To ona namówiła go do zbrodni…

Namówiła go do zbrodni. Miłość i manipulacja to mieszanka, która doprowadziła do zbrodni. Chęć ułożenia sobie życia na nowo i podświadome dążenie do zemsty za nieudane lata związku zniszczyły rodzinę. Szybko okazało się, że limit pecha nie został wyczerpany…

Beata i Marek z pozoru byli typowym polskim małżeństwem z długim stażem. Na początku stanowili zgraną parę, jednak w miarę upływu czasu ich relacje słabły. Choć kiedyś praktycznie się to nie zdarzało, od pewnego czasu częściej się kłócili. Z rodzicami mieszkał tylko 7-letni Szymon. Pozostałe dzieci – Mateusz i Ania – były już dorosłe i żyły na swoim. Rodzeństwo wyprowadziło się z domu wkrótce po osiągnięciu pełnoletniości, gdyż zaborczość matki i jej bardzo duże wymagania w stosunku do nich często prowokowały sprzeczki.

Gdy urodził się Szymon, Markowi i Beacie doskwierały problemy finansowe. Emerytura, którą jako były policjant pobierał Marek, nie wystarczała na pokrycie wszystkich potrzeb. By podreperować domowy budżet, czterdziestokilkulatek zaczął sezonowo wyjeżdżać za granicę. Pracował m.in. przy zbiorze truskawek. Zarabiał całkiem nieźle, co jemu i jego żonie zapewniało komfort psychiczny.

Mimo że dzięki pracy Marka sytuacja materialna rodziny zaczęła się stopniowo poprawiać, para nadal nie mogła znaleźć wspólnego języka. Kłótnie przeważnie nie dotyczyły istotnych spraw, lecz zwykłych błahostek, nad którymi bez roztrząsania większość przeszłaby do porządku dziennego. Jednak Beata, chcąc udowodnić swoją rację, często nie brała pod uwagę zdania męża, nieco odmiennie zapatrującego się na ich wspólne życie.

Oboje zaglądali do kieliszka

Notoryczne zgrzyty sprawiły, że Beata i Marek ukojenia zaczęli szukać w alkoholu. Zaglądanie do kieliszka dodatkowo zaogniło kryzys. Starszy syn wspominał, że w pewnym momencie każdy dzień jego ojca wyglądał tak samo. Z rana wypijał piwo, potem kolejne i kolejne, i kolejne, aż w końcu kładł się spać.

Gdy jedno z rodziców albo oboje było pod wpływem, zaczynały się awantury. Niekiedy napiętą sytuację łagodził Mateusz. Widząc, że w ostatnich latach relacje między Beatą a Markiem pogorszyły się jeszcze bardziej, starsze rodzeństwo zaczęło przekonywać ojca do rozwodu. Tym bardziej, że świadkiem rodzinnych wojen był 7-letni Szymon, a te źle oddziaływały na jego psychikę. Lecz Marek absolutnie nie brał tego pod uwagę. Twierdził, że to tylko przejściowy problem, a on kocha Beatę i nie wyobraża sobie bez niej życia.

Mijały tygodnie i miesiące, a u Marka i Beaty sytuacja się nie zmieniała. W grę rzekomo wchodziły nawet rękoczyny. Pewnego razu kobieta zgłosiła policji, że jest ofiarą przemocy domowej ze strony męża. Przyznano jej Niebieską Kartę, a rodzinę objęto nadzorem. Choć Beata utrzymywała, że mąż wyrządza jej krzywdę, też była agresywna. W trakcie sylwestra zraniła Marka nożem w ramię. Ten nie pozostawał dłużny. Mateusz rozpamiętywał, że widział kiedyś, jak matka chodziła z podbitym okiem.

Romans z sąsiadem

Beata po wielu latach spędzonych w toksycznym związku postanowiła poszukać oparcia i ukojenia. To miał dać jej inny mężczyzna. Z problemów zaczęła zwierzać się swojemu o 10 lat młodszemu sąsiadowi. Andrzej był bezrobotny. Miał wiele wolnego czasu, który mógł poświęcić na jej troski. Bliska znajomość z 39-latkiem ostatecznie zniszczyła małżeństwo jej i Marka. Parę łączyły tylko dzieci i wspólne mieszkanie. Prawdopodobnie Marek nie wiedział, że żona go zdradza. Inaczej pewnie wystąpiłby o rozwód.

Wkrótce Beata postanowiła wyprowadzić się od męża, zabierając ze sobą najmłodszego syna. Mieszkanie, które wynajęła, znajdowało się w innej części miasta. Jednak ze względu na dziecko utrzymywała stałą relację z Markiem. Tego chcieli zarówno ojciec chłopca, jak i Szymon.

14 listopada 2016 roku zaniepokojony Mateusz poinformował mundurowych z opolskiej komendy policji o dłuższej niemożności nawiązania kontaktu z tatą. Był zdezorientowany. Powiedział, że nie ma go w domu, nie może się do niego dodzwonić, a poza tym w ostatnim czasie nikt z bliskich go nie widział. Policja przyjęła zgłoszenie i wdrożyła standardowe procedury. Funkcjonariusze rozpytywali sąsiadów oraz znajomych mężczyzny. W ten sposób ustalili, że ostatni raz Marka widziano z żoną i Szymkiem, 11 listopada. Kobieta oznajmiła, że nie wie, gdzie jest jej mąż. Przecież nie mieszkali razem. Zasugerowała, że być może podobnie jak w poprzednich latach wyjechał do pracy za granicę.

Namówiła go do zbrodni

Z pomocą Opolskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej przeczesywano pustostany w Opolu i najbliższej okolicy. Sprawdzano wybrzeże Odry, lasy i miejscowe ogródki działkowe. Niestety służby nie natknęły się nawet na jeden ślad, który z dużym prawdopodobieństwem świadczyłby o obecności Marka na danym terenie. W poszukiwania zaangażowano psy tropiące. Wiedzione zapachem koszulki rzekomo należącej do zaginionego (a przekazanej przez Beatę) miały wskazać miejsce jego pobytu. Na próżno. Jak się potem okazało, nie było to ubranie Marka.

Funkcjonariuszy nie przekonywało to, co mówiła Beata. Z rozmów z sąsiadami jednoznacznie wyłaniał się obraz rodziny z problemami, w której kłótnie, a później także alkohol, były na porządku dziennym. To mimowolnie generowało różne scenariusze, tym bardziej, że Marek nie wyjechałby na dłużej, nie informując o tym bliskich. To po prostu nie było w jego stylu.

Chcesz poznać całą tę historię? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 4/2022 (tekst Miłosza Magrzyka pt. Namówiła go do zbrodni). Cały numer do kupienia TUTAJ.