Ukradli pieniądze. To był skok stulecia

Ukradli pieniądze. Lata ciężkiej pracy, harówy w obronie prawa i co? Psie pieniądze na emeryturze i upokarzająca robota, żeby coś jeszcze dołożyć. Zygmunt B. nie o takim życiu marzył, gdy przystępował do policji. Na starość chciał być „kimś”, dorobić się naprawdę konkretnej forsy. Na państwowym garnuszku było jednak o to ciężko, a u „prywaciarza”? Też zgarniał ochłapy, tyle że pieniądze leżały na ulicy, czy też w furgonetce, która każdego dnia dostarczała je do banków. Wystarczyło umieć po nie sięgnąć, a Zygmunt miał głowę nie od parady. Od dziecka był cwany, a jak się uparł, to dopiął swego.

W policji przepracował grubo ponad 20 lat. Potem przyszła emerytura i rozczarowanie. W mundurze był kimś, bez munduru był szarym człowiekiem, na dodatek niespecjalnie zadowolonym ze swej sytuacji finansowej. A przecież trzeba jakoś żyć – jak człowiek, nie jak niewolnik. Zagryzł więc zęby i zaczął pracę w ochronie – jak wielu ludzi, którzy kończyli z mundurem policyjnym. Duża firma, z filiami w kilkunastu miastach Polski – ponad 1000 pracowników – obsługiwała głównie banki. Każdego dnia furgonetki dostarczały miliony do bankowych sejfów.

Zygmunt umiał się odnaleźć w nowej rzeczywistości, mimo że nie napawała go dumą. Był wygadany, cwany, wszędzie było go pełno, umiał zarządzać ludźmi. Piął się więc po szczeblach nowej kariery, by ostatecznie zostać wiceprezesem firmy. To jednak ciągle było za mało. Marzył o tym, by odkuć się, zrobić „numer”, który ustawi go na całe życie.

Podobne marzenia miał i kolega „Zygiego” – jak nazywali go znajomi, niejaki Mariusz P. Obaj odsłużyli swoje w policji, zaczynali zresztą razem, znali się jak „łyse konie”. Mariusz nie był tak cwany i przebojowy jak jego kompan. Przejście na emeryturę przypłacił depresją. W nowej pracy, jako konwojent, czuł się nieswojo, wykonywał ją z musu. Ciążyły na nim kredyty i inne zobowiązania. Myślał o tym, jak „ustawić” dzieci, by miały dobry start w dorosłość. Na to wszystko trzeba było pieniędzy.

Ukradli pieniądze. To był misterny plan

Starzy kumple nie raz przy wódeczce żalili się sobie i z rozrzewnieniem wspominali dawne czasy, ale przecież ileż można żyć przeszłością?

– A gdyby tak wiesz… ta forsa zamiast do banku trafiła do naszej kieszeni? – rzucił pewnego dnia Zygmunt B.

– Daj spokój, marzenia ściętej głowy. Nie da się tego zrobić – odparł kompan.

– Oj Mario, Mario – jaki z ciebie człowiek małej wiary. Nie znam takiego słowa, jak „nie da się” – zaśmiał się „Zygi” i wypił jednym haustem swoją porcję wódki.

Tego wieczoru już więcej o sprawie nie rozmawiali, ale Zygmunt B. zapamiętał sobie temat. Nosił się z nim przez kolejne dni, tygodnie i miesiące. Chodził, rozmyślał, przyglądał się działaniu firmy, czytał i coraz częściej nagabywał w tej sprawie kompana. W końcu zaczął go przekonywać, przedstawiać scenariusze i możliwe warianty.

Czas mijał a Mariusz P. opierał się coraz mniej. Najpierw „dla zabawy” odbijał pomysły kolegi, szukał niedociągnięć w jego planie, ale w ten sposób, zupełnie nieświadomie, sam się angażował. Wreszcie zaczął podsuwać rozwiązania.

Ostatecznie doszli do wniosku, że da się to zrobić – da się ukraść wielkie pieniądze tak, by nie było szansy na udowodnienie im czegokolwiek. Plan miał być doskonały. W tym celu musieli znaleźć wspólników, a przede wszystkim jednego – słupa, który wykona za nich brudną robotę.

Roman

Mijały kolejne dni i tygodnie, aż Zygmunt B. wykonał telefon do starego przyjaciela. Przypomniał sobie o dawnym znajomym, jeszcze z czasów, gdy obaj chodzili do zawodówki. Znał go z rodzinnego miasta. Roman W., bo o nim mowa, był krawcem i miał długów po uszy, na zakładzie „siedział” komornik. Zygmunt B. podczas wizyty w rodzinnych stronach zupełnie przypadkowo trafił do jego firmy. Porozmawiali trochę i szybko zdał sobie sprawę, że to może być człowiek, którego było im potrzeba. Roman W. spłacał alimenty na troje dzieci, oprócz tego miał hipotekę w banku i pomniejsze długi. Był na życiowym zakręcie.

Umówili się na rozmowę – w parku. Krawiec był zdziwiony tajemniczą sprawą, o której miał się dowiedzieć, ale na spotkanie się zgodził.

– Jest szansa. Jak w to wejdziesz, wyjdziesz na prostą. 250 tys. na początek i żadnego ryzyka, gwarantuję ci – rzekł mu były policjant.

Krawiec – 45–letni, zmęczony życiem mężczyzna, gdy usłyszał, o co chodzi, czuł się jak w filmie science fiction. Jego rola w takim przedsięwzięciu była dla niego samego abstrakcją. Chciał jak najszybciej zakończyć rozmowę, uznając że jest niedorzeczna, ale Zygmunt B. miał wyjątkowy dar przekonywania. Był w tym naprawdę dobry. Przekonywał, że nie ma żadnego ryzyka. Zapewniał, że jako byli policjanci mają „wejścia” w wielu miejscach. Załatwią mu „lewe” dokumenty. Zatrudni się pod fikcyjną tożsamością.

– Pomyślałem o wszystkim. Nawet twoich odcisków palców nie będzie. Uwierz mi! Lata pracowałem w policji, doskonale wiem, co i jak. Ostatecznie, co masz do stracenia? Jesteś pod ścianą. Daję ci szansę, kolego. Zastanów się – rzekł mu na odchodne.

Ukradli pieniądze – skok stulenia

Roman W. wrócił do domu. Przez pierwsze kilka dni nie odzywał się. Uznał, że pomysł jest absurdem. Myślał jednak o tym coraz częściej. Gdy po kolejnej wizycie komornika stracił wszystkie maszyny i całe wyposażenie zakładu, zdał sobie sprawę, że jego sytuacja stała się tragiczna. Za długi i niespłacone alimenty mógł trafić na bruk i do więzienia. Potrzebował pieniędzy natychmiast, no i pracy – a przecież, zanim mieli „to” zrobić, przez jakiś czas pracowałby i zarabiał jako ochroniarz…

Tego dnia sięgnął po telefon i wbił numer Zygmunta.

– Zgadzam się – rzekł.

Niedługo później umówili się we trzech w knajpie. Usiedli przy najbardziej ustronnym stoliku. Zamówili kilka piw, a wcześniej Roman odebrał kopertę. W środku były pieniądze.

– Na trzy miesiące: zanim pójdziesz do pracy – wyjaśnił mu Zygmunt B.

Na widok gotówki krawiec odetchnął z ulgą. Nic nie było mu bardziej potrzebne w obecnej sytuacji. Umówili się, że kolejne instrukcje przyjdą z czasem. Na razie miał żyć „normalnie” i nikomu ani słowa.

Chcesz się dowiedzieć jak mężczyźni ukradli pieniądze? Sięgnij po Detektywa 2/2023 (tekst Krzysztofa Struga pt. Koronkowa robota). Cały numer do kupienia TUTAJ.