Seksbiznes ma się dobrze

Jedna z podstawowych zasad ekonomii mówi, że jeśli jest popyt musi istnieć podaż. Dlatego nie miejmy złudzeń: najstarszy zawód świata nigdy nie zniknie, bo jest potrzebny. Co jak co, ale sekskorporacje nie znają słowa kryzys. Seksbiznes ma się bardzo dobrze.

Każdej nocy pracowało tutaj czterech ochroniarzy, którzy – oprócz pilnowania porządku – witali gości i rozliczali się z taksówkarzami. Kierowcy, którzy dowozili klientów, zarabiali nawet 200 zł za każdą godzinę, którą ich pasażer spędził z prostytutką. W lokalu były zatrudnione kobiety z Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Litwy, Łotwy, a nawet z egzotycznej Wenezueli. Dochody sutenerów były pokaźne – śledczy ustalili, że co bogatsi amatorzy damskich uciech potrafili jednorazowo zostawić w agencji nawet ponad 100 tys. zł.

Reklamy były przekonujące: „Poczuj się jak KRÓL NOCY. Serdecznie zapraszamy Panów oraz pary do naszego klubu RASPUTIN, który cieszy się najlepszą opinią w Warszawie. W towarzystwie pięknych Pań spędzicie niezapomniane chwile, a bogato zaopatrzony drink bar zadowoli gust najbardziej wymagających klientów. Miłośników nocnej jazdy nasze „anioły nocy” zapraszają na pokład sześcioosobowej limuzyny, gdzie oferujemy więcej niż oczekujesz. Organizujemy niezapomniane wieczory kawalerskie oraz imprezy zamknięte. Zapewniamy profesjonalną ochronę, transport, dyskretny parking, anonimowość a przede wszystkim 100 proc. udanej zabawy. Do Twojej dyspozycji oddajemy również basen, bilard, jacuzzi oraz dyskretny parking”.

Najpierw śledztwo

W internecie można jeszcze znaleźć reklamy bodaj najlepszego klubu towarzyskiego w Warszawie. Tymczasem nie ma go już na rozrywkowej mapie stolicy. Wszystko przez policję, która pod koniec października 2016 roku, szybką i zdecydowaną akcją zakończyła jego działalność. Pewnie skorzystała na tym konkurencja, bo – czego jak czego – ale agencji towarzyskich w Warszawie nie brakuje. A seksbiznes ma się dobrze.

Najpierw było śledztwo, potem rozprawa sądowa. I wyrok Temidy, który – dla oskarżonych – był chyba sporym zaskoczeniem.

Kroniki rozpusty

O „Rasputinie” po raz pierwszy stało się głośno jeszcze w 2012 roku, za sprawą wizyty w tym klubie piłkarzy Legii Warszawa po jednym z wygranych meczy. Takiej „reklamy” dawni właściciele pewnie się nie spodziewali. Czy to skłoniło ich, by kilka lat później opowiedzieć o pikantnych szczegółów tego biznesu, na łamach książki „Kroniki rozpusty”? Nie da się ukryć, że za ścianami agencji działy się ciekawe rzeczy…

– W przybytku pojawiały się osoby z pierwszych stron gazet: politycy, biznesmeni, celebryci. „Dobry interes był na tym ministrze z rządu SLD, który w każdą niedzielę zamykał lokal. Przychodził ze swoją żoną, z żony kochanką, dobierali sobie jeszcze dwie dziewczyny, pedała i robili sobie orgie. Przychodził w niedziele, płacił za cały lokal i po całym lokalu latali, pie…, gdzie tylko możliwe. We wszystkie dziury wszyscy razem. Gdzie tylko jest możliwe, we wszystkich komnatach. W niedziele i tak zawsze ruch był bardzo słaby, a mnie zależało, żeby się kasa zgadzała. Nie wnikałem za bardzo, co tam wyrabiają, dobrze płacili, i to było najważniejsze. Każdy był zadowolony – my w końcu mieliśmy w niedziele dobry zarobek, a oni mogli wyczyniać te swoje bezeceństwa.

Seksbiznes od podszewki

W październiku 2017 roku stołeczna prokuratura zamknęła śledztwo w sprawie „Rasputina”.

Według śledczych agencja pod kierownictwem Marzeny A. działała od października 2014 roku. Nie zmienia to jednak faktu, że luksusowy dom schadzek istniał w tym miejscu co najmniej od kilkunastu lat.

Zmieniali się szefowie lukratywnego biznesu, jednak w piętrowej willi na południu Warszawy od dawna działy się „te rzeczy”. Marzena A. i jej ówczesny chłopak Jerzy W. jesienią 2017 roku odkupili biznes od Heleny M., która znalazła się na celowniku policji z powodu podejrzenia udziału w grupie przestępczej zajmującej się hurtowym obrotem narkotykami. Nie chciała mieć dodatkowych kłopotów, więc odsprzedała doskonale prosperujący interes swoim znajomym. Kwota transakcji objęta była tajemnicą i nawet warszawskim śledczym – ze zrozumiałych względów – nie udało się jej ustalić. Formalną właścicielką interesu była niedoszła teściowa Marzeny.

Jeśli interesuje cię seksbiznes i kulisy działalności “Rasputina” sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne nr 1/2021 (tekst Tomasza Przemyskiego pt. “Sekskorporacje nie znają słowa kryzys”). Do kupienia TUTAJ.