Tomek Desecki: jeśli żyjesz, braciszku…

Tomek Desecki wyszedł z domu 22 lata temu. Miał wtedy zaledwie 19 lat. Choć było zimno dookoła zostawił otwarte do domu drzwi. W jego pokoju paliła się świeca. W kątach pomieszczenia widać było rozsypaną sól. Jego rodzina do dziś zastanawia się czy ktoś wyrządził chłopakowi krzywdę, czy też to on sam zdecydował porzucić swoje dotychczasowe życie.

Zimny zimowy wieczór 14 stycznia 2002 r. rodzina Deseckich spędzała, grając w karty. Rodzice położyli się o godz. 22, a młodsi synowie nieco wcześniej. Matka, która przebudziła się w nocy, poszła zajrzeć do ich pokoju. Kiedy do niego weszła, zobaczyła, że jeden z nich, Tomek, leżał na łóżku z otwartymi oczami. Spojrzał tylko dziwnie na matkę, ale nic nie powiedział. Ta nie spytała go, czemu nie śpi i poszła dalej spać. Potem Tomka nigdy nie zobaczyła.

Tomasz Desecki urodził się 5.10.1983 roku w Lubrańcu. Mieszkał wraz z rodzicami i czworgiem braci w niewielkiej miejscowości Rabinowo, niedaleko Włocławka. Od dziecka był uzdolniony plastycznie, w związku z czym jego rodzice wysłali go do prywatnej Szkoły Sztuk Pięknych we Włocławku. Tomasz Desecki bardzo dobrze się uczył, w 2001 roku otrzymał stypendium ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Jego prace do tej pory znajdują się w kościołach, placówkach i oczywiście w rodzinnym domu.

Jego prace cieszyły się dużym zainteresowaniem i do dziś można zobaczyć je np. w kościołach. Dodatkowo w 2001 roku Tomasz  otrzymał stypendium Ministra Kultury I Dziedzictwa Narodowego. Nic nie zwiastowało nadchodzącego dramatu.

15.01.2002 roku. To był wtorek. wtorek. Tomek Desecki wychodzi z domu wcześniej niż zwykle, najprawdopodobniej przed godziną 5:00, pozostawiając za sobą otwarte drzwi frontowe. W tym czasie reszta domowników śpi.

 Po przebudzeniu czują zimno napływające z zewnątrz. W trakcie porannych czynności rodzina dostrzega, że Tomka nie ma w domu. Co gorsza: w jego pokoju natomiast pali się świeca, a w kątach widać rozsypaną sól.  W pomieszczeniu leży szkolny plecak licealisty wraz z książkami, a w jego szafie są wszystkie ciepłe ubrania.

Chłopak wyszedł z domu nie zakładając zimowej kurtki. Zniknęły natomiast letnie ubrania, które zupełnie nie nadawały się do założenia o tej porze roku. W łazience zdezorientowana rodzina zauważa resztki farby do włosów w kolorze jasny blond. Mama chłopców nie korzystała z tej farby, więc najprawdopodobniej to Tomasz użył jej w nieznanym nikomu celu. Wkrótce rodzice dowiadują się, że ich syn nie dotarł do szkoły. Żaden z jego najbliższych kolegów nie miał pojęcia, gdzie jest licealista i dlaczego tak wcześnie wyszedł z domu.

Rodzice Tomka bardzo szybko powiadamiają policję. Funkcjonariusze docierają do dwóch świadków, którzy widzieli 18 latka w dzień zaginięcia. Jednym z nich był sąsiad, który zauważył Tomka około 5:00 nad ranem. Z jego relacji wynika, że nastolatek wsiadł do tego samego autobusu, którym mężczyzna podróżował do pracy. Niestety, sąsiad nie był w stanie wskazać, gdzie wysiadł młody chłopak.

Ostatnią osobą, która widziała Tomasza była jego koleżanka. Dziewczyna zauważyła go na dworcu we Włocławku, gdy czytał rozkłady pociągów. Według niej chłopak wyglądał inaczej niż zwykle, a jego zachowanie wzbudzało niepokój. Dlatego zdezorientowana nastolatka nie rozpoczęła z nim żadnej rozmowy. Ona także nie miała pojęcia dokąd później mógł udać się Tomasz. Później śledczy na  przystanku PKS znajdą zdjęcie z legitymacji szkolnej chłopaka.

Chłopak był cichy i skryty. Nigdy nie sprawiał rodzicom problemów wychowawczych. Zawsze bardzo dobrze się uczył i miał dobre stosunki z rówieśnikami. Był uzdolniony plastycznie. Uczęszczał do Prywatnej Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych we Włocławku.

Jakiś czas przed zaginięciem w rozmowie z mamą powiedział, że chciałby zostać zakonnikiem, aby móc jeździć na misje i pomagać biednym. Co ciekawe: w dniu, w którym zaginął przypada wspomnienie Świętego Pawła Pustelnika. Sprawdzenie, czy Tomek przebywa w którymś z zakonów, okazuje się trudniejsze, niż przypuszczano. Zakonnicy odmawiają informacji ze względu na ochronę danych osobowych.

Czy więc młody człowiek dobrowolnie chciał odciąć się od dotychczasowego życia i celowo wybrał ten dzień, aby zniknąć i żyć na swoich zasadach? Najbliżsi uważają, że Tomek faktycznie mógł wstąpić do zakonu bądź zacząć nowe życie samotnie, jako pustelnik. Rodzina próbowała kontaktować się z wieloma zakonami, jednak tylko do niektórych udało im się dotrzeć. W rozmowie jeden z zakonników wyznał, że nie jest możliwe, aby do zakonu trafiła osoba bez okazania dokumentów tożsamości.

Zdaniem rodziny chłopaka, bardzo prawdopodobną wersją wydarzeń jest wstąpienie do zakonu.

– Mamo, a co byś powiedziała, gdybym poszedł do zakonu – powiedział na kilka dni przed zaginięciem Tomasz.

– Do zakonu synku? A może byś tak księdzem został? – odpowiedziała mama chłopaka.

– Nie, chciałbym jeździć na misje, pomagać biednym, malować kościoły i świętych. Księża biorą pieniądze, ja tego nie chcę – stwierdził chłopak.

Swego czasu pojawiły się też spekulacje, że Tomek został wciągnięty do niebezpiecznej sekty. Jednak mimo ogromnych starań policji i najbliższych żadnej z wersji, od 22 lat, nie udało się potwierdzić.

Bliscy cały czas mają nadzieję, że Tomek odnalazł spokój w jakimś zakonie i w ten właśnie sposób interpretują pozostawione przez niego znaki. Biała płonąca świeca mogłaby być symbolem czystości, niewinności i prawdy, rozsypanie soli stanowiłoby akt oczyszczenia – na przykład przed nowym etapem życia – a pozostawione otwarte drzwi także pasowałyby do tej koncepcji.

We wszelkich apelach skierowanych w mediach do Tomka rodzina zapewnia go, że uszanuje każdą wybraną przez niego drogę życiową, a jedynym ich pragnieniem jest się upewnić, że Tomek żyje, jest zdrowy i szczęśliwy.

W historii Tomasza Deseckiego spod Włocławka ważna jest niewątpliwie jego wizyta w Unieściu, dzielnicy Mielna. Pewnego wrześniowego dnia 2001 roku chłopak zamiast do szkoły udał się właśnie tam. Wieczorem odwiedził z kolei wujka w Koszalinie.

Po powrocie nie chciał zbyt wiele mówić. Stwierdził, że ktoś zaciągnął go do samochodu na stacji, ale nikt z bliskich nie uwierzył mu w to tłumaczenie. Rodzina podejrzewa, że chłopak udał się do klasztoru zakonnego w Koszalinie. Być może chciał zapytać o warunki przyjęcia.

– Brat był w czwartej klasie pięcioletniego liceum – mówi Adam Desecki. – Na pewno nie spełniał wtedy wszystkich wymogów zakonu, nie miał matury. Ale są szkoły zakonne, w których mógł dokończyć naukę.

– Wiele osób, które zainteresowały się sprawą Tomka, odwodzi nas od tego, argumentując ze jest religijny bardzo w kierunku Kościoła katolickiego – tłumaczy pan Adam. – Sekty wtedy działały prężnie. Nie można tego wykluczyć. Ale pytanie do mamy o zakon na krotko przed odejściem było bardzo wymowne.

W dniu zaginięcia chłopak widziany był przez sąsiada na przystanku. Jechał w kierunku Włocławka. Ubrał się lekko. Wziął rzeczy nikomu niepotrzebne. Niewykluczone, że przefarbował włosy. Znaleziono bowiem opakowanie po farbie, grzebień. Jedna z koleżanek miała go też widzieć na dworcu we Włocławku, jak przygląda się rozkładowi jazdy pociągów.

Ale co się tak naprawdę stało z Tomaszem Deseckim? Rodzinie pozostają domysły. Brat chłopaka, Adam, napisał do niego poruszający list.

„Kochany braciszku, gdy widziałem Cię ostatni raz miałem 10 lat, mimo to pamiętam Cię doskonale, pamiętam jak latem lepiłeś dla nas zamki z piasku, a zimą zawsze chętnie chodziłeś z nami na sanki. Dzisiaj jestem już domorosłym mężczyzną, założyłem rodzinę, ale w głębi serca jestem wciąż Twoim młodszym braciszkiem, który czeka na Twój powrót. Nadal czekam i wierzę, że wrócisz. Nie tylko do mnie, ale do całej rodziny, przyjaciół, którzy bardzo odczuli Twoje odejście.

Każdego roku dzień, w którym odszedłeś pojawia się to samo uczucie, strach, obawa, bezsilność, a zarazem nadzieja, że to tylko na chwilę i zaraz wrócisz. Wiesz czego sobie życzymy co roku w wigilię? Abyś do nas wrócił, nic nie jest ważniejsze od tego.

Nie chcemy nic zmieniać w Twoim życiu czy planach. My po prostu chcemy wiedzieć, że tam, gdzie jesteś nie dzieje Ci się żadna krzywda i że jesteś po prostu spełnionym i szczęśliwym człowiekiem. I wiesz co? Jest też ktoś, kto bardzo chciałby Cię poznać. Masz dwie bratanice i czterech bratanków. Znają Cię tylko ze zdjęć i naszych opowieści. Chciałbyś ich poznać? Bo oni Ciebie bardzo! Tomeczku, jeśli to czytasz, to wiedz, że bardzo na Ciebie czekamy i mamy nadzieję, że ten ból rozłąki wreszcie się skończy i wkrótce zasiądziemy razem przy wigilijnym stole. Czekamy na Ciebie.

Każdego roku w Unii Europejskiej zgłasza się kilkaset tys. zaginięć dzieci. Większość z nich znajduje się w ciągu doby od zniknięcia, ale część z nich przepada na lata. To cios dla bliskich, którzy pomimo upływu czasu mają nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczą ukochaną córkę czy syna. Służby również się nie poddają, dlatego m.in. publikują progresje wiekowe.

Przyczyn zaginięć jest wiele i każdy przypadek stanowi odrębną historię. Większość zaginionych dzieci i nastolatków odnajduje się w ciągu kilku, kilkunastu godzin, ale są też takie dzieci, które zaginęły przed laty i nie odnalazły się do dziś.

Na dzieci wciąż czekają ich bliscy – matka, ojciec, rodzeństwo, dziadkowie, dalsi krewni. Nierzadko latami prowadzą poszukiwania na własną rękę, dzielą się swoją historią w mediach, publikują zdjęcia zaginionych w mediach społecznościowych. Robią, co mogą, aby dowiedzieć się, co stało się z ich dzieckiem.

Źródło: zaginieni.pl, onet.pl, sprawykrymianalne.pl, wloclawek.naszemiasto.pl

Fot. fb/zaginieniprzedlaty