Wampir z Bełchatowa – poznaj kolejne ofiary (cz. 2.)

Wampir z Bełchatowa: czy w ogóle istniał?  Potwierdzeniem tej tezy jest kilka zbrodni, do których doszło w okolicach Łasku, Sieradza i Bełchatowa. Zamordowano tam 6 młodych kobiet w wieku od 16 do 30 lat, które korzystały z tzw. okazji. Poza jednym ciałem – nieodnalezionym do dziś – wszystkie zostały wrzucone do Warty bądź Widawki. Dwie ofiary były nagie, jedna częściowo obnażona.

Najprawdopodobniej Iwona Rojszczak, opisywana poprzednim odcinku reportażu,  była pierwszą ofiarą seryjnego zabójcy, grasującego w południowo-zachodniej części obecnego województwa łódzkiego. Pierwszą, ale nie ostatnią. W ciągu kolejnych dziesięciu lat, w tej samej okolicy, doszło do kilku podobnych, równie zagadkowych  zdarzeń…

Niewyjaśniona i intrygująca jest sprawa 31-letniej Danuty Nykiel, zamordowanej pod koniec marca 1994 roku. Nagie zwłoki kobiety ujawniono w Warcie, pod mostem w Sieradzu. Bezpośrednią przyczyną śmierci było utonięcie. Ponad wszelką wątpliwość kobieta została zgwałcona i pobita do nieprzytomności. Dopiero potem jej ciało wrzucono do wody.

Nieznane są losy 22-letniej Edyty Wedler z Łaska, która zaginęła pod koniec sierpnia 1999 roku. Tamtego popołudnia miała spotkać się ze znajomą w Bełchatowie, jednak na umówione spotkanie nie dotarła. Edyta Wedler wyszła z domu na przystanek autobusowy.

Nie można wykluczyć, że zamiast PKS-em postanowiła dojechać do Bełchatowa przygodną okazją. Od tamtej pory, wszelki ślad po niej zaginął. Nie ma na to żadnych dowodów, ale najprawdopodobniej padła ofiarą zabójstwa.

Wampir z Bełchatowa: hipotezy i domysły

W przypadku wielu zaginionych, tajemnicę ich zniknięcia skrywają  góry, lasy, rzeki i strumienie, gdzie ludzie umierają z wyczerpania, na skutek nieszczęśliwego wypadku. Stosunkowo rzadko – ale takie scenariusze również trzeba brać pod uwagę – padają ofiarą przestępstw.

Podobną hipotezę bardzo poważnie brali pod uwagę policjanci prowadzący dochodzenie w sprawie Edyty Wedler, bo żadne inne rozwiązanie nie wydawało się prawdopodobne. Młoda kobieta miała wspaniałą rodzinę, grupę doskonale znających się przyjaciół. Snuła plany na przyszłość, udało się jej znaleźć ciekawą pracę. Nikt nie słyszał, aby miała wrogów, nikomu nie skarżyła się na jakiekolwiek problemy. Nie wiadomo, co stało się tamtego sierpniowego popołudnia. Wcześniej nic nie wskazywało, żeby 22-latka chciała uciekać lub wyjeżdżać bez zapowiedzi. Mieszkała razem z rodziną, zawsze informowała swoich bliskich, gdzie idzie i kiedy zamierza wrócić. Tamtego sierpniowego popołudnia planowała pojechać autostopem…

Wampir z Bełchatowa uderza kolejny raz?

Minęło kilka miesięcy. W kwietniu 2000 roku, również nad brzegiem rzeki Widawki, znaleziono ciało 16-letniej Anny Boczkiewicz, uczennicy pierwszej klasy  bełchatowskiego liceum. Dziewczyna zaginęła kilka tygodni wcześniej i nikt nie wiedział co się z nią stało.

Ania była jedną z najlepszych uczennic w klasie, uczęszczała na kilka szkolnych kółek zainteresowań. Mieszkała w miejscowości odległej o kilkanaście kilometrów. Trasę do szkoły i z powrotem, za każdym razem pokonywała autobusem PKS-u. Chyba nigdy nie skorzystała z autostopu. Nie nawiązywała znajomości z przygodnymi mężczyznami, nie miała też chłopaka, gdyż jej głowę zaprzątała przede wszystkim nauka. Była raczej skryta, nikomu nie zwierzała się ze swoich sekretów albo problemów –  być może po prostu ich nie miała.

W środę, 8 marca 2000 roku, miała wrócić do domu autobusem, odjeżdżającym z Bełchatowa kilka minut po godzinie osiemnastej. Na pewno do niego nie wsiadła, co potwierdził jej kolega z miasteczka, jadący akurat tym kursem. Było to o tyle dziwne, że kilkanaście minut wcześniej na przystanku autobusowym żegnała się z dwiema koleżankami ze szkoły. Od tamtej pory zapadła się jak kamień w wodę. Zakrojone na szeroką skalę poszukiwania oraz komunikaty w lokalnych mediach nie przyniosły żadnego rezultatu. Nastolatka po prostu zniknęła. Nikt nic nie słyszał, nic nie widział. Szukała jej policja, plakaty rozwieszała rodzina i znajomi. Z dnia na dzień rodzicie tracili nadzieję, że zobaczą jeszcze swoją córkę wśród żywych…

Miesiąc później, w rzece Widawce, dwaj wędkarze odkryli roznegliżowane ciało poszukiwanej dziewczyny. Sekcja zwłok wykazała, że została uduszona. Wiele wskazuje na to, że była to zbrodnia na tle seksualnym, lecz upływ czasu nie pozwolił na jednoznaczne potwierdzenie tej tezy. Śledztwo w tej sprawie od początku wyglądało na trudne i skomplikowane. Nie było żadnego punktu zaczepienia. Jedna z hipotez zakładała, że w dniu zaginięcia Anna Boczkiewicz. – z sobie tylko znanych powodów – zdecydowała się wrócić do domu tzw. okazją. Być może znała kierowcę, który okazał się jej zabójcą. Policja dokładnie przeanalizowała tę wersję –  dyskretnie sprawdzono kilkunastu mieszkańców jej rodzinnej miejscowości, ale u żadnego z nich nie znaleziono nic podejrzanego. Mimo wysiłków śledczych, sprawcy zabójstwa nie udało się ustalić!

Czarna seria trwa!

 W tej czarnej serii najbardziej zagadkowe tragiczne jest zniknięcie w październiku 2001 roku dwóch 18-latek: Kamili Piotrowskiej i Edyty Matyśkiewicz. O takich jak one często mówi się papużki-nierozłączki. Przyjaźniły się od dzieciństwa, chodziły do tej samej klasy, siedziały w tej samej ławce. W sobotę, 27 października 2001 roku, postanowiły wybrać się na tzw. połowinki (impreza organizowana w połowie okresu nauki w szkole średniej).

Niespodziewanie kilka dni przed imprezą poprosiły o zwrot pieniędzy wpłaconych na zabawę. Rezygnację tłumaczyły przyczynami osobistymi. Tamtego wieczora wyszły jednak z domu, najprawdopodobniej były z kimś umówione i miały jakieś, im tylko znane, plany. Ktoś podobno widział je na przystanku autobusowym, gdzie często łapie się tzw. okazje. Od tamtej pory zaginął po nich wszelki ślad. Po tygodniu, przypadkowy wędkarz odnalazł zmasakrowane ciało Edyty. Leżało na brzegu Warty, około 80 kilometrów od Bełchatowa. Kilka miesięcy później, kiedy puściły mrozy w tamtej okolicy, odnaleziono także ciało Kamili.

Najprawdopodobniej obie dziewczyny zabił ten sam sprawca. Bito je ciężkim narzędziem – młotkiem albo obuchem siekiery – po głowie oraz całym ciele. Na koniec sprawca udusił je sznurkiem, a ciała wrzucił do rzeki. Ponad wszelką wątpliwość nie były to zabójstwa na tle rabunkowych, bowiem przy zamordowanych dziewczynach znaleziono portfele z pieniędzmi, złote łańcuszki i pojedyncze sztuki biżuterii. Wszystko wskazuje na seksualny motyw zbrodni, choć czas, który upłynął od tamtych wydarzeń do momentu ujawnienia zwłok uniemożliwiał jednoznaczne potwierdzenie tej hipotezy.

Nadzieja…

Jeden jedyny raz w tej sprawie pojawiło się tzw. światełko w tunelu. Zaczęło się od dramatycznego zdarzenia. Jesienią 2002 roku, w lesie, koło Piotrkowa Trybunalskiego, odnaleziono zwłoki młodej kobiety. Była rozebrana oraz miała związane ręce i nogi. Dzięki pracy operacyjnej szybko wytypowano podejrzanych o dokonanie tej zbrodni. Okazali się nimi dwaj dwudziestokilkuletni bracia Ł., mieszkańcy wsi sąsiadującej z miejscowością, w której mieszkała zamordowana przez nich kobieta.

Mężczyźni przyznali się, że zbrodni dokonali na tle rabunkowym i seksualnym. Kobieta najpierw została dwukrotnie zgwałcona w samochodzie, a później bracia wywieźli ją do Piotrkowa, gdzie z jej karty bankomatowej pobrali pieniądze. Następnie znów wywieźli ją do lasu, ponownie gwałcili i maltretowali, aż w końcu zmarła. Jej ciało zostawili w lesie i przykryli gałęziami. Była to brutalna zbrodnia i obaj mężczyźni zostali skazani na kary dożywotniego pozbawienia wolności.

Policjanci stosunkowo szybko skojarzyli, że w podobny sposób i w podobnych okolicznościach zostały zamordowane cztery inne młode kobiety. Sprawca (sprawcy) byli nieuchwytni. Według policjantów, okoliczności zaginięć w ostatnich kilkunastu miesiącach, a następnie znalezienie zwłok oraz obrażenia, jakie odniosły wszystkie ofiary, były bardzo podobne.  Czy zabójcami mogli być bracia Ł.? Policja oczywiście podjęła ten trop. Nie udało się znaleźć bodaj jednego czynnika łączącego tych dwóch mężczyzn z nierozwikłanymi zabójstwami młodych kobiet.

Nieuchwytny zabójca

Niezwykle trudno stworzyć portret psychologiczny domniemanego sprawcy makabrycznej serii zabójstw, które rozegrały się na przestrzeni prawie dziesięciu lat. Jeśli jednak założymy, że wszystkich niewyjaśnionych przestępstw w latach 1992-2001 dokonał jeden i ten sam przestępca, można pokusić się o sporządzenie takiego portretu.

Człowiekowi temu satysfakcję sprawiało nie tylko samo mordowanie, ale świadomość, że był panem życia i śmierci swoich ofiar. Poczucie władzy zapewne dla wielu ludzi jest przyjemnie pociągające samo w sobie. Jednak w przypadku opisywanego przestępcy była to już patologia, dewiacja. Dominacja nad drugim człowiekiem – być może – była źródłem także podniecenia seksualnego.

Nieuchwytny wampir z okolic Bełchatowa wydaje się być profesjonalistą w swoim rzemiośle. Najprawdopodobniej jest uprzejmy i elokwentny, nie chcąc spłoszyć przyszłej ofiary. Wiele wskazuje na to, że działa na chybił trafił, a o wyborze ofiar decyduje przypadek. Morduje bez skrupułów, bez wyrzutów sumienia. Umie skutecznie zabijać, nie pozostawiając zbyt wielu śladów. Szybko potrafi nawiązać kontakt z drugim człowiekiem, zapewnie musi wzbudzać zaufanie, gdyż uwierzyły mu osoby bardzo ostrożne, by nie powiedzieć – nieufne.

Większość ofiar wsiadała do samochodu, którym kierował i wszystko wskazuje na to, że była to ostatnia podróż w ich życiu. Nie wiadomo, czy do ataku dochodziło w aucie, czy też na zewnątrz. Później sama zbrodnia – uduszenie i pozbycie się zwłok przez wrzucenie ich do rzeki gdzieś w ustronnym miejscu. To ostatnie może sugerować, że zbrodniarz jest mieszkańcem województwa łódzkiego, choć nie można wykluczyć, że zamieszkiwał tam w latach popełniania przestępstw, po czym zmienił miejsce stałego pobytu i obecnie mieszkał w zupełnie innym regionie, a być może za granicą.

Wampir z Bełchatowa: czy uda się go zatrzymać?

Czy to przypadek, że we wszystkich tych zdarzeniach (zarówno zabójstwach, jak i zaginięciach) ofiarami były młode kobiety, które najprawdopodobniej podróżowały „na stopa”? Zwłoki wrzucono do Warty lub do małej rzeki Widawki. Większość z ofiar uduszono sznurkiem. Dwie zostały obnażone całkowicie, jedna częściowo.

– Minęło wiele lat od tamtych zabójstw i jest coraz mniejsza szansa, że uda się zatrzymać tego dewianta – opowiadał mi  jeden z łódzkich dochodzeniowców.  – Proszę zresztą pamiętać, że nie mamy stuprocentowej pewności, że wszystkich tych czynów dokonał jeden i ten sam człowiek. To tylko jedna z naszych hipotez, choć całkiem prawdopodobna.

Zagadką jest powód, dla którego seryjny zabójca zaprzestał swojej działalności. Wyobraźnia dostarcza różnych podpowiedzi. Może znalazł sobie żonę i tym samym unormował swoje życie osobiste? Może zmarł? Wyjechał za granicę? Może został zatrzymany i nawet skazany za podobne przestępstwo w innej części kraju, ale nikt go nie skojarzył z nieuchwytnym zabójcą z województwa łódzkiego.

Typową cechą seryjnych zabójców jest olbrzymia umiejętność ukrywania swojej kryminalnej działalności. Rzadko zdarza się, żeby członkowie rodziny orientowali się w jego drugim życiu. Czasami nawet organy ścigania mają duże problemy w rozpoznaniu sprawcy. Bywa, że nawet po odnalezieniu kilku ciał –szczególnie wtedy, kiedy sprawca działa w odległych od siebie miejscach – policjanci mogą nie zdawać sobie sprawy, że to właśnie wielokrotny zabójca zbiera swoje śmiertelne żniwo.

Czy tak właśnie było w opisywanych seriach tragicznych zdarzeń? Nie można tego wykluczyć! A może to wszystko nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Wampir z Bełchatowa to bardzo zagadkowa postać…

Roman Bartosiak

O dywagacjach internautów w sprawie nieuchwytnego wampira z Bytowa przeczytasz TUTAJ