Tajemnica śmierci Babuszki. Sprawa rozwiązana

Helena S. umierała dwie godziny. Przysypana gruzem i gałęziami na dnie głębokiej na osiem metrów studni. Mordercę udało się zatrzymać dopiero 18 lat później. Tajemnica śmierci Babuszki została rozwiązana. Okazało się, że zabójca cały czas mieszkał w sąsiedztwie.

– Pamiętam, że kiedyś życzyłam Helci stu lat. Miała akurat wtedy urodziny. Powiedziała, że boi się „braci”. Boi się, że ją zamordują.

To słowa sąsiadki, która w 2017 roku zeznawała w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy. Trwał wtedy proces Władysława P.,
oskarżonego o dokonanie zabójstwa 77-letniej mieszkanki pobliskich Strzelec Górnych. Prawdopodobnie P. w ogóle nie stanąłby przed sądem, gdyby nie… jego brat, Wiesław.

Ciche gospodarstwo

Ta historia sięga styczniowego dnia 1998 roku. Jeden z sąsiadów zaszedł do gospodarstwa Heleny S. Zobaczył drzwi domu otwarte na oścież, obok rzucone widły, a wewnątrz domu krowę.

– Wydało się to bardzo dziwne – zezna późnej mężczyzna. – Niczego nie ruszałem, zadzwoniłem na policję.

Jeszcze tego samego dnia ze studni usytuowanej na podwórzu wyciągnięto zwłoki Heleny S.
Były przysypane kamieniami, częściowo gruzem i gałęziami. Biegły patolog policyjny stwierdził, że kobieta umierała w męczarniach godzinę, może nawet dwie. Miała posiniaczone ciało, złamanych kilka żeber i pękniętą nerkę. Zarówno obrażenia, jak i usytuowanie zwłok – pod gruzem i drewnem – wskazywały bezsprzecznie, że kobieta padła ofiarą zabójstwa.

Miejscowi nazywali ją „Babuszką”, bo przeważnie chodziła w chuście przewiązanej pod brodą i żyła na skraju wioski. Jej dom mieścił się na wzgórzu. Z progu roztaczał się widok na dolinę Wisły. Przy dobrej pogodzie można było dojrzeć w odległości kilkunastu kilometrów majaczący zarys Chełmna, miasta usytuowanego na skarpie nad królową polskich rzek.

We wsi byli też ludzie, którzy pamiętali ją z młodości. Postarzeli się już wszyscy, ale pani Helena zawsze pozostawała w ich pamięci lokalną bohaterką. Jej życie samo w sobie mogło stanowić materiał na ciekawy scenariusz filmowy. W 1955 roku do wsi pod Chełmnem przyjechały dwie siostry. Jedna z nich, Krystyna nazywała się po mężu Kubiak, druga – młodsza, licząca 31 lat Helena – była jeszcze panną. Starsza siostra wyjechała wkrótce z mężem i synem do pobliskiej Bydgoszczy. Helcia – jak na nią mówiono – została w Strzelcach i urządziła się w skromnym domku po niemieckim gospodarzu, który przydzielono jej jako repatriantce z Kresów.

Tajemnica śmierci Babuszki. Kobieta była darzona szacunkiem

Helena S. urodziła się w 1924 roku w okolicach Kowna. Wojenna zawierucha w 1940 roku rzuciła ją najpierw do okupowanej Warszawy, później do oddziału AK działającego na terenie zachodniej Litwy. Po wojnie, w 1945 roku Helena znów przyjechała do stolicy. Tu zdobyła fach… murarza. Brała udział w odbudowie miasta.

– Pamiętam, jak opowiadała, że budowała Pałac Kultury. To była niezwykła kobieta. Silna, zdecydowana; potrafiła radzić sobie w życiu, choć ono jej nie rozpieszczało. Niejeden mężczyzna mógłby sobie nie poradzić, a ona chwyciła los za rogi i zawsze dążyła do celu – mówiła przyjaciółka Heleny, do dzisiaj mieszkająca w Strzelcach.

Helcia wzbudziła podziw wśród okolicznych mieszkańców nie lada wyczynem. Otóż dom, który dostała do użytkowania, był w latach 50. w katastrofalnym stanie. Przebudowała go i wyremontowała sama.

***

– Z dzieciństwa pamiętam taki widok: Pani Helcia w roboczych spodniach, flanelowej koszuli, z włosami spiętymi pod beretem pcha ścieżką pod górę taczkę pełną cementu. Potem wraca, ładuje żwir i z powrotem na górę – mówi Zbigniew Spychalski, sąsiad. – Siedzi potem przed rozgrzebaną budową i odpoczywa. Pali papierosa. Za nią wzniesiona w trzech czwartych ściana z ciężkiej, glinianej cegły. Ja wtedy dzieciakiem byłem. A ona tak po trzydziestce. Człowiek widział świat inaczej. Takie rzeczy mnie wtedy nie dziwiły. Dopiero po latach zrozumiałem, czego dokonała: można powiedzieć, że sama sobie zbudowała ten dom.

Zajęła się gospodarstwem. Żyła ze skromnego poletka opadającego łagodnym stokiem ku rzece. Oporządzała kilka krów, miała kozę, kury, kaczki, gęsi. Przez lata życie biegło pani Helenie w trudzie, ale też w spokoju. Przywykła do codziennego znoju, tego – jak sama mówiła – kieratu. Nieco tylko doskwierała jej samotność. W przeciwieństwie do starszej siostry, nigdy nie wyszła za mąż i nigdy nie została matką. Taki już los – zwykła była odpowiadać sąsiadom, którzy w rozmowach zdobywali się na bardziej prywatne pytania. Czasem odwiedzał ją siostrzeniec. Czasami przyjeżdżał szwagier i później – kiedy była już w podeszłym wieku – pomagał jej na roli i w obejściu.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa 11/2022 (tekst Macieja Czerniaka pt. Tajemnica śmierci Babuszki). Cały numer do kupienia TUTAJ.