Tadeusz Steć. Zabójstwo „przewodnika przewodników”

Młody mężczyzna zajechał pod jeden z budynków mieszkalnych w Jeleniej Górze-Cieplicach. Dzień wcześniej umówił się ze swoim znajomym, że przyjdzie po niego rano, by odwieźć go do szpitala. Mężczyzny nie było na dole, więc postanowił wejść na górę. Zapukał pod drzwi z numerem 4. Nikt mu nie otworzył. Przyłożył do nich ucho. Liczył na to, że z wewnątrz dosłyszy jakiś hałas, świadczący o tym, że znajomy jest w środku, ale nic takiego się nie stało. Poczekał jeszcze chwilę, a gdy sytuacja nie ulegała zmianie, zawiadomił policję. Obawiał się, że jego znajomy miał zawał, więc wolał zainterweniować.

Na ulicę Orlą 3 podjechał radiowóz. Zjawił się też wezwany przez mundurowych ślusarz, który miał pomóc dostać się do środka mieszkania znanego jeleniogórskiego przewodnika górskiego 68-letniego Tadeusza Stecia. To po niego, 12 stycznia 1993 roku, o godzinie 10.30, przyjechał umówiony z nim student Bogdan. To jego miał zawieźć do szpitala na planowany wcześniej przegląd stanu zdrowia.

Funkcjonariusze jeszcze raz głośno zastukali do drzwi Stecia. Nikt im nie otworzył. Wtedy do pracy przystąpił ślusarz, który zaczął rozwiercać blokujący dostęp do mieszkania zamek. Po niedługim czasie wykonał swoją pracę, a policjanci mogli wejść do środka. Przeszli przez podłużny przedpokój i trafili do gabinetu. Tam zastali Tadeusza Stecia. Mężczyzna leżał na wznak, jego głowa była przykryta kocem. Na sobie miał kolorowy szlafrok i kalesony. Jeden z mundurowych nachylił się nad ciałem, by sprawdzić, czy mężczyzna oddycha. Ściągnął z niego koc. Wtedy oczom zebranych ukazała się zakrwawiona twarz przewodnika. Nie żył. Wyglądało to tak, jakby ktoś zadał mu cios w głowę.

Policjanci dostrzegli wtedy też, że w pobliżu ciała denata ustawiona jest farelka, która była skierowana na prawe udo. Cały czas grzała, co sprawiło, że kalesony mężczyzny były nadpalone, a skóra w tym miejscu mocno poparzona.

Na miejsce wezwano techników, by zebrali ślady, oraz prokuratorów. Wieść o tym, że Tadeusz Steć został zamordowany, dość szybko rozniosła się po mieście. Był on znaną w Jeleniej Górze postacią, a o jego mieszkaniu krążyły legendy związane z tym, co przewodnik zdołał zgromadzić. Wiele osób chciało je zobaczyć, a policja niestety się na to godziła. Przez pierwsze trzy godziny od ujawnienia zwłok przez pomieszczenia przetoczyły się tabuny ludzi, od wysoko postawionych osób związanych z władzami i policją, po zwykłych śmiertelników. Zgoda na coś takiego skutkowała tym, że wiele śladów z miejsca zbrodni zostało zadeptanych i bezpowrotnie utraconych, co prawdopodobnie również przyczyniło się do późniejszych trudności ze znalezieniem sprawcy zabójstwa przewodnika.

Tadeusz Steć urodził się 1 września 1925 roku, w małej wsi położonej w obwodzie lwowskim, o nazwie Ścianka. W wieku 4 lat stracił ojca. Do tego czasu mieszkał wraz z bliskimi w rodzinnej miejscowości, ale po jego śmierci przeprowadził się z matką do majątku w nieistniejącej obecnie wsi Hanaczów, również położonej w obwodzie lwowskim. Gdy miał 6 lat, wysłano go do Warszawy, by tam pobierał nauki w szkole prywatnej. Jego nauczycielką została Helena Panke-Falkowa. W wieku 12 lat zaczął uczęszczać do gimnazjum zorganizowanego przy Niższym Seminarium Duchownym oo. Franciszkanów w Niepokalanowie. Przebywał tam do 1939 roku. Dalszą edukację przerwał wybuch II wojny światowej. Steć nie zamierzał jednak na tym poprzestać. Dzięki tajnym kompletom w gimnazjum im. Adama Mickiewicza udało mu się skończyć brakujące dwie klasy i w lipcu 1944 roku zdał maturę.

Jego matka, Anna, cały czas marzyła, by syn został księdzem, a Tadeusz zdawał się nie oponować. W 1945 roku został przyjęty do opactwa Benedyktynów w Tyńcu. Przebywał tam jednak tylko przez rok. Został stamtąd oddalony ze względu na swoją orientację. Steć był homoseksualistą.

W międzyczasie Anna osiadła na Dolnym Śląsku, w miejscowości Trzcińsko. W 1946 roku Tadeusz do niej dołączył. Nie planował kontynuować kariery w duchowieństwie, ale bardzo chciał uniknąć powołania do wojska. Dlatego zapisał się na studia historyczne na Uniwersytecie Wrocławskim i ponownie opuścił matkę. Studiował przez 2 lata, ale nie można powiedzieć, żeby był jakimś wybitnym żakiem. Nie przykładał się do nauki, z trudem przychodziło mu podchodzenie do egzaminów. W końcu udało mu się jednak osiągnąć to, czego chciał – uzyskał zwolnienie od służby wojskowej i w 1948 roku przeniesiono go do rezerwy. Nikt z jego znajomych nie wiedział, jak Tadeusz tego dokonał, a i on nie mówił nic na ten temat. W związku z tym nie widział już potrzeby studiowania i porzucił uczelnię.

Po raz kolejny wprowadził się do matki. Nie było jednak lekko. Kobieta miała mu za złe, że nie został księdzem. Co więcej, Tadeusz odsunął się na tyle od kościoła, że przestał nawet uczęszczać na niedzielne msze. To i ciągły brak pieniędzy rodziło masę konfliktów. W końcu Steć podjął pracę w sektorze turystycznym w Jeleniej Górze.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 2/2024 (tekst Anny Frej pt. Zabójstwo „przewodnika przewodników”). Cały numer do kupienia TUTAJ.