Śmierć dyrektora PZU w Bydgoszczy

Śmierć dyrektora PZU. Pomijane dowody i niewiarygodne zeznania, ślady prowadzące do litewskiego gangu i wreszcie śmierć świadka koronnego. Na wokandę wróci głośna sprawa zabójstwa dyrektora PZU w Bydgoszczy z 1999 roku. Sąd Apelacyjny niedawno dosłownie zmiażdżył wyrok uniewinniający oskarżonych.

Bydgoszczanie mówią, że to ich „sprawa Papały”. Co stało się 19 stycznia 1999 roku w Bydgoszczy na parkingu przed siedzibą oddziału PZU? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest i prosta i – jak się po latach okazuje – piekielnie trudna. Wiadomo na pewno, że od dwóch strzałów w głowę oddanych z bliskiej odległości zginął Piotr Karpowicz, dyrektor pionu Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka w ubezpieczalni. Zabójca zaskoczył go, kiedy ten wyszedł z pracy i kierował się do swojego samochodu, kupionego niedługo przed zdarzeniem daewoo espero.

Karpowicz ledwie miesiąc wcześniej awansował na nowe, już dyrektorskie stanowisko. Rodzina twierdziła, że nie miał wrogów w mieście. Uchodził za sumiennego, kompetentnego pracownika.

Jest ofiara. Nie ma zabójcy?

– Mieliśmy w Bydgoszczy strzelaniny. Lata 90. to okres niebezpieczny, mówiło się o „bombowych czasach”. Były zamachy na lokalnych bossów, były wizyty chłopców z Pruszkowa, układy i deale przestępcze – przyznaje po latach jeden z prawników, który był blisko sprawy śmierci dyrektora ubezpieczalni. – Nigdy jednak do tamtego dnia nie odważono się zabić urzędnika. Były porachunki między przestępcami, ale to zupełnie co innego. To wstrząsnęło wszystkimi.

Kto zabił? Prokuratura twierdzi, że zna odpowiedź na to pytanie. Sąd jednak już dwa razy uniewinniał oskarżonych. Ci mają być sądzeni po raz kolejny. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone w roku 2000. Powód? W prokuratorskich aktach znajduje się decyzja o zakończeniu dochodzenia uzasadniona „niemożliwością ustalenia tożsamości sprawcy zabójstwa”.

W 2004 roku sprawa trafia na biurko młodego i ambitnego śledczego Roberta Bednarczyka z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Prokurator ma w swoim portfolio śledczego już kilka głośnych spraw. Wiele lat później jeden z oskarżonych zezna, że Bednarczyk rzekomo miał osobną teczkę ze „sprawami bydgoskimi”. Jego ambicją miało być przecięcie istnego węzła gordyjskiego, który rzekomo wiązał bydgoski układ gangstersko-policyjny.

Świadek koronny

Sprawy głośnych zabójstw w Bydgoszczy podejrzanie szybko – w opinii niektórych – umarzano. Jedna z nich dotyczyła morderstwa popełnionego 3 lata przed „odpaleniem” (jak zeznają późniejsi świadkowie) dyrektora Karpowicza. Dla przykładu, w 1996 roku. z wód Zalewu Koronowskiego wyłowiono ciało Jarosława Lorka, dyrektora agencji ochrony „Help”. Ktoś oddał do niego kilka strzałów z bliskiej odległości, a ponadto przywiązano mu do nóg obciążniki z siłowni. Tak, by ciało na zawsze już pozostało na dnie jeziora. Jezioro oddało jednak zwłoki, które przypadkiem znalazł wędkarz. Lorek, jak się okazało, miał w mieście wielu wrogów, między innymi sympatyzującego z grupą pruszkowską byłego bydgoskiego gangstera Waldemara W., „Księcia” i występującego również w sprawie zabójstwa Karpowicza byłego bossa przestępczego Henryka L.,
„Lewatywę”. Dopiero w 2011 roku oskarżani o zabójstwo Lorka gangsterzy „Pyciu” i „Rzymianin” zostaną ostatecznie uniewinnieni… Sąd uzna, że mieli żelazne alibi – następnego dnia po morderstwie widziano ich w hotelu na południu kraju.

Śmierć dyrektora PZU

Asumpt do podjęcia na nowo sprawy zabójstwa dyrektora Piotra Karpowicza dało pozyskanie do współpracy przez prokuratora Bednarczyka kluczowego świadka. Był to Dariusz Z. vel S. (zmienił nazwisko później, kiedy został objęty programem ochrony świadków) znany również w środowisku pod pseudonimem „Szrama” albo „Szramka”. Przylgnęło do niego także inne miano, „Hiszpan”, z powodu południowej urody. Dariusz S. pełnił bardzo ważną funkcję w grupie Henryka L. Tu warto zaznaczyć, że gang w latach 90. zarabiał na zbieraniu haraczy od restauratorów i właścicieli klubów w Bydgoszczy. W portfolio miał również wyłudzenia rozbójnicze i oszustwa ubezpieczeniowe. „Lewatywa” miał jednak również dobre kontakty z lokalnymi biznesmenami. Pokazywał się z nimi publicznie, np. w loży VIP-owskiej na stadionie Jutrzenki Polonii Bydgoszcz podczas Grand Prix na żużlu. Zdjęcia z jednego z tych wydarzeń obiegły prasę i wzbudziły niemałą sensację.

„Szrama” był blisko bossa, bo zajmował się… finansami grupy. „Lewatywa” podobno miał do niego pełne zaufanie i tę okoliczność zamierzał właśnie wykorzystać prokurator Robert Bednarczyk, skłaniając go do współpracy. W tym czasie śledczy już deptali po piętach członkom gangu, między innymi Dariuszowi S. Status „legendarnej” w bydgoskim światku zyskała strzelanina z jego udziałem. S. miał podczas jednego z pościgów z konkurencyjną grupą ostrzelać w tym zajściu autobus miejski.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 8/2022 (tekst Macieja Czernika pt. Śmierć dyrektora PZU). Cały numer do kupienia TUTAJ.