Nekrofilia i dwa zabójstwa. W ciągu jednego miesiąca zniszczył życie dwóch rodzin, w tym swojej własnej. Przez kolejne tygodnie rozpaczał po żonie, która rzekomo odeszła do kochanka. W ogóle nie dał po sobie poznać, że prawda jest zgoła odmienna i o wiele bardziej mroczna. W końcu wyszła na jaw…
Była późna jesień 2010 roku, a konkretnie 12 listopada. W domu państwa A. w miejscowości L., położonej w południowo-zachodniej Polsce dzień jak co dzień. Matka Sandry miała do niej prośbę:
– Poszłabyś do sklepu po cukier? Zabrakło mi – powiedziała kobieta do córki.
– Jasne, żaden problem – odparła dziewczyna.
– Poczekaj chwilę, dam ci pieniądze.
Jadwiga A. wyjęła portmonetkę, wyjęła z niej banknot i podała córce. Sandra ubrała się i wyszła. Tego wieczoru nie wróciła już do domu. Jej krewni nie byli jednak zbyt mocno przejęci tym faktem. 22-letniej kobiecie już w przeszłości zdarzały się takie wybryki – pakowała się, wychodziła z domu i przez jakiś czas nie wracała. Rodzina sądziła, że tym razem może być podobnie, dlatego nikt nie zgłaszał zaginięcia policji. Od poczynienia tego kroku powstrzymywały ich także SMS-y, które nagle zaczęły przychodzić z telefonu Sandry. Pisała w nich, że jest u swojego chłopaka.
– Nie martwiliśmy. Pomyśleliśmy, że może chciała sobie ułożyć życie – mówiła potem w programie „Uwaga” matka dziewczyny.
Uciekła do kochanka
Miesiąc później podobne emocje przeżywała rodzina Katarzyny K. Ta 25-letnia kobieta była mężatką, matką 3-letniego Tomka. Razem z mężem, Krzysztofem K., mieszkała w domu rodziców. 14 grudnia 2010 roku Krzysztof poinformował matkę Katarzyny, gdy spotkał ją przy wejściu do domu, że żona od niego odeszła:
– Kaśka zabrała swoje rzeczy i poszła do kochanka. Nie wiem dlaczego to zrobiła. Zostaliśmy sami z Tomkiem – oznajmił zaskoczonej Dorocie P.
Kobiecie początkowo trudno było uwierzyć w przedstawiony przez zięcia rozwój wypadków. Takie zachowanie zupełnie nie pasowało do jej córki. Katarzyna nigdy nie dała po sobie poznać, że planuje wyjazd, tym bardziej, że miała dziecko. 3-letni Tomek był jej oczkiem w głowie, bardzo go kochała i ciężko było komukolwiek sobie wyobrazić, że może go ot tak zostawić z dnia na dzień. Do podobnych wniosków doszedł również brat Katarzyny oraz jej znajomi.
Nekrofilia i dwa zabójstwa
Rodzina kobiety nie była jednak pewna co robić. Wydzwaniali na jej numer, ale nie odbierała. Gdy już postanowili, że zgłoszą sprawę policji, Dorota P. dostała SMS z numeru telefonu córki: „Nie szukajcie mnie, mam was w d…, teraz jestem szczęśliwa”. Potem przyszły kolejne: „Niech mama pilnuje Tomka”, „Nie dzwońcie do mnie, bo nie odbiorę”, „Jak wszystko załatwię, wpadnę na kawę”.
Wtedy krewni Katarzyny postanowili wstrzymać się z zawiadamianiem policji. Wiadomości wyglądały wiarygodne, zwłaszcza że w przeszłości we wsi pojawiały się plotki, że Katarzyna ma romans z mieszkańcem sąsiedniej miejscowości. Wszyscy wrócili do swoich codziennych obowiązków, ale matka kobiety przez cały czas z tyłu głowy miała czarne myśli.
Zachowanie Krzysztofa po zaginięciu żony było z początku typowe dla takich sytuacji. Rozpaczał, że Katarzyna go zostawiła, zabrała mu pieniądze z konta, że teraz sam będzie musiał wychowywać syna. Zdarzało mu się mówić, że z rozpaczy popełni samobójstwo.
Makabra pod podłogą
Z czasem jednak Krzysztof jakby przestał się aż tak bardzo przejmować „ucieczką” żony. Zbliżał się koniec roku, nie zamierzał rezygnować z imprezy sylwestrowej i ostatniego dnia roku bawił się w gronie znajomych. Wkrótce też sprzedał w lombardzie obrączki ślubne. Ewidentnie jego nastrój polepszał się z dnia na dzień.
Ten okres zupełnie inaczej przeżywała rodzina jego żony, szczególnie, że święta Bożego Narodzenia były za pasem i wszyscy liczyli, że Katarzyna pojawi się w tym czasie w domu. Choćby ze względu na syna. Jednak nic takiego nie nastąpiło. W końcu zniecierpliwieni i zmartwieni krewni postanowili zgłosić sprawę policji. Powoli przestawali wierzyć, że 25-latka mogła tak po prostu zniknąć z ich życia i swojego dziecka.
Policja przyjęła zgłoszenie, przesłuchała członków rodziny i najbliższych znajomych zaginionej. Sprawdziła też szpitale, schroniska dla bezdomnych, okoliczne agencje towarzyskie i osoby zajmujące się rekrutacją pracowników za granicę, ale poza tym w zasadzie niewiele zrobiła. Nie przeszukiwali okolicznych terenów, nie wystosowali oficjalnego komunikatu. Plakaty z informacją o zniknięciu Katarzyny rozwieszali członkowie jej rodziny, w tym mąż.
Nekrofilia i dwa zabójstwa
Pod nieobecność matki, 3-letnim Tomkiem zajmowała się Dorota P. Spała z chłopcem w jednym pokoju, chciała, żeby nie czuł się zaniedbany. Dorota mówiła potem mediom, że noc w noc jej sen był niespokojny, ciągle miała wrażenie, że pod podłogą coś się porusza.
– Noc w noc biegało mi coś po rurze – mówiła w rozmowie z dziennikarzem „Uwagi”.
Z czasem zauważyła też, że panele w pokoju wnuka się wybrzuszają. Wydało się jej to dziwne. Powiadomiła o sprawie syna oraz sąsiadkę. To ta druga zasugerowała jej, żeby zdjąć panele i sprawdzić co jest pod podłogą. Po naradzie z synem Dorota uznała, że to dobry pomysł.
Postanowili to zrobić pod nieobecność zięcia. Akurat nadarzyła się okazja, bo mężczyzna został zatrzymany w związku z podejrzeniami o kradzież fragmentów torowiska. Zanim jednak udało im się cokolwiek zrobić, Krzysztof został zwolniony z aresztu i wrócił do domu. Rodzina nie zamierzała jednak rezygnować z planu sprawdzenia podłogi. W końcu do tego doszło. Syn Doroty P. zaczął zdejmować panele. Początkowo nie zauważył niczego szczególnego. Jednak z każdym kolejnym usuniętym fragmentem podłogi, coś zaczynało się rysować. Początkowo mężczyzna myślał, że natrafił na ubrania siostry, jednak wkrótce okazało się, że to coś więcej. Pod podłogą, w pokoju swojego siostrzeńca odnalazł zwłoki Katarzyny. Wszyscy byli w szoku.
Nekrofilia i dwa zabójstwa. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 8/2024 (tekst Leny Figurskiej pt. Trójkąt śmierci). Cały numer do kupienia TUTAJ.