzwyczaja się – do towarzystwa, do wygody, a Janusz skłonny był zrobić dla niej wiele. Przyjeżdżał po nią na uczelnię, robił zakupy, nawet gotował. Zabiegał. Pamiętał o urodzinach, rocznicach. Nie zadawał niewygodnych pytań. Żył w błogim przeświadczeniu ich wspólnego szczęścia.

Beata? No cóż – na bezrybiu i rak ryba. Pragnęła Grzegorza, lub kogoś w jego typie, pragnęła dzikiego seksu, a z Januszem zawsze było grzecznie. Łaknęła emocji, jak ryba wody, a Janusz był przewidywalny. Miał jednak tę zaletę, że był…

Z czasem okrzepła w tym wszystkim, a głosy z głębin pragnień i tęsknot wyciszyła. Dawało jej radość, że błyszczała wśród koleżanek. Gdy one tułały się po randkach, Janusz już dawno jej się oświadczył. Kupił drogi pierścionek zaręczynowy z diamentem i zamówił do restauracji orkiestrę. Następnie padł przed nią na kolana, z bukietem róż. Gdy opowiedziała o wszystkim, przyjaciółki były czerwone z zazdrości. A przecież był to dopiero początek ich życia idealnego, jak z obrazka, z telewizyjnego show. Po zaręczynach przyszła pora na wesele na 120 osób, ze sztucznymi ogniami i masą innych atrakcji, a potem na ekscytującą podróż poślubną do Chorwacji.

Proza życia – romans wszystko odmienił

Po powrocie z podróży poślubnej zabrali się za wykańczanie i meblowanie ich nowego domu, który kupili w dzielnicy willowej pod miastem. Beata miała więc kolejny temat do relacjonowania koleżankom. Wielogodzinne pogaduchy przez telefon i na czatach mijały pod znakiem opowieści o modnych tapetach, wykończeniu łazienki, modelu sedesu i umywalki, mebli na wymiar do kuchni, szafy, komody, dywanów i ozdób.

Tak oto powoli powstała domowa świątynia i pałac Beaty w jednym. Ostatecznie przekonała się do roli gwiazdy swojego życia, królowej i idealnej pani domu, a wspomnienia dreszczy i emocji w ramionach silnego samca zepchnęła do podświadomości.

Nadeszła pora na narodziny dziecka i szczęśliwe życie rodzinne. Janusz nie protestował, nie szukał problemów, tylko robił swoje – pracując coraz więcej i więcej, bo i potrzeby były coraz większe. A to wakacje za granicą, a to nowe – rodzinne auto (Beata wybrała model za 100 tys. zł), a to kursy i zajęcia. Sama nie pracowała. Nie musiała. Nadrabiał małżonek. Pracował, pracował i pracował, nawet po godzinach. Choć czasem był zmęczony, to nigdy nie miał wewnętrznych oporów. Żył w przekonaniu, że robi dobrze i że tak być powinno. Poczuwał się do obowiązku, a na jego motywacji nie pojawiła się najmniejsza rysa. Dzieci rosły, lata mijały – kolejne wakacje, kolejny rok szkolny, kolejne odświeżenie domu, i kolejny samochód…

***

Wydawało się, że wiodą idealne, rodzinne życie, w Beacie jednak coś zaczynało się zmieniać. Coraz częściej dopadało ją poczucie rutyny i nudy… Opiekuńczy i zapobiegliwy Janusz coraz bardziej ją irytował. Potrafiła w gronie znajomych i przy nim, wytykać mu błędy, a nawet kpić z niego. Na pokaz wysługiwała się mężem, by pokazać przyjaciółkom, jak dobrze go wytresowała. Po imieninach albo grillu Janusz miał obowiązek rozwozić je wszystkie do domu, a i Beatę woził, gdzie tylko sobie zażyczyła. Mimo że nie pracowała, to on odbierał dzieci ze szkoły.

Beata nie mogła znieść, że akceptował każdy afront z jej strony. Jej irytację pogłębiał fakt, że i w łóżku wiało nudą. Janusz nigdy nie był orłem w tych sprawach, a w dodatku ostatnimi czasy jego aktywność jeszcze się zmniejszyła. Zresztą Beata nawet na to nie czekała. Mąż dawno przestał ją podniecać. Seks, rzadki i wymęczony, przypominał bardziej domowe obowiązki niż erupcję namiętności.

Zorientowała się w końcu, że życie przecieka jej przez palce. Brakowało jej czegoś, co wyrwie ją z marazmu, zmieni wszystko i wprawi w stan najwyższej ekscytacji. Wtedy to właśnie na osiedle, do domu naprzeciwko wprowadził się nowy sąsiad.

Marek B. – romans z sąsiadem

Byli małżeństwem mniej więcej w ich wieku: on – wysoki, barczysty i łysy, ona – drobna, ale krągła, no i pełne energii maluchy, jeszcze przed podstawówką. Beata zapamiętała dobrze dzień, kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Pod dom naprzeciwko, podjechało duże sportowe auto. Wysiadł z niego mężczyzna w dżinsach i skórze. Beata, jakoś tak bezwiednie, zawiesiła na nim wzrok. Nie był może super przystojny, jeśli chodzi o twarz, ale widać było z daleka, że testosteronu mu nie brakowało…

Niedługo później zorientowali się z Januszem, że mają nowych sąsiadów. Beata zdała sobie sprawę, że tego ponętnego faceta będzie często widywać. Minął może tydzień. Była sama w domu, gdy usłyszała stukanie do drzwi. Otworzyła. Przed progiem stał on. Uśmiechnął się. Jego oczy błyszczały. Romans wisiał w powietrzu.

Ten romans nie zakończył się dobrze. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 2/2022 (tekst Krzysztofa Struga pt. Nieprawdziwy mężczyzna. Cały numer do kupienia TUTAJ.