Sprawa z Archiwum X. Kiedy Daria wychodziła z domu około godziny 7 rano, jej matka nie martwiła się wczesną porą. Jej córka lubiła biegać w pobliskim lesie i tym razem też miała taki zamiar. Kobieta spokojnie wyszła do pracy. Dopiero gdy wróciła popołudniu do domu, przekonała się, że już nic nie będzie takie samo jak kiedyś…
Daria właśnie zdała maturę i to z najlepszym wynikiem w województwie gdańskim. Chciała zostać lekarzem, więc wybrała biotechnologię na gdańskiej Akademii Medycznej. To trudny kierunek, ale dostała się na niego bez problemu. Właśnie skończyła 19 lat i 4 sierpnia 1995 roku, jak niemal codziennie, szykowała się rano do wyjścia. Była wysportowaną, młodą kobietą, lubiła wszelkie aktywności.
– Mamo, idę pobiegać – powiedziała do szykującej się do wyjścia do pracy kobiety.
– OK, jak wrócisz do domu, posprzątaj trochę. Będziesz miała czas.
– W porządku – zgodziła się Daria i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Niedługo po córce, mieszkanie opuściła również Grażyna R. Do domu wróciła dopiero po godzinie 15. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Wewnątrz było cicho. Zajrzała do pokoju córki, ale nie zastała jej tam. Zauważyła, że na podłodze leży jej skórzany plecak – rzecz, z którą Daria nigdy się nie rozstawała. Zawsze, gdy wychodziła z domu, brała go ze sobą. Mieszkanie nie było posprzątane, a przecież córka obiecywała, że to zrobi. Kobieta poczuła niepokój. W domu, oprócz niej, był też jej młodszy syn, ale on także nie widział Darii od rana.
Trzeba czekać 72 godziny
Grażyna postanowiła skontaktować się z byłym mężem, ojcem 19-latki. Ustaliła, że jest u kolegi. Zadzwoniła tam i poprosiła mężczyznę do telefonu:
– Daria nie wróciła rano z lasu. Jadę na policję – powiedziała Dariuszowi R.
Ten nie miał zamiaru bezczynnie siedzieć. Poprosił byłą żonę, by na niego poczekała, razem mieli udać się do komisariatu. Spotkali się przed blokiem, gdzie Daria mieszkała z matką. Było tuż przed godziną 16.
– Dzień dobry, chciałabym zgłosić zaginięcie córki, Darii R. – powiedziała tuż po wejściu do budynku policji Grażyna R.
– Od kiedy córki nie ma w domu? – dopytał funkcjonariusz.
– Wyszła o godzinie 7, pobiegać w lesie. Do tej pory nie wróciła.
– Czyli minęło dopiero kilka godzin?
– A jakie to ma znaczenie? Ważny jest fakt, że mojej córki nie ma, zaginęła.
– Niestety, na razie nie możemy nic zrobić. Zgłoszenie zostało przyjęte, ale musi minąć 72 godziny od zniknięcia, żebyśmy mogli zacząć działać. Może córka w tym czasie wróci do domu – powiedział policjant.
Sprawa z Archiwum X
Rodzice Darii nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli. Nie rozumieli, dlaczego policja nie chce podjąć żadnych działań mających na celu ustalenie miejsca pobytu ich córki. Przecież liczyła się każda minuta. Nie mogli czekać kolejnych kilkudziesięciu godzin.
Zrezygnowani wyszli z komisariatu. Dariusz R. postanowił, że skontaktuje się z dawnym kolegą, byłym oficerem Służby Bezpieczeństwa. Ten doradził mu, by nie czekać na reakcję policji. Zadeklarował, że zjawi się niedługo na miejscu i pomoże zorganizować poszukiwania na własną rękę.
Mężczyźni udali się do lasu wraz z kilkorgiem znajomych. Spędzili tam kilka godzin, przeszukując spory teren, ale około godziny 19.40 wrócili pod blok z niczym. Pod budynkiem zauważyli dwa radiowozy. Wyglądało to tak, jakby policja chciała naprawić swój błąd sprzed kilku godzin i jednak rozpocząć poszukiwania dziewczyny.
Ojciec Darii dowiedział się od mundurowych, że czekają jeszcze tylko na funkcjonariusza z psem. Gdy się zjawił, mężczyzna przyniósł koszulkę córki, by zwierzę złapało trop. Srogo się jednak rozczarował słowami opiekuna czworonoga:
– Przykro mi to panu powiedzieć, ale w tych warunkach pogodowych efektywnie pies podejmuje ślad do ośmiu godzin.
Sprawa z Archiwum X. Dopadł ją w lesie
Tamtego dnia, ze względu na późną godzinę, poszukiwania nie trwały zbyt długo i nie przyniosły też żadnego efektu. 5 sierpnia, około godziny 5 rano, ojciec Darii, ponownie w towarzystwie emerytowanego wojskowego, udał się do lasu. Zrobili to tak wcześnie, bo były mundurowy stwierdził, że policja rozpocznie poszukiwania dopiero około godziny 8 lub 9. Nie chcieli na to czekać.
Dariusz R. chodził po lesie i wykrzykiwał imię córki, ale na próżno. Zaszedł aż do Sopotu, ale postanowił zawrócić. W trakcie powrotu, gdy szedł skrajem lasu, gdzie Daria najczęściej biegała, zauważył grupę ludzi. Od nich dowiedział się, że najprawdopodobniej odnaleziono ciało jego córki. Chciał czym prędzej znaleźć się w jej pobliżu, ale funkcjonariusze mu to uniemożliwili. Nie dopuścili go do zwłok. Poradzili, by zajął się na razie byłą żoną, bo ktoś będzie musiał przekazać jej tragiczną wiadomość.
Dariusz R. wrócił do mieszkania Grażyny. Na pytanie czy poszukiwania nadal trwają, odpowiedział twierdząco. Potem poszedł do sąsiadki i poprosił o wezwanie pogotowia. Bał się, jak na wiadomość o śmierci córki zareaguje Grażyna.
Nagie ciało Darii R. znaleziono około 300 metrów od jej domu. Znajdowało się na tyłach budynków Akademii Wychowania Fizycznego. Znaleziono je 5 sierpnia około godziny 11. Leżało na ziemi, przykryte gałęziami i paprociami. Obok były trzy gniazda mrówek czerwonych, więc jak to później określił specjalista: gdyby zwłoki odkryto miesiąc potem, zostałby z nich sam szkielet. Sprawca dobrze więc przemyślał to, co robi.
Seria błędów policji
Ciało Darii zostało zabrane na sekcję, w trakcie której ustalono, że dziewczyna została zgwałcona, a potem uduszona przedramieniem. Według patologa sposób duszenia wskazywał na to, że sprawca chciał tylko obezwładnić ofiarę, ale najwidoczniej coś poszło nie tak, jak planował. W ciele ofiary znaleziono nasienie napastnika, które natychmiast trafiło do policyjnej bazy danych.
Sporządzono też specjalną ekspertyzę, mającą na celu opisanie potencjalnego sprawcy. Według niej był mężczyzną w wieku poniżej 35 lat. Tak, jak Daria był silny i sprawny fizycznie. Działał sam. Obrażenia dostrzeżone na ciele dziewczyny wskazywały, że mężczyzna mógł być ubrany w skórzaną kurtkę z zamkami na rękawach. Eksperci uznali, że zabójca nie miał skłonności sadystycznych i nie znał wcześniej Darii. Temu ostatniemu zaprzecza ojciec dziewczyny, twierdząc, że sprawca musiał znać ją i jej zwyczaje.
Policyjni technicy zabezpieczyli kilka dowodów w miejscu znalezienia zwłok. Pierwszym z nich był nóż kuchenny, który został wbity w pień drzewa. Zrobili to jednak na tyle nieumiejętnie, że zatarty został odcisk palca znajdujący się na narzędziu.
Sprawa z Archiwum X
Kolejnym elementem była zakrwawiona chusteczka, która zdaniem śledczych świadczyła o tym, że ofiara się broniła. Na miejscu znaleziono także włos nienależący do 19-latki. W tej sprawie popełniono kolejny błąd. Policjant, który go potem przechowywał, zrobił to tak nieumiejętnie (trzymał dowód w szufladzie biurka, podczas gdy powinien on znajdować się w lodówce), że nie nadawał się już do żadnych badań. W lesie znaleziono też wisiorek na skórzanym pasku, który według policji należał do Darii R. Jednak ani jej matka, ani ojciec nie potwierdzili tej wersji. Ich zdaniem nie była to własność córki.
Sprawa z Archiwum X. Dopadł ją w lesie. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne nr 2/2024 (tekst Anny Frej pt. Dopadł ją w lesie). Cały numer do kupienia TUTAJ.