Sprawa Jaroszewiczów ciągnie się od ponad 30 lat. Noc z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w warszawskiej dzielnicy Anin okazała się tragiczna dla byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony, Alicji Solskiej-Jaroszewicz. Mężczyzna został uduszony, kobieta zginęła od strzału z broni palnej. Zbrodnia ta wstrząsnęła Polską.
Sprawa Jaroszewiczów: w skrócie
- Wyrok w sprawie zabójstwa Piotra Jaroszewicza i jego żona Alicji Solskiej-Jaroszewicz został ogłoszony 22 listopada 2024 roku. Robert S., główne uszkodzenie, zostało spowodowane przez inne skutki. Prokuratura domagała się dla niego kary dożywocia. Współoskarżeni, Dariusz S. i Marcin B., zostali oskarżeni o współudział w zabójstwach oraz innych przestępstwach, a także usłyszeli swoje wyroki.
- Proces wzbudził kontrowersje, ponieważ obrona została potraktowana przez wiele osób, zarzucając oskarżenie wynikające z winy na niewiarygodnych zeznaniach. Kluczowym argumentem obrony była rzekoma dostępność nowych członków od pierwszego zdarzenia w latach 90. Obrońcy wskazywali także na niejasności dotyczące przebiegu zdarzenia i motywów zbrodni
Sprawa Jaroszewiczów: wyrok jest nieprawomocny
Noc z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w warszawskiej dzielnicy Anin okazała się tragiczna dla byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony, Alicji Solskiej-Jaroszewicz. Mężczyznę uduszono, kobieta zginęła od strzału z broni palnej. Zbrodnia ta wstrząsnęła Polską.
W piątek 22 listopada 2024 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich trzech oskarżonych w sprawie m.in. o zabójstwo w 1992 roku b. premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz. Ponadto głównego oskarżonego Roberta S. uniewinniono z zarzutów dwóch innych zabójstw i jednego usiłowania zabójstwa. Wyrok jest nieprawomocny.
Co powiedział sędzia?
W blisko dwugodzinnym uzasadnieniu wyroku sąd wyliczał liczne – w jego ocenie – sprzeczności materiału dowodowego, nieścisłości w tym materiale i błędy popełnione przez prokuraturę. Chodziło o szczegółowe kwestie sposobu wejścia do domu ofiar, obezwładnienia psa, wykorzystania drabin do napadu, czy ukradzionych przedmiotów. Sąd krytykował też czynności wykonywane w tej sprawie z podejrzanymi na etapie śledztwa. „Powiem mocno, to są nadużycia procesowe” – ocenił sędzia Zdun.
„Działania prokuratury i organów ścigania w postępowaniu przygotowawczym w części postępowania dowodowego, nie cieszyły się zaufaniem sądu” – podkreślił sędzia Zdun.
Jednocześnie sędzia zwrócił uwagę na jakość materiału dowodowego zabezpieczonego w tej sprawie, jeszcze w latach 90.
„Przypomnę, to się działo w zupełnie innych czasach i innych realiach technicznych oraz funkcjonowania państwa. Pewne rzeczy, które budzą nasz uśmiech politowania i nas bulwersują, w tamtych czasach były możliwe, a nawet powszechne. Aparaty nie były cyfrowe, korzystały z filmów, które były 24-klatkowe, więc mógł się po prostu film skończyć w aparacie i nie było pieniędzy, by kupić następny. Sami widzieliśmy, że kaseta z ważnym nagraniem z czynności zawierała również uroczystość komunijną. Dziś wygląda to niepoważnie, ale takie były realia (…). Może funkcjonariusze przynosili prywatne kasety, aby w ogóle dokonywać czynności, bo nie było pieniędzy na kasetę wideo. Trudno to ocenić” – mówił sędzia.
Prokuratorzy: Katarzyna Płończyk oraz Tomasz Boduch zapowiedzieli złożenie apelacji.
W ocenie prok. Boducha, jeśli sąd nie zgadzał się z zaproponowanym przez prokuraturę aktem oskarżenia, to „nic nie stało na przeszkodzie, żeby go zweryfikować”. Jak mówił w czasie wysłuchiwania uzasadnienia stanowiska sądu, odniósł wrażenie, że sąd „nie wierzy prokuraturze – dlatego uniewinnia”. „Sala sądowa nie jest miejscem wiary, a suchej, konkretnej oceny materiału dowodowego” – stwierdził Boduch. Dodał, że w uzasadnieniu sądu nie usłyszał „ani jednego zdania, odnośnie wyjaśnień oskarżonych, które były złożone w ciągu blisko pięcioletniego procesu”.
Z kolei jeden z obrońców Roberta S. mec. Jakub Abramowicz ocenił, że cały proces oparto na „pomówieniach i poszlakach”. Mec. Abramowicz nie wątpi w zapowiadaną przez prokuraturę apelację. „Będziemy się do niej ustosunkowywać i będziemy bronić tego wyroku przed sądem II instancji” – zapowiedział. „Jestem przekonany o niewinności mojego klienta” – dodał adwokat.
Sprawa Jaroszewiczów: zabójstwo w Aninie
Piotr Jaroszewicz – premier PRL w latach 1970-1980 – został zamordowany wraz z żoną Alicją Solską-Jaroszewicz w ich domu w Aninie. Do zbrodni doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r.
Bandyci zacisnęli na szyi byłego premiera rzemienną pętlę, a przedtem go maltretowali. Jego żona zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości. Oddano go ze sztucera jej męża.
W kwietniu 1994 r. zatrzymano czterech kryminalistów z Mińska Mazowieckiego, których podejrzewano o dokonanie zabójstwa Jaroszewiczów. Mężczyźni od początku twierdzili, że są niewinni. W 1998 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił całą czwórkę z braku dowodów. W 2000 r. wyrok uniewinniający utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie.
To miał być przełom!
W 2017 r. prokuratura zdecydowała o podjęciu kolejnego śledztwa. Postępowanie nabrało rozpędu po wyjaśnieniach Dariusza S. Mężczyzna złożył je w lutym 2018 r. w toku innego śledztwa – groziła mu surowa kara w sprawie uprowadzenia dla okupu.
Dariusz S. przyznał się do udziału w zbrodni. Wskazał na swoich byłych kolegów z grupy – Roberta S. i Marcina B. Ten drugi też przyznał się do obecności na miejscu zabójstwa.
W 2018 roku prokuratura informowała o przełomie ws. zbrodni w domu Jaroszewiczów. To nie jest pudło, jak było kiedyś, to jest trafienie. Jesteśmy co do tego przekonani, choć oczywiście ostatecznie tę sprawę będzie rozstrzygał sąd – mówił w marcu 2018 roku ówczesny minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Według prokuratury Robert S. miał udusić Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelić Alicję Solską-Jaroszewicz. Ponadto został oskarżony o zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie w 1993 r.
Dariusz S. i Marcin B. zostali oskarżeni o współudział w zabójstwie byłego premiera PRL. Wszyscy byli członkami tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych.
Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwał ponad cztery lata. Prokuratura zażądała łącznej kary dożywocia dla głównego oskarżonego Roberta S., a także 7 i 5,5 lat więzienia dla Dariusza S. oraz Marcina B.
Zdaniem prok. Katarzyny Płończyk, Dariusz S. oraz Marcin B. zasługują na zastosowanie nadzwyczajnego złagodzenia kary. Bez wyjaśnień tych osób, sprawy objęte tym aktem oskarżenia pozostałyby niewyjaśnione, a rodziny nie poznałyby nigdy prawdy – podkreśliła.
Obrońcy oskarżonych wnioskowali o uniewinnienie całej trojki. Mec. Dawid Dąbrowski – obrońca Roberta S. – ocenił, że prokuratura chce w sprawie „przekonać do hipotezy, która zwyczajnie jest sprzeczna z prawdą”, a jej działania w śledztwie „były próbą złamania niewinnego człowieka”.
Wyrok uniewinniający, który właśnie zapadł, jest nieprawomocny
Źródło: PAP, radiozet.pl, rmf.fm
Fot. wikipedia.org