Śmierć prostytutki i sprawa o kryptonimie “Lalka”

Zabawa była pyszna, bo we wrześniowe popołudnie do leśniczówki w Bednarce koło Gorlic w Małopolsce zjechało wielu członków wielopokoleniowej rodziny. Jedna z par małżeńskich wyszła na spacer do lasu, by zaczerpnąć powietrza, rozejrzeć się za grzybami, a może pomyśleć o jeszcze czymś przyjemniejszym.

– Zobacz, tam ktoś wyrzucił manekina – pokazała mężowi obiekt na trawie.

Mężczyzna podszedł, przykucnął i odwrócił się do żony.

– To martwa kobieta. Kompletnie naga – wycedził.

To był koniec ich spaceru.

Pyzata blondynka leżała na plecach z rozrzuconymi nogami. W pobliżu nie było żadnych ubrań, dokumentów, komórki. Sprowadzony na miejsce policyjny pies, po przejściu kilkudziesięciu metrów, stracił trop i było jasne, że kobieta nie zmarła tam, gdzie odkryto jej zwłoki. Ktoś ją wyrzucił. Dla kryminalnych taki był początek sprawy, której nadali kryptonim „Lalka”.

Wezwano ekipę z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Doświadczeni, dobrze przygotowani do roboty przy najcięższych sprawach. Niejednego  trupa widzieli w życiu. Dla nich to banał, że na tym etapie śledztwa trzeba znaleźć odpowiedź na dwa podstawowe pytania: kim jest ofiara i jak zginęła. W tym przypadku zgon naturalny raczej nie wchodził w grę już na pierwszy rzut oka, ale w życiu są różne sytuacje. Może faktycznie pani zmarła bez niczyjej „pomocy”, a ktoś tylko chciał się pozbyć zwłok? Bywały takie przypadki.

Najważniejszą poszlaką, która mogła pomóc w ustaleniu tożsamości denatki, był tatuaż na prawej nodze w postaci motywu roślinnego: trzy czerwone kwiaty, jeden duży i dwa mniejsze po bokach, symetryczne. Takiego tatuażu nie robi się pokątnie, ale w dobrym, profesjonalnym studiu. To był jakiś punkt zaczepienia dla kryminalnych. Zdjęcie tatuażu pokazano w mediach z dołączonym ogólnym opisem okoliczności odkrycia zwłok. Po kilku dniach policjanci z kolegami z komendy powiatowej dostali sygnał, że to może być prostytutka używająca artystycznego pseudonimu „Daria Full”. To dlatego wypytano panie o takim imieniu trudniące się nierządem w Gorlicach, Brzesku, a nawet w Inowrocławiu. Jednak przełomem okazał się krótki komunikat i zdjęcie wysłane do mediów o „kobiecie z tatuażem”. Charakterystyczny ornament na nodze trzy dni później rozpoznała prostytutka z Krakowa.

– Ta zmarła to Ewa B., z którą we trzy pracowałyśmy w domowej agencji towarzyskiej przy ul. Galla – zeznała kobieta.

Co rzadkie w tym środowisku, sama zawiadomiła policję o odkryciu. Ewa B. nie odzywała się od kilku dni, ale już tak wcześniej bywało. Koleżanki myślały, że dłużej zabawiła z klientem, który zamówił ją sobie na cały weekend. Wystraszyły się czytając wzmiankę o zwłokach.

Przypomniały sobie, że klient obiecywał za weekend ze 3 tys. zł, a może i więcej. Ewa B. potrzebowała gotówki, bo sama wychowywała małą córkę, pomagała w leczeniu brata, wspomagała rodzinę. Matce mówiła, że pracuje w restauracji. Nie chwaliła się, że dorabia jako prostytutka. 

W dniu zniknięcia natarczywy, ostatni klient dzwonił do niej trzy razy. Umówili się na spotkanie na ulicy, by dogadać szczegóły usługi. Marta N., koleżanka Ewy B. zapamiętała, że klient dzwonił, że chce blondynkę na wyjazd od czwartku do niedzieli. Ewa B. zadzwoniła jeszcze później, z jadącego już auta do koleżanki po fachu, że podróżuje do Limanowej, „gdzie otrzyma zapłatę”. Przypadek sprawił więc, że kryminalni po trzech dniach śledztwa znali tożsamość martwej kobiety spod Gorlic. Okazała się nią mieszkanka Krakowa, 27-letnia Ewa B., panna z dzieckiem, które już trafiło do rodziny zastępczej. To był w sprawie milowy krok naprzód.

Dość długo pozostawało bez odpowiedzi drugie ważne pytanie: jak zginęła. Sekcja zwłok nie dała jednoznacznego wyniku i były potrzebne szczegółowe badania. To wymagało czasu. W końcu biegły medyk sądowy wypowiedział się, że kobieta miała obrzęk płuc i przekrwienie narządów wewnętrznych. Zmarła przez gwałtowne uduszenie na skutek unieruchomienia klatki piersiowej.

Według niego obraz podbiegnięć koło sutków mógł odpowiadać skutkom krępowania sznurem podczas wykonywania czynności seksualnych połączonych z elementami przyduszania, podwieszania i krępowania przy użyciu nieustalonego narzędzia. Skutkiem była niewydolność krążenia, a w konsekwencji zgon. Badanie toksykologiczne niczego nie wykazało, ale podczas analiz chemicznych ujawniono środek GHB, ślad po tzw. pigułce gwałtu.

Śmierć prostytutki . Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 3/2024 (tekst Marcina Grzybczaka pt. Klient podwyższonego ryzyka). Cały numer do kupienia TUTAJ.