Potrójne zabójstwo we młynie. Na podwórku zbierało się coraz więcej sąsiadów. Przyjeżdżali rowerami i wozami gospodarze, którzy przywozili do zmielenia zboże. Przybywało gapiów. Znajomi młynarza podpowiedzieli milicjantom, że mieszkała z nim żona Maria, córka Krysia oraz siostra żony, Prakseda. Ktoś poinformował o unoszących się na wodzie ciałach kobiet. To nie była plotka. Rzeczywiście przy stawidle znajdowały się zwłoki żony młynarza oraz jej siostry.
Kilka minut po południu, 18-letnia Anna Dankowska usiadła w pokoju przesłuchań. Uprzedzona o karze za fałszywe zaznania, mówiła bez zająknięcia: „To wszystko przez moje wygodnictwo, nie chciałam po zgrabieniu łąki zabierać grabi do domu, na Bałtycką i postanowiłam zostawić je w pobliskim młynie”.
– Co ty dziewczyno mówisz, dlaczego przez ciebie? Co masz z tym morderstwem wspólnego? – dopytywał dochodzeniowiec.
***
– Drzwi do części mieszkalnej były uchylone, weszłam do środka, wołałam, ale nikt mi nie odpowiadał. Bez pozwolenia oparłam grabie w sieni o ścianę, wsiadłam na rower i po przejechaniu stu metrów zobaczyłam leżącego przy drodze pana Czesława, kierownika młyna. Oczy miał zamknięte, twarz całą we krwi, nie ruszał się, pomyślałam o najgorszym i czym prędzej dojechałam do dziadka. Razem przyszliśmy na posterunek. Dziadkowi kazali zaczekać na dole, a mnie zabrali na górę.
W tym czasie, kiedy wystraszona dziewczyna informowała o swoich spostrzeżeniach: grobowej ciszy w młynie, plamach krwi na kamiennych schodach, czy ułożeniu ciała sąsiada z łąki, referent Stefan S. oraz oficer śledczy Aleksander M. wykonywali czynności na miejscu tragedii. W sporządzonej notatce zapisali: „Na łące, w odległości 68 m od budynku młyna, znajdują się zwłoki młynarza. Ułożone są twarzą do dołu, więcej na prawym boku. Głową do drogi. Na nogach skarpetki koloru popielatego, brak butów. Trup bez nakrycia głowy. U denata stwierdzono 22 rany zadane nożem oraz dwie postrzałowe. Na szosie, pod drzewem, w odległości 10 m od trupa w kierunku północnym leży furażerka koloru czarnego, oznaczona na podszewce stemplem „Ostland”, z przypiętą na zewnątrz gwiazdą sowiecką”.
Potrójne zabójstwo we młynie
Ledwie widoczne ślady krwi na ziemi doprowadziły ich do mostku na przepływającej tu rzeczce. Poszli dalej drogą prowadzącą do młyna zbudowanego nad rzeką Rega. W korytarzu części mieszkalnej zauważyli na podłodze dwie smugi krwi, mogące sugerować wleczenie ciała. Przed wejściem do pokoju kałuża krwi przykryta chodnikiem, łącząca się ze śladami na schodkach. Ponadto sześć łusek po wystrzelonych nabojach kaliber 7,65 mm oraz dwa spłaszczone ołowiane naboje.
W prawym rogu sieni znajdowało się otwarte wejście do piwnicy, na ścianie ujawnili ślady powstałe od krwawiącej dłoni, wyżej kilka zakrwawionych, siwych włosów. Na podłodze w piwnicy był rozsypany tytoń oraz bibułki.
Przeszli do pokoju. W oczy rzuciły się im porozrzucane na stole i podłodze książki, dokumenty, a na środku biurka kartka, na której ktoś niedbale napisał: „To my Polska Partja Potszebująca pieniędzy”, wskazująca motyw działania przestępcy bądź przestępców.
Natomiast w otwartej szafie widoczny był brak ubrań na półkach i na wieszakach. W kuchni i spiżarce panował porządek. W pomieszczeniach na piętrze z kolei panował nieład świadczący, że ktoś czegoś szukał, coś zabrał.
Ciała na wodzie
Na podwórku zbierało się coraz więcej sąsiadów. Przyjeżdżali rowerami i wozami gospodarze, którzy przywozili do zmielenia zboże. Przybywało gapiów. Znajomi młynarza podpowiedzieli milicjantom, że mieszkała z nim żona Maria, córka Krysia oraz siostra żony, Prakseda.
Ktoś poinformował o unoszących się na wodzie ciałach kobiet. To nie była plotka. Rzeczywiście przy stawidle znajdowały się zwłoki żony młynarza oraz jej siostry. Co stało się z młynarzówną?
Pani Maria, jak wynikało z pierwszych oględzin, została pozbawiona życia przy pomocy pistoletu i noża, o czym świadczyła rana postrzałowa w klatkę piersiową oraz cztery rany kłute w szyję i brodę. Jej siostra otrzymała cztery ciosy ostrym narzędziem w szyję. Na prawej ręce miała złotą obrączkę, na drugiej zegarek. Zwłoki przewieziono do kostnicy szpitala miejskiego w Świdwinie.
Po południu odnaleziono Krysię. Znajdowała się w swojej szkole, w klasie 3B liceum w Białogardzie. Nastolatka zeznała:
– Mama odwiozła mnie na dworzec, pociąg odjeżdżał o godzinie 15.48. Rodzice nie mieli wrogów ani wśród sąsiadów ni pracowników. Pochodzimy z Poznania, mieszkaliśmy w Brześciu nad Bugiem, Białej Podlaskiej, Kazimierzu koło Szamotuł i od czerwca 1945 roku w Świdwinie. Znajomymi ojca byli piekarze, inni młynarze oraz gospodarze z okolicznych wsi. Ile ojciec miał pieniędzy i gdzie je przechowywał, nie mam zielonego pojęcia. O złocie nic nie wiem, widziałam jedynie srebrne monety sprzed 1939 roku. Mamusia zakładała na specjalne okazje naszyjnik z prawdziwego bursztynu. Tatuś chodził na co dzień w ubraniu z szarego, grubszego materiału, marynarka z tyłu miała wszytą gumkę, drugie było szaro brązowe z cieńszego materiału, uszyte według starej mody, czarne uszyte z przedwojennego materiału ze spodniami do kamaszy. Miał też futro z owcy kryte wełnianym kocem oraz szary prochowiec. Niedawno kupił sobie brązowe półbuty.
Potrójne zabójstwo we młynie
3 września nadeszła opinia dotycząca znalezionych łusek. Referent Stefan S. poświadczył, że pochodzą one od nabojów kalibru 7,65 mm, każda z nich była z wierzchu zaśniedziała. Trzy miały pęknięcia wzdłuż ścianki, kolejne trzy pęknięcia w pobliżu kryzy. Wszystkie posiadały kryzy bez wyżłobienia.
– To stara, wilgotna amunicja – wyjaśnił przez telefon. – Do tego wystrzelona została z pistoletu z rozdętą komorą nabojową.
Chcesz poznać kulisy ten sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2024 (tekst Jerzego Kirzyńskiego pt. Potrójne zabójstwo we młynie). Cały numer do kupienia TUTAJ.