Tajemnica Lodowej Przełęczy. Sekrety Tatr

Tajemnica Lodowej Przełęczy od dawna zaprząta ludzkie umysły. To najbardziej zagadkowa i niewyjaśniona sprawa ostatniego stulecia w polskich górach. Zmarła wtedy trójka turystów. To tajemnicze zdarzenie trafiło nawet na łamy prasy brytyjskiej. Dziennikarz londyńskiego pisma „The Observer,” w wydaniu z 23 sierpnia 1925 roku, wspominał: „O tajemniczej tragedii donosi się z polskich Tatr, z okolic Zakopanego – znanego ośrodka wypoczynkowego. Grupa, w skład której wchodził pan Kasznica – sędzia Sądu Najwyższego, jego żona, 12-letni syn oraz student Uniwersytetu Jagiellońskiego, wyruszyła w pogodny dzień na krótką wyprawę w pobliskie góry. Dwa dni później troje z nich znaleziono martwych…”

Do dziś nie wiadomo, co w ciągu kilku minut spowodowało śmierć trzech mężczyzn w różnym wieku i o różnej kondycji. Do tragedii doszło prawie przed stu laty – 3 sierpnia 1925 roku. To był środek lata. W dolinach panowała ciepła pogoda, niemniej w wysokich partiach Tatr padał deszcz ze śniegiem, po niebie przewalały się chmury, coraz silniej wiał wiatr. Takie sytuacje nie budzą zdziwienia, pogoda w górach jest zmienna o każdej porze roku.

Ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich do Jaworzyny na Łysą Polanę przez Lodową Przełęcz zamierzała udać się rodzina Kaszniców. 46-letni warszawski prokurator Kazimierz, jego żona Waleria oraz 12-letni syn nie byli zbyt wprawnymi turystami. W tym samym czasie do powrotu do Zakopanego tą samą drogą szykowali się polscy taternicy: Jan Alfred Szczepański, Alfred Szczepański, Stanisław Zaremba, oraz 21-letni Ryszard Wasserberger, początkujący taternik, student matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ten ostatni postanowił zostać z Kasznicami, widział bowiem, że nie czują się zbyt pewnie. Taternicy szybko przeszli przełęcz i dotarli na Łysą Polanę, natomiast Kasznicowie pod eskortą Wasserbergera bardzo wolno pokonywali górski szlak. Niewprawni turyści szli trzy razy wolniej niż przewidują przewodniki.

O tym, co stało się później, wiadomo tylko z relacji Zofii Kasznicy, jedynej z całej czwórki, która przeżyła…

Tajemnica Lodowej Przełęczy: czuję się bardzo słaby

Na Lodowej Przełęczy byli dopiero po trzech godzinach marszu. Gdy szli w dół, jej syn Wacław był bardzo osłabiony, Wasserberger prowadził chłopca pod ramię, matka dźwigała jego plecak. Już wtedy byli bardzo zmęczeni, a co gorsza – doszło do załamania pogody. W końcu wszyscy dotarli w rejon Żabiego Stawu Jaworowego. Wydawać by się mogło, że najgorsze mieli za sobą i pozostawała tylko nieco przydługawa, lecz bezpieczna wędrówka dnem doliny.

Nagle prokurator Kasznica usiadłszy na kamieniu, powiedział: „Jestem bardzo zmęczony. Dalej iść nie mogę…”. Jego małżonka natychmiast podeszła do Wasserbergera poprosić o pomoc. Wówczas usłyszała zupełnie zaskakującą odpowiedź: „Czuję się także bardzo słaby. Z całego serca pomógłbym pani, ale doprawdy nie mogę…”. On, doświadczony taternik, który miał już na koncie sporo przejść i to w skrajnie trudnych warunkach, nagle zaniemógł na stosunkowo prostej trasie…

37 godzin przy zwłokach

Dwójka mężczyzn i nastolatek z minuty na minutę coraz bardziej tracili siły. Kobieta otworzyła niesioną butelkę koniaku i poczęstowała ich alkoholem. Wkrótce potem cała trójka zmarła. Przez następnych 37 godzin siedziała przy ich zwłokach. „Pozostaje sama. Nie słyszy szumu wiatru. Nie czuje zimna, głodu, pragnienia. Zapada w letarg. Na przemian traci i odzyskuje przytomność. Nie odróżnia dnia od nocy. Nie wie, co się z nią dzieje” – tak stan Kasznicowej opisywał przewodnik tatrzański Janusz Jędrygas. Dopiero po 37 godzinach zmobilizowała się, zebrała resztki sił i zeszła Doliną Jaworową na Łysą Polanę. Powiadomiła ratowników o dramacie. Ci poszli w góry, by przynieść ciała nieszczęśników.

„Tragiczny, niebywały wypadek poruszył silnie Zakopane i wywołał żywą dyskusję, przyczem ogólnie komentowano ze zdziwieniem obojętny spokój pani Kasznicowej” – stwierdził kilka dni po tragedii dziennikarz Łódzkiego „Echa Wieczornego” w obszernej publikacji pod wiele znaczącym tytułem „Tajemnicza śmierć trzech osób w górach. Prokurator Kasznica padł ofiarą zbrodni?”

Zachowanie żony zmarłego wydało się dziennikarzowi podejrzane: „To opowiadanie pani Kasznicowej jest niezmiernie dziwne. Pozostaje przy zwłokach przez 2 noce i półtora dni, bez względu na zimno i niepogodę, którą zresztą znosi doskonale, ma tyle przytomności, że odwiązuje starannie przytroczony sznurkami koc zmarłego Wasserbergera, przegląda jego plecak i zapala maszynkę spirytusową, z którą na wietrze trzeba obchodzić się bardzo ostrożnie, przenosi zwłoki, układa je, a więc jest przytomna i rozporządza swemi siłami – a nie spieszy w dolinę, tak bliską, a przechodzi przez wieś, nie wzywając pomocy i alarmuje dopiero generała Zaruskiego w Zakopanem. To postępowanie, jeśli nie kryją się za nim jakieś szatańskie motywy, można by wyjaśnić tylko jakimś zaćmieniem umysłu. Człowiek o normalnych zmysłach mógłby przy zwłokach spędzić wieczór i noc, ale nazajutrz przecież już o świcie podążyłby po ratunek w dolinę, dokąd wiodła zupełnie bezpieczna droga”.

Tajemnica Lodowej Przełęczy: znaki zapytania

Nigdy nie ustalono co było przyczyną dramatycznych zdarzeń. Sekcja zwłok trzech mężczyzn wykazała obrzęk płuc i zatrzymanie akcji serca z nieznanych przyczyn. Postępowanie w tej sprawie umorzono, pozostały jednak pytania. Dlaczego Zofia czeka na zimnie aż 37 godzin przy zwłokach, zamiast iść w dół? Bezpośrednio po tragedii tłumaczyła, że miała nadzieję, iż po spędzonej w górach nocy na szlaku pojawią się inni turyści. Zimno, deszcz i wiatr sprawiły jednak, że 4 sierpnia nikt nie szedł tym szlakiem.

Dlaczego umarła trójka zdrowych, silnych mężczyzn, a życie ocaliła jedynie towarzysząca im kobieta?! Czy sekretem jest koniak, który pili? Z perspektywy czasu nieprawdopodobne wydaje się, by Kasznicowa chciała ich otruć. Jjednak w 1925 roku nie było to aż tak oczywiste. Podejrzewano oczywiście, że Zofia mogła zatrutym koniakiem zamordować męża, syna i jedynego świadka (dobijając go, gdy słabiej reagował na truciznę), zwłaszcza że mimo poszukiwań nigdzie nie znaleziono butelki z trunkiem, a z relacji trzech taterników, którzy szli szybciej, wynikało, że butelka rzeczywiście była.

Jaki byłby wreszcie motyw tak wymyślnej zbrodni? Na tak postawione pytanie nikt nie umiał udzielić przekonującej odpowiedzi. Kobiecie niczego jednak nie udowodniono. Zznano, że ofiary zmarły przed wypiciem alkoholu. Mimo że opinia publiczna domagała się wyjaśnień, śledztwo utknęło w martwym punkcie.

Jeśli jednak brać pod uwagę wersję otrucia, to nie można wykluczyć, że alkohol był trucizną przeznaczoną dla prokuratora Kasznicy od wrogo do niego nastawionego człowieka. Kazimierz Kasznica był człowiekiem wysoko postawionym – prokuratorem, występującym w Sądzie Najwyższym. Rok 1925 był zaś w Polsce okresem niepokojów społecznych, zapadały wyroki wydawane przez sądy doraźne. Niewykluczone więc, że Kasznica padł ofiarą aktu terroru lub zemsty i ktoś podarował mu zatruty koniak.

Spekulacje i hipotezy

Podejrzewano trzy niezależne od siebie zawały serca, trąbę powietrzną albo trudne do wytłumaczenia anomalie pogodowe związane z nagłymi skokami ciśnienia. Nikt nigdy nie przedstawił jednak wiarygodnej wersji rozwoju wydarzeń. Niektórzy taternicy mówią o niebezpiecznym wpływie alkoholu na wyczerpany, mający problemy z oddychaniem organizm. Kasznicowa, która jako jedyna przeżyła w górach, nie piła koniaku.

Czy to może tłumaczyć, że nic się jej nie stało poza ogólnym wyczerpaniem, które było naturalną konsekwencją fatalnej pogody panującej tamtego dnia w górach?! Z drugiej strony tylko 12-letni chłopak narzekał na duszności. Dwaj dorośli mężczyźni do ostatnich chwil byli w stanie mówić i nie mieli objawów odcięcia dopływu powietrza do płuc. Dlaczego więc zginęli? Na to pytanie nigdy nie udało się znaleźć odpowiedzi…

Podejrzewano również, że przyczyną zgonu mogła być próżnia, jaka czasem tworzy się u podnóża tatrzańskich szczytów. Powoływano się przy tym na przypadek grotołazów, kiedy to z pięciorga schodzących do jednej z jaskiń Kominiarskiego Wierchu, dwóch zmarło mimo braku objawów wyczerpania. Biorąc pod uwagę, że pani Kasznicowa nie odczuwała żadnych dolegliwości – ta hipoteza wydaje się irracjonalna.

Tajemnica Lodowej Przełęczy jest do dzisiaj nierozwiązana. Dlaczego jedyna ocalała z czwórki członków wycieczki do Doliny Jaworowej do końca życia posądzana była o potworną zbrodnię? Dlaczego wciąż mówi się o Tatrzańskim Archiwum X? Czy uda się odpowiedzieć na pytania, jakie panują wokół tej sprawy. Jest to raczej mało prawdopodobne!

Leon Madejski

Fot. Pixabay.com