Tadeusz Rączka: Podwójna zbrodnia w Bydgoszczy

Zabójcę dwójki dzieci w centrum Bydgoszczy  zatrzymano szybciej niż się spodziewano – zaledwie kilka godzin po dokonaniu zabójstwa, na peryferiach miasta. Podejrzany szedł ścieżką przy torach kolejowych łączących Bydgoszcz z Gdańskiem. Nie stawiał oporu, bez problemu pozwolił sobie założyć kajdanki. Okazał się nim Tadeusz Rączka, notowany w kartotekach milicyjnych 22-letni pospolity złodziej i bandyta. – Przyznaję się, to ja zamordowałem te dzieciaki – wyznał tamtej marcowej nocy podczas pierwszej rozmowy z milicjantami.

Zabójstwo rodzeństwa Trieblerów wstrząsnęło Bydgoszczą w 1960 roku. O tej zbrodni mówiło całe miasto.. Zabicie w okrutny sposób dwojga nastolatków ze znanej w mieście rodziny było prawdziwym szokiem.

Rodzina Trieblerów zajmowała lokal na drugim piętrze. To było duże, przestronne mieszkanie. Ojciec – Piotr Triebler, pochodził ze Śląska Opolskiego. Do Bydgoszczy trafił w 1920 roku, miał już za sobą służbę w wojsku niemieckim podczas I wojny światowej, i naukę rzeźby w Zabrzu oraz Poznaniu. To spod jego dłuta wyszedł pomnik żołnierzy polskich w Saint Hilaire le Grand we Francji, popiersie Tadeusza Kościuszki umieszczone w kamienicy przy ul. Królowej Jadwigi 2 w Bydgoszczy czy bydgoski pomnik Serca Jezusowego.

W czasie II wojny światowej oparł się Niemcom, którzy usilnie namawiali go do wstąpienia w szeregi Niemieckiego Związku Plastyków. Za odwagę zapłacił zdrowiem – skatowali go gestapowcy. Zmarł w roku 1952 na serce, choć nie ma wątpliwości, że do śmierci przyczyniły się wojenne przeżycia. Hitlerowcy zniszczyli nie tylko jego zdrowie, ale również wiele prac. Z tym nigdy nie chciał się pogodzić.

30 marca 1960 roku Cecylia Triebler, wdowa po znanym powszechnie w Bydgoszczy artyście rzeźbiarzu, właścicielu zakładu kamieniarskiego przy ulicy Dworcowej, Piotrze, wróciła do swojego mieszkania przy ulicy Długosza w pobliżu dzisiejszego ronda Grunwaldzkiego dokładnie o godz. 20.45. Spieszyła się, bowiem była umówiona z klientem w celu podpisania ważnej umowy.

Makabryczne odkrycie

Po wejściu do środka jej oczom ukazał się przerażający widok. W mieszkaniu panował potworny bałagan, a wśród rozrzuconych bezładnie przedmiotów leżała w kałuży krwi konająca 18-letnia córka Gabriela.

Matka pod wpływem szoku wybiegła z mieszkania. Dlatego dopiero wezwana natychmiast milicja odkryła w innym pokoju ciało kolejnego dziecka, 14-letniego syna Pawła, już martwego, z rozbitą głową i zaciśniętym na szyi elektrycznym kablem.

Jak wynikało z oględzin mieszkania i analizy śladów oraz odniesionych obrażeń przez ofiary, chłopiec zginął praktycznie od jednego uderzenia tępym narzędziem w głowę. Prawdopodobnie został zaskoczony przez napastnika, który dla pewności jeszcze go udusił. Dziewczyna stoczyła natomiast długą walkę o życie. W sumie otrzymała pięć uderzeń w głowę, prawdopodobnie łomem, a następnie napastnik poderżnął jej jeszcze gardło nożem. Do zdarzenia doszło, jak ustalono, około godziny 20. Zabójca zabrał z mieszkania tylko futro, aparat fotograficzny i dwa zegarki. Musiał się spieszyć, bowiem w mieszkaniu przeszukał dokładnie jedynie kredens, nie otwierając szaf.

Po ochłonięciu Cecylia Triebler, prowadząca nadal warsztat, złożyła zeznania, w których opowiedziała obszernie o swoim ostatnim kliencie. Był nim 22-lenti Tadeusz Rączka, którego spodziewała się zastać wracając do mieszkania. Z uwagi na czasowe zamknięcie zakładu, przyszedł on do mieszkania rodziny Trieblerów na ulicy Długosza. Przedstawił się jako konserwator zabytków, mieszkający w okolicach Warszawy, który w imieniu bogatej rodziny z Fordonu chciałby zamówić pomnik dla księdza na cmentarzu.

Po południu tego samego dnia Gabriela udała się z klientem do zakładu na Dworcową, by obejrzał i wybrał materiał do wykonania pomnika. Umówili się na podpisanie umowy w mieszkaniu na Długosza o godzinie 20.30.

Gdzie jest Tadeusz Rączka?

Jak wynikało z zeznań sąsiadów, obcy mężczyzna przyszedł do mieszkania Trieblerów około godziny 20. Kilka minut później dobiegł stamtąd hałas: wołanie „ratunku” i stukanie o podłogę. Nikt z mieszkańców kamienicy nie zareagował. Zapadła cisza.

Stało się niemal pewne, że sprawca zbrodni jest już znany. Milicja natychmiast zarządziła blokadę miasta i okolicy, przeszukiwano pociągi i autobusy, niebawem po całym kraju rozesłano rysopis ściganego.

Krótko po północy Tadeusz Rączka został zlokalizowany. Wędrował pieszo wzdłuż kolejowych torów wiodących z Bydgoszczy do Gdańska. Zauważyli go kolejarze i poinformowali milicję. Podejrzany zatrzymany został przed Kotomierzem. Nie uciekał i nie stawiał oporu. Miał na sobie mocno poplamione krwią ubranie, a w torbie wszystkie świeżo skradzione rzeczy z mieszkania Trieblerów. Jeszcze tego samego dnia wieść ta rozeszła się po mieście za sprawą „Dziennika Wieczornego”, który na pierwszej stronie donosił: „Sprawca ohydnego mordu ujęty po błyskawicznym pościgu milicji”. Następnego dnia gazeta poinformowała o reakcji społeczeństwa: „Wczoraj do milicjantów pełniących służbę na ulicach Bydgoszczy podchodzili przechodnie i składali im gratulacje”.

Pogrzeb, jakiego miasto nie widziało

Pogrzeb ofiar, zorganizowany w niedzielę 3 kwietnia na cmentarzu na Jarach, jak relacjonowała „Gazeta Pomorska”, zgromadził około 60 tys. ludzi! Według „IKP” było ich nawet 100 tys. Przybyli szczelnie wypełnili cmentarz i jego okolice, a także pole pod przyszłe osiedle Błonie. MZK z tej okazji podstawił specjalne tramwaje i autobusy. Proces Tadeusza Rączki, który rozpoczął się już dwa miesiące później, toczył się przy wypełnionej po brzegi sali rozpraw, największej w budynku bydgoskiego sądu.

Jak ustalono w śledztwie, Tadeusz Rączka., kamieniarz z zawodu, po wyjściu w grudniu z zakładu karnego w Tarnowie osiadł w Nowej Hucie. Tam postanowił napaść i okraść wdowę po znanym bydgoskim kamieniarzu, spodziewając się, że jest bardzo bogata. Łom przygotował sobie już w Nowej Hucie. W międzyczasie dokonał kilku kolejnych przestępstw, przed ujęciem go niewykrytych.

Łom zabrał z budowy przedszkola C-35 w Nowej Hucie. Był za długi, żeby schować go za pazuchą, obciął z kolegą końcówki brzeszczotem. Nazywał go “narkozą”, zawsze owijał w gazetę. Również wieczorem, 30 marca 1960 roku, kiedy stanął przed dwupiętrową kamienicą przy ul. Długosza 4 w Bydgoszczy.

Tadeusz Rączka: Ostatnie słowo

Proces budził olbrzymie zainteresowanie opinii publicznej w całej Polsce. Rączka co rusz zmieniał wersje, gubił się w wyjaśnieniach, kłamał na potęgę. Twierdził, że był przypadkowym świadkiem zbrodni, następnie przyznawał się do winy, albo nic nie mówił. Ale oskarżyciel punktował tę linię bezlitośnie. Mordercę pogrążyli kompani z celi. Jeden z nich zeznał: “Tadeusz Rączka zwierzył mi się w celi, że rodzeństwo zabił sam. Zamiar dokonania kradzieży zrodził się u niego w tym czasie, kiedy przebywał jeszcze w krakowskim więzieniu. Tam miał mu ktoś powiedzieć, że w Bydgoszczy istnieje zakład kamieniarski prowadzony przez wdowę Triebler i że ta wdowa jest bogata. W związku z tym przyjechał w końcu marca do Bydgoszczy. Nie miał z powodu tego żadnych wyrzutów sumienia. Był niepocieszony, że niepotrzebnie zostawił świadka – panią Trieblerową”.

Sądy obu instancji nie miały wątpliwości, wydając wyroki: kara śmierci! Również Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. 10 sierpnia Rączka został stracony. W ostatnim słowie powiedział prokuratorowi: “Mogłem żyć lepiej, ale przez cały czas postępowałem źle. Nie słuchałem przestróg rodziny i innych. Dlatego muszę ponieść konsekwencję. Błagam pana, panie prokuratorze, niech pan ostrzeże wszystkich, którzy wkroczyli na taką drogę jak ja. Niech jak najszybciej zawrócą, póki jeszcze nie jest za późno”.

Źródło: gazeta.pl, expressbydgoski.pl

Fot. pixabay.com