Sprawa Jarosława Ziętary: oskarżeni niewinni!

Sprawa Jarosława Ziętary od ponad 30 lat jest wyzwaniem nie tylko dla poznańskich dziennikarzy i wymiaru sprawiedliwości. Jarosław Ziętara był dziennikarzem śledczym badającym nielegalne powiązania holdingu Elektromis z rządem. 1 września 1992 roku rano wyszedł do pracy i zaginął. Ciała nigdy nie odnaleziono. Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu zapadły kolejne wyroki w tej sprawie.

Sąd Okręgowy w Poznaniu zdecydował o uniewinnieniu Mirosława R. (pseudonim “Ryba”) i Dariusza L. (pseudonim “Lala”), którzy byli oskarżani o uprowadzenie, pozbawienie wolności oraz pomoc w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Prokuratura domagała się dla nich kary po 25 lat więzienia.

Sąd argumentował, że dowodem w sprawie były zeznania trójki świadków, które okazały się niespójne i wewnętrznie sprzeczne. Oskarżeni nie przyznawali się do winy.

– Dawałem jeden procent szans, że zapadnie wyrok skazujący. Sąd miał ręce związane uniewinnieniem Aleksandra G., ponieważ te sprawy są bezpośrednio powiązane. Aleksander G. został uniewinniony nieprawomocnie od zarzutu podżegania do porwania, więc nie można skazać kogoś za samo porwanie. To pierwsze uniewinnienie otwierało drogę do uniewinnienia ochroniarzy Elektromisu – mówi “Presserwisowi” Krzysztof M. Kaźmierczak, przedstawiciel Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary. – W uzasadnieniu sądu zdumiało mnie tylko, że zeznania trzech świadków, które obciążały oskarżonych, uznano za niespójne. Moim zdaniem to świadczy właśnie o wiarygodności tych zeznań.

Kaźmierczak tłumaczy, że “te trzy osoby się nie znały i nie mając ze sobą kontaktu i nie wymieniając się informacjami, zeznały o porwaniu, co świadczy o wiarygodności”. Uważa, że “niespójność może wynikać po prostu z upływu czasu. Oni złożyli zeznania ponad 25 lat po samym porwaniu. Te rozbieżności musiały istnieć. Gdyby zeznali to samo – można by przypuszczać, że się zmówili”.

Proces

Proces Mirosława R. i Dariusza L., byłych pracowników holdingu Elektromis, którego działalnością interesował się Jarosław Ziętara, ruszył w styczniu 2019 roku. Według prokuratury oskarżeni mieli w 1992 roku podstępem zwabić Jarosława Ziętarę do samochodu, a następnie przekazać osobom, które go zabiły i ukryły jego zwłoki. 24 lutego br. uniewinniono oskarżonego o podżeganie do jego zabójstwa byłego senatora Aleksandra Gawronika.

– Nie mam wątpliwości, że to nie jest koniec sprawy Ziętary. Czas sprawiedliwości w niej nadejdzie, tak jak nadszedł czas śledztwa i ujawnienia okoliczności. Jest na to jeszcze 10 lat, bo 10 lat jeszcze będzie biegło przedawnienie. Sądzę, że wyrok dla Aleksandra G. i dla dziś uniewinnionych zostanie podważony w apelacji – mówi Krzysztof M. Kaźmierczak.

Sprawa Jarosława Ziętary: zarzuty dla oskarżonych

Mirosław R. ma dzisiaj ponad 60 lat, a Dariusz L. – ponad 50. Na początku lat 90. obaj pracowali jako ochroniarze firmy “Elektromis”, której działalnością przed śmiercią interesował się Jarosław Ziętara. Mężczyźni byli oskarżeni przez prokuraturę o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza. “Ryba” i “Lala” konsekwentnie nie przyznawali się do winy.

Sąd uznał, że zarówno Mirosław R., jak i Dariusz L. są niewinni. Zasądził na ich rzecz po 9720 złotych od Skarbu Państwa.

Prokuratura żądała dla oskarżonych 25 lat więzienia.

Prokuratorzy w czasie śledztwa ustalili, że “Ryba” i “Lala” działali jeszcze z trzecią, nieżyjącą już osobą. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w 2018 roku. Proces ruszył w styczniu 2019 roku. “Podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia przechodzącego pokrzywdzonego do samochodu przypominającego radiowóz policyjny, którym posługiwali się sprawcy. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków” – twierdzili śledczy, którym wiary ostatecznie nie dał poznański sąd okręgowy.

Sprawa Jarosława Ziętary: negatywna ocena dowodów

– To jedno z najbardziej tajemniczych przestępstw popełnionych w Polsce po 1989 roku. Akta sprawy liczą 87 tomów. Doceniamy wkład włożony przez prokuraturę w jej wyjaśnienie – powiedział w środę 19 października sędzia Sławomir Szymański i były to jedyne miłe słowa pod adresem śledczych.

Dlaczego sąd uniewinnił oskarżonych? Tłumaczył to w uzasadnieniu ustnym sędzia Sławomir Szymański. Stwierdził, że wyrok zapadł po ocenieniu dowodów, które w akcie oskarżenia przedstawiła prokuratura.

– Oskarżonych obciążały przede wszystkim relacje trzech osób: Marcina B., Jerzego U. oraz Marka Z. Wszystkie te osoby miały problemy z prawem. Pierwszy z mężczyzn odsiaduje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności za zabójstwo policjanta. Decydując się na współpracę z prokuraturą liczył, że poprawie ulegnie jego sytuacja prawna. Podobnie miało to miejsce w przypadku Jerzego U., który ubiegał się o ułaskawienie czy Marka Z., który był przesłuchany niedługo po tym, jak zaczął odbywać karę – mówił sędzia Szymański.

Wskazał, że wszyscy liczyli, że obciążenie zeznaniami wskazanych przez prokuraturę mężczyzn może być dla nich opłacalne.

– Oczywiście sam fakt, że świadkowie decydowali się na składanie zeznań licząc na korzyści nie dyskryminuje ich wiarygodności. Polski system karny ma mechanizmy, które mają torpedować solidarność przestępczą. Mówią tu o funkcji świadka koronnego czy małego świadka koronnego. Orzecznictwo jednak wymaga, żeby do takich dowodów podchodzić z dużą ostrożnością – zaznaczał sędzia.

W przytoczonym uzasadnieniu wyraził uznanie dla prokuratury, która “za wszelką cenę usiłowała wyjaśnić jedną z najtrudniejszych zagadek w Polsce po 1989 roku”. Sędzia długo przytaczał czynności, które śledczy wykonywali, żeby namierzyć ciało zabitego Jarosława Ziętary. Ich działania jednak nie przyniosły skutku.

Jarosław Ziętara zginął, bo był dziennikarzem

1 września 1992 roku młody reporter “Gazety Poznańskiej” wyszedł do redakcji z mieszkania przy ul. Kolejowej. Według prokuratury podeszli do niego przebrani za policjantów ochroniarze o pseudonimach „Ryba” i „Lala”. Pracowali dla Mariusza Świtalskiego, właściciela holdingu Elektromis, który potem stworzył sieci sklepów Żabka i Biedronka.

Prokurator Tomasz Dorosz zarzucił ochroniarzom porwanie i pomoc w zabójstwie dziennikarza. Przekonywał, że zabrali go do poloneza udającego radiowóz, a potem przekazali nieustalonym sprawcom, którzy dokonali egzekucji i zniszczyli ciało.

Sąd w Poznaniu badał wersję prokuratury przez blisko cztery lata. W środę okazało się, że w nią nie uwierzył, a oskarżonych uniewinnił.

– Jarosław Ziętara zginął, bo był dziennikarzem – przekonywał w mowie końcowej prokurator Tomasz Dorosz z Krakowa, gdzie prowadzono wznowione po latach śledztwo. Policjanci i prokuratorzy z Poznania nie potrafili bowiem – albo nie chcieli – wyjaśnić losów reportera.

Jarosław Ziętara miał 24 lata. Był na początku zawodowej drogi, przeszedł przez kilka lokalnych redakcji. – Czuł powołanie, zapowiadał się dobrze, ale jego dorobek siłą rzeczy z uwagi na wiek był ubogi – stwierdził w środę sędzia Szymański.

Źródło: tvn24.p, gazeta.pl, pressserwis.pl

Fot. wikipedia.org