Sprawa zabójstwa rodziny N. Kulisy zbrodni

Sprawa zabójstwa rodziny N. jest ze wszech miar nietypowa. Po pierwsze – to jedna z najstraszniejszych zbrodni w historii powojennej Polski. A po drugie, mimo że tak jest, przez lata pisano na ten temat zaskakująco niewiele. Zupełnie jakby nikomu nie zależało na jej wyjaśnieniu. Jeden z moich kolegów dziennikarzy, po swoim reportażu, został na przykład przez bliskich ofiar oskarżony o wzbudzanie traumy po latach.

Kolejną ciekawostką jest fakt, że do zbrodni doszło w małej miejscowości, gdzie zabudowa jest zwarta, wszyscy się znają i panuje duża kontrola społeczna. Świadkowie widzieli obcych, którzy feralnego wieczora pojawili się w okolicy. Mimo to sprawcy tej masakry pozostają nieznani.

Kulisy zbrodni

Przenieśmy się w czasie do połowy lat 90. ubiegłego wieku. Był to w Polsce okres przestępczości nieporównywalnej z dzisiejszą. Wówczas o napadach rabunkowych pisano w prasie w rubrykach, w jakich dzisiaj możemy przeczytać o kradzieżach rowerów. W 1995 roku policja zatrzymała „gang karateków”, który napadał na domy na Mazowszu. A w tym samym czasie, w podwarszawskim Chotomowie, Elżbieta B. zastrzeliła złodzieja transformatora; była bowiem przekonana, że jest to wstęp do napadu na jej dom. Przestępczość kryminalna była powszechna. Ludzie, którzy posiadali jakiś majątek starali się mieć w domu broń palną. 

26 stycznia 1996 roku, o godzinie 7 rano, Grzegorz W. przyjechał do pracy w gospodarstwie sadowniczym w podnasielskiej Siennicy. Był to okres dużych mrozów; za dnia termometry wskazywały minus 13 stopni Celsjusza. Grzegorz W. przywiózł żukiem troje pracowników. Czwarty czekał już na podwórku. Wszyscy rozeszli się do swych obowiązków. Po jakimś czasie W., pełniący w gospodarstwie funkcję swego rodzaju brygadzisty, poszedł do domu właścicieli gospodarstwa – małżonków Kingi i Janusza N.

– Kilkakrotnie pukałem, ale nikt się nie odzywał – zeznał w śledztwie. – Otworzyłem drzwi, nie były zamknięte na klucz. I zwracałem się nawet do domowników z zawołaniem: „Co, jeszcze śpicie?”.

Grzegorz W. wszedł do domu drzwiami od podwórka, tak jak zwyczajowo w tym budynku przebiegała komunikacja. Jak wynika z postanowienia o umorzeniu śledztwa: „W przedpokoju w odległości 1–1,5 m od drzwi wejściowych zastał leżące na wznak zwłoki Janusza N. Zwłoki te były nakryte częściowo chodnikiem. Początkowo uznał, że prawdopodobnie doszło do zatrucia gazem. Ale po odkryciu dywaniku stwierdził, iż na twarzy Janusza N. jest krew”.

Jest to bardzo ważna informacja. Zasłonięcie twarzy ofiary często świadczy o związku emocjonalnym sprawca – ofiara (sprawca nie chce patrzeć w oczy ofiary).

Bitwa w pokoju stołowym

W śledztwie przyjęto, że Janusz N. otworzył drzwi zabójcom i został zastrzelony w tym samym momencie. Jeśli jednak spojrzeć na szkic z oględzin, to mężczyzna leży nie za pierwszymi drzwiami domu, ale za drugimi. Z drugiej strony, na zewnątrz domu, znaleziono łuskę pistoletową. Co wydaje się ważne, wokół zwłok gospodarza leżały rozrzucone dokumenty.

W kolejnym pokoju Grzegorz W. znalazł zwłoki pani domu – Kingi N. Kobieta leżała na brzuchu w pobliżu ciała męża. Jak później ustalili biegli została postrzelona kilkukrotnie. Jedna z kul uszkodziła zęby i podstawę języka kobiety powodując paskudną ranę, uniemożliwiającą mówienie, ale nie śmiertelną. Ostatni strzał oddano w tył jej głowy – tak jak podczas katyńskiej egzekucji. Co ciekawe: kurtka Kingi N. została z kobiety zdjęta i już ze śladami krwi na kołnierzu położona pod telewizorem.

W pokoju stołowym układ śladów bezsprzecznie wskazywał, że w momencie napadu domownicy jedli kolację. Małżonkowie nie mieli na nogach butów, na stole stała miska z sałatką. Rozrzucone talerze wskazują, że w pokoju doszło do bitwy. Śledczy założyli, że Kinga N., widząc śmierć swego męża, zaczęła rzucać w sprawców talerzami i kubkami. Zapewne tak było, choć – co ciekawe – łuski leżały w głębi pokoju, zupełnie jakby sprawca jadł kolację z ofiarami lub chociaż pod jakimś pozorem wszedł do domu zanim zaczął zabijać.

Sprawa zabójstwa

W gabinecie, kolejnym pomieszczeniu, znajdowały się zwłoki 15-letniego syna państwa N. – Marcelego. Sprawcy najpierw wyrzucili z regału stos książek, potem na tych książkach ułożyli chłopca, zakleili mu ręce taśmą samoprzylepną, a na koniec zastrzelili go, tak jak matkę, strzałem w część skroniową głowy. Zwłoki Marcelego leżały tak, że utrudniały otwarcie drzwi pokoju i wyjście z niego. Należy więc przyjąć, że zabójcy zamknęli się z chłopcem w pomieszczeniu i znęcali się nad nim. Na stole w gabinecie stała butelka koniaku, zaś na biurku leżała paczka papierosów – być może używane przez sprawców.

W tym właśnie pokoju znajdował się ukryty w ścianie sejf. Pierwsze jego drzwi zamykane na klucz, sprawcy otworzyli. Drugich, chronionych przez pięć pokręteł szyfrowych, nie sforsowali. Zapewne sprawcy próbowali zmusić chłopca do ujawnienia kodu. Nie wiedzieli, że żadne z dzieci nie ma takiej wiedzy. Sejf otwarto dopiero podczas oględzin. Znaleziono w nim 12 złotych monet dolarowych.

Sprawa zabójstwa. Chcesz poznać całą historię? Sięgnij po Detektywa 4/2023 (tekst Bartłomieja Mostak pt. “Co, jeszcze śpicie?”. Cały numer do kupienia TUTAJ.