Stanisław Pyjas ponoć sam spadł ze schodów….

Dlatego już po kilku dniach od śmierci Stanisława Pyjasa krakowscy żacy i mieszkańcy miasta wylegli na ulice, by protestować. Czy bezpieka PRL-u zamordowała niepokornego studenta, który nie godził się z otaczającą go rzeczywistością? Po latach w sprawie śmierci Pyjasa ciągle nie brakuje znaków zapytania.

Urodził się w sierpniu 1953 roku we wsi Gilowice pod Żywcem. Był najstarszym z trojga dzieci rodziny Pyjasów. Staś od małego wykazywał wielkie uzdolnienia humanistyczne – pisał wiersze, prozę. Z wyróżnieniem zdał maturę. Wybrał studia polonistyczne w Krakowie – na Jagiellonce. W 1975 roku rozpoczął także studia filozoficzne.

W 1977 roku – 7 lat po Masakrze na Wybrzeżu, gdzie władza otworzyła ogień do protestujących robotników, zabijając kilkadziesiąt osób – kraj był na krawędzi gospodarczej i społecznej wydolności. Niezadowolenie ze skrajnie trudnych warunków egzystencji tliło się w środowiskach robotniczych. Drugim miejscem buntu były uczelnie. Pyjas nasiąkał wolnościowymi ideami. Jeszcze przed rozpoczęciem studiów, w 1972 roku pisał: „Na gnojnym podglebiu czerwonych haseł wyrosło nowe bydło o opasłych mordach”.

W murach uniwersytetu poznał dwóch najlepszych przyjaciół – Bronisława Wildsteina i Leszka Maleszkę, później przez wiele lat związanego z „Gazetą Wyborczą”. Dopiero w 2007 roku, w „wolnej Polsce” okazało się, że w czasach młodości Maleszka był donosicielem Służby Bezpieczeństwa pod pseudonimem „Ketman”. Donosił m.in. na Wildsteina i Pyjasa.

Po tym jak w 1976 roku powstał Komitet Obrony Robotników, także młodzi, zbuntowani intelektualiści zaangażowali się w działalność podziemną. Przepisywali i kolportowali komunikaty KOR, ulotki, biuletyny, rozdawali tzw. bibułę. Gdy Wildstein – najgłośniej mówiący o swoich poglądach – został wyrzucony z uczelni Pyjas wystąpił z inicjatywą wysłania ostrego listu protestacyjnego do władz UJ i zbierał podpisy. 100 osób – niemal cały rok polonistyki – nie odmówiło. W efekcie Bronka przywrócili na listę studentów.

Niepokorna grupka żaków zwróciła uwagę Służby Bezpieczeństwa, tym bardziej że Pyjas i Wildstein nie zamierzali się zatrzymać. Sporządzili petycję przeciw terrorowi wobec strajkujących robotników, szczególnie mocno szykanowanych w Radomiu i Ursusie. Nie ukrywali ani poglądów, ani sprzeciwu. Rozpoczęli jawną zbiórkę podpisów. Krążyli po akademikach i krakowskich uczelniach. W krótkim czasie zebrali ich 517, choć spodziewali się co najwyżej 100.

Działalność studentów była solą w oku komunistów. Zaczęły się pogróżki i insynuacje, na ich stancjach pojawiali się funkcjonariusze, dokonywali rewizji. Wtedy Wildstein i Pyjas nie mieli oczywiście jeszcze pojęcia, że jeden z nich, jeden z „trzech kumpli” zdradził i pisał SB wyczerpujące, długie raporty, m.in. na ich temat. Po latach Leszek Maleszka, już jako dziennikarz „Gazety Wyborczej” zapytany o to, dlaczego donosił, dlaczego był „Ketmanem” – odparł:

– To doskonałe pytanie.

Dziś, po odtajnieniu akt SB, wiadomo że Stanisław Pyjas był inwigilowany co najmniej od 1975 roku. Funkcjonariusze nadali mu pseudonim „Żak” i zaczęli nękać wielokrotnymi wezwaniami do komendy. Pyjas jednak nie dał się zastraszyć. Konsekwentnie odmawiał jakichkolwiek zeznań.

Od wiosny 1977 roku bezpieka interesowała się nim szczególnie mocno. W inwigilację Pyjasa zaangażowano 8–12 współpracowników. W tym czasie na jego adres masowo zaczęły przychodzić anonimy z pogróżkami, w tym z groźbami śmierci. Do tego dochodziły szykany – na uczelnie wzywano rodziców, były groźby relegowania go z listy studentów. Nękany był też umyślnymi zatrzymaniami, np. w czasie, gdy wracał do domu z zakrapianych, studenckich imprez.

Kilka dni przed śmiercią Pyjas zgłosił do krakowskiej prokuratury sprawę anonimów i pogróżek, jakie dostawał niemal codziennie.

7 maja 1977 roku pod kamienicę przy ul. Szewskiej w Krakowie, podjechała karetka pogotowia. W środku, u podnóża schodów leżał człowiek – martwy. Na miejscu oprócz pogotowia, zjawili się też milicjanci.

Służba Bezpieczeństwa zdawała sobie sprawę, że zagadkowa śmierć może nieść poważne problemy. Od razu przystąpiła do podsuwania prokuraturze „odpowiedniej” wersji wydarzeń.

Cztery dni po śmierci, w kontrolowanych przez władze mediach, pojawiła się propagowana przez bezpiekę narracja, zgodnie z którą doszło do nieszczęśliwego wypadku. SB chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zrzucić z siebie podejrzenia, a jednocześnie oczernić środowisko studenckie i sympatyków KOR. Zasugerowano, że Pyjas spadł ze schodów w wyniku pijaństwa – po powrocie z imprezy alkoholowej z udziałem innych „wywrotowców” knujących przeciw władzy ludowej.

Ta historia nie przekonała oczywiście szerokich mas studenckich ani też ludzi z kręgu opozycji. 9 maja specjalne oświadczenie wydał KOR, zwracając uwagę na groźby i anonimy, które Staszek otrzymywał przed śmiercią. 10 maja na murach krakowskich uczelni pojawiły się pierwsze klepsydry. Na akademikach wywieszano czarne flagi.

Imprezy studenckie zmieniły się w wielką żałobę i protest, który później nazwano „czarnymi juwenaliami”. Organizowano bojkot oficjalnych juwenaliowych wydarzeń. W bramie kamienicy przy ul. Szewskiej 7 zapłonęły świece. 15 maja w niedzielę, we mszy w kościele dominikanów wzięło udział 2,5 tysiąca osób. Wieczorem, mimo szykan milicyjnych, tłum przeszedł ulicami miasta.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 4/2024 (tekst Marcina Monety pt. Zabić studenta). Cały numer do kupienia TUTAJ.