Śmierć Maksyma Kuźminowa. Został zastrzelony? Na zwłoki mężczyzny natknął się lokator jednego z mieszkań apartamentowca. Niezwłocznie zadzwonił na numer alarmowy 112 i już po kilku minutach w podziemnym garażu pojawili się funkcjonariusze Gwardii Cywilnej i policji. Bez trudu ustalili, że mężczyzna został zastrzelony, a następnie przejechany przez samochód, którym sprawcy zbiegli z miejsca zbrodni. Z paszportu, który znaleziono przy zwłokach wynikało, że denat pochodził z Ukrainy, nazywał się Igor Szewczenko i miał 33 lata.
Rosyjski śmigłowiec wielozadaniowy Mi-8AMTSH wystartował z bazy wojskowej w Kursku 9 sierpnia 2023 roku. Było pół godziny przed godziną 17, kiedy wzbił się w powietrze. Jego załoga składała się z trzech osób – pilota, nawigatora i technika pokładowego. Śmigłowiec dostarczyć miał części zamienne do myśliwców SU-27 i SU-30 do dwóch baz wojsk rosyjskich w rejonie charkowskim położonych blisko frontu wojny Rosji z Ukrainą.
Pierwszy etap lotu przebiegł spokojnie. Problemy zaczęły się, kiedy dotarli do okolic miejscowości Szebiekino. Wtedy pilot niespodziewanie zszedł na wysokość kilkunastu metrów nad ziemią i zmienił kierunek lotu. Lecieli teraz w warunkach ciszy radiowej, poza zasięgiem radarów, w kierunku granicy rosyjsko-ukraińskiej. Nie wiadomo, co w kokpicie śmigłowca wydarzyło się później. Wszystko, co można powiedzieć, opiera się na wypowiedziach pilota, a ten bezstronny nie był.
Ukraińcy nas zestrzelą!
Manewry, które wykonywał pilot zaniepokoiły technika pokładowego i nawigatora.
– Kapitanie! Lecimy w złą stronę – odezwał się ten ostatni.
– Spokojnie! Wiem co robię – odparł pilot, po czym zszedł jeszcze niżej.
Lecieli tuż nad wierzchołkami drzew z wyłączonym radiem, kierując się w stronę granicy z Ukrainą. W oddali widać było wypalone zabudowania jakiejś wsi, okopy i zamaskowane stanowiska artyleryjskie. Nagle ktoś zaczął do nich strzelać.
– Co ty, k…wa, robisz? – krzyknął w stronę pilota technik pokładowy.
Choć był niższy rangą, porzucił wymogi hierarchii wojskowej. Wprost kipiał ze złości
– Ukraińcy nas zestrzelą! Jesteśmy nad linią frontu!
– Nie zestrzelą nas. Wiedzą o wszystkim…
– Co? O czym niby wiedzą? – nawigator złapał się za głowę. Był czerwony zez złości. – Jesteś zdrajcą?
– Nie. Mam po prostu dosyć tej wojny! – odparł pilot w randze kapitana. – To nie nasza wojna! To wojna tych tam na Kremlu! To oni ją wszczęli, a my jesteśmy marionetkami w ich rękach.
– Ach, ty durak… – nawigator zaśmiał się kpiąco. – Myślisz, że gdzie indziej jest inaczej? Na Ukrainie może…? Zawróć póki czas, bo nas zestrzelą…
– Nie zestrzelą! Rozmawiałem z tymi na Ukrainie. Uciekniemy i nie będziemy musieli wracać na front. A później wyjedziesz gdziekolwiek zechcesz. Do tego dostaniesz pieniądze. Dużo pieniędzy… – dodał przekrzykując ryk silnika.
Śmierć Maksyma Kuźminowa
Teraz strzały padały już ze wszystkich stron. Kilka kul przebiło poszycie śmigłowca i w pewnym momencie pilot skrzywił się z bólu. Jakiś zabłąkany pocisk ranił go w stopę, ale on nie zmienił ani kursu, ani też wysokości. Wręcz przeciwnie. Zaczął wyraźnie szykować się do lądowania, mimo że technik pokładowy i nawigator stawali się coraz bardziej agresywni. Teraz już nie tylko protestowali, ale wręcz grozili. Krzyczeli, wyzywali i grozili mu, ale on nic sobie z tego nie robił. Konsekwentnie realizował swój plan, bo wiedział, że tamci nic mu zrobić nie mogą. Przecież nie potrafili, a nawet nie mogli przejąć sterów śmigłowca. Byli całkowicie zdani na jego wolę.
Tymczasem zaczęło już się ściemniać. Gdzieś w oddali, za ścianą lasu, rozbłysły światła kilku silnych latarek. Pilot skierował śmigłowiec w tamtym kierunku i schodził do lądowania. Próbował jeszcze namówić nawigatora i technika do dezercji lub do poddania się, ale tamci nie zamierzali go słuchać. Chcieli jak najszybciej opuścić kokpit śmigłowca.
– Zabiją was… – kapitan zwrócił się do nich na odchodnym.
– Ciebie też… – odparł nawigator. – Nasi jak psa cię zastrzelą. Dopadną cię prędzej czy później… – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Operacja „Sinica”
Wylądowali na polu w jakiejś wsi niedaleko Połtawy. Technik i nawigator nie czekali aż pilot usadowi śmigłowiec na ziemi. Wyskoczyli zanim koła dotknęły podłoża i z miejsca rzucili się do ucieczki. Biegli w stronę pozycji zajmowanych przez wojska rosyjskie, ale Ukraińcy zabili ich zanim zdołali dotrzeć do pobliskiego lasu. Pilot, 28-letni kapitan Maksym Kuźminow, pozostał w kokpicie. Spokojnie zdjął z głowy hełm i słuchawki, po czym wyłączył silnik. Ranny w stopę zaczekał na przybycie żołnierzy ukraińskich, po czym z ich pomocą opuścił śmigłowiec. Ukraińcy nie byli zdziwieni jego lądowaniem w tym miejscu. Wręcz przeciwnie. Czekali na niego.
Jego oznaczony cyfrą 62 lot był wszak częścią przygotowywanej od sześciu miesięcy „operacji Sinica”, czyli „Sikorka”. W zamian za dezercję i przejście na stronę przeciwną wywiad ukraiński obiecał mu nie tylko pieniądze, ale też bezpieczeństwo dla niego i jego rodziny. Kuźminow otrzymać miał ukraiński paszport i nową tożsamość, pozostawiono mu też wybór. Mógł pozostać w Ukrainie lub też wyjechać za granicę. Oczywiście nie do Rosji, bo tam wracać już nie mógł. Tam groziło mu więzienie, a nawet śmierć.
Śmierć Maksyma Kuźminowa. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 6/2024 (tekst Pawła Pizuńskiego pt. Długie ręce Kremla). Cały numer do kupienia TUTAJ.