Wampir ze Świnoujścia – gwałcił i zabijał

Wampir ze Świnoujścia, był nieuchwytny przez pięć lat. Bezkarnie zabijał i gwałcił. W biały dzień, w ustronnych miejscach i w centrum miasta. Tropili go najlepsi policjanci. Ale on kpił z nich. Wybrzeże było sparaliżowane strachem. Pościg za “wampirem” to niezwykłe śledztwo. Niezwykłe było też jego zakończenie.

Aneta P. mieszkała w Świnoujściu. Razem z koleżanką wynajmowała pokój miała 22 lata i uczyła się w Studium Medycznym. 7 marca 2000 roku wyszła z domu na spotkanie ze swoim chłopakiem. Kiedy nie wróciła do mieszkania, następnego dnia zaniepokojona współlokatorka skontaktowała się z jej sympatią.

Okazało się, że mężczyzna poprzedniego dnia nie spotkał się z Anetą i nie miał z nią żadnego kontaktu. Ta informacja mocno zaniepokoiła koleżankę. Dziewczyna czuła, że musiało stać się coś złego.

Policja szukała zaginionej przez dwa dni. Popołudniem 9 marca, odnaleziono niekompletnie ubrane ciało dziewczyny. Zwłoki leżały w jednym z bunkrów w pobliżu promenady. Niedaleko miejsca, gdzie była umówiona ze swoim chłopakiem. Aneta została brutalnie pobita i zgwałcona. Prawdopodobnie nie uszła z życiem, bo zaczęła się bronić. Zginęła w wyniku duszenia i silnych uderzeń twardym przedmiotem.

Informacja o makabrycznej zbrodni wstrząsnęła mieszkańcami Świnoujścia. Niebawem po tym wydarzeniu, zaczęły docierać informacje o kolejnych gwałtach. W czerwcu na wydmach napadnięto na 19-latkę. W sierpniu zgwałcono 17-latkę, tydzień później kolejną dziewczynę w Parku Zdrojowym. Wreszcie w grudniu w Warszowie, jedna z dzielnic, ofiarą gwałciciela padła 17-latka.

Mieszkanki Świnoujścia przestały czuć się bezpiecznie na ulicach swojego miasta. Gwałciciel atakował w najmniej oczekiwanych momentach i miejscach, nawet w ciągu dnia. Zawsze był w kominiarce, terroryzował swoje ofiary pistoletem i gwałcił. Nie było pewności czy brutalne morderstwo Anety P. i kolejne gwałty powinno się ze sobą łączyć.

Znalezienie seryjnego gwałciciela stało się priorytetem dla policji. W tym celu powołano specjalną grupę funkcjonariuszy. Byli to najlepsi specjaliści wydziału dochodzeniowego i kryminalnego ze Świnoujścia i Szczecina. W znalezieniu gwałciciela uczestniczył także jeden z najwybitniejszych genetyków w Polsce – prof. Ryszard Pawłowski z Akademii Medycznej w Gdańsku. Dzięki śladom, które pozostawił na ciałach swoich ofiar gwałciciel, udało się ustalić kod DNA sprawcy.

To był początek żmudnej pracy. Do badania wysyłano próbki kodów genetycznych od osób, które były nawet w najmniejszym stopniu podejrzane o dokonanie tych zbrodni (m.in. osoby, które wcześniej były karane za podobne przestępstwa). Przełom w sprawie nastąpił, kiedy do laboratorium trafiła próbka, która okazała się niemal identyczna z DNA pozostawionym na ciele ofiar gwałtów. Kod był na tyle podobny, że było wiadomo, że przestępcą jest ktoś z rodziny badanego… Próbka pochodziła od brata gwałciciela

Okazało się, że sprawcą tych wszystkich czynów jest, pozornie przeciętny mężczyzna – Tomasz W. W trakcie śledztwa ustalono także, że w 1997 roku zgwałcił w Świnoujściu nastolatkę. Policja zatrzymała go 16 czerwca 2001 roku na świnoujskiej promenadzie. Z pozoru zwyczajny facet, wykształcenie zawodowe, bez stałej pracy. Żyje z kobietą, nie budzi podejrzeń. Kiedy partnerka wychodzi do pracy na popołudniową zmianę – on wyrusza na łowy. Zabija, gdy ofiara stawia mu opór.

Niewiele wiadomo o początkach życia Tomasza W. Urodził się na ulicy Mazowieckiej w Świnoujściu, gdzie jego rodzina mieszkała w zrujnowanym domu z czasów powojennych . Tomasz ukończył szkołę zawodową o niejasnej specjalności,  ale nie miał stałej pracy – wiadomo, że kiedyś pracował jako taksówkarz.

Rzadko przebywał w domu rodzinnym, preferując towarzystwo swojej dziewczyny w pobliskim Karsiborze . Sąsiedzi opisali go jako człowieka niepozornego, który nieustannie martwił się o swojego towarzysza. Gdy wychodziła do pracy na popołudniową zmianę, Włodarek wychodził na poszukiwania ofiar w Świnoujściu. Nosząc kominiarkę, aby ukryć swoją tożsamość i mając nóż, atakował młode kobiety o różnych porach dnia i w różnych miejscach, grożąc im nożem, a następnie dopuścił się napaści na tle seksualnym. Jeżeli ofiary stawiały opór, przystępował do ich zabijania.

Proces wielokrotnego gwałciciela i mordercy rozpoczął się w kwietniu 2002 roku. Ze względu na dobro ofiar odbywał się przy zamkniętych drzwiach. Mężczyzna został oskarżony o sześć gwałtów i jedno morderstwo. Od początku nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów.

Sąd skazał go na łączną karę dożywotniego więzienia. Kiedy będzie mógł ubiegać się o przedterminowe zwolnienie będzie miał 62 lata.

– Wówczas dopiero jego psychika a brzydko mówiąc hormony ulegną zmianie – uzasadniał decyzję o tak surowym wyroku sędzia Strączyński.

Sędzia prowadzący sprawę podkreślił, że uwzględnił w ten sposób wniosek prokuratora, ale jednocześnie zdecydował o wydłużeniu tego okresu o 10 lat. O możliwość ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po 25 latach wnioskował prokurator.

Gwałciciel do końca procesu nie przyznawał się do winy. Twierdził, że jest ofiarą spisku grup przemytniczych z którymi z nieustalonych powodów miał na pieńku. Sąd uznał, że jest to absurdalne.

– Kto jest uczestnikiem tego spisku? – powątpiewał sędzia Strączyński. – Wygląda na to, że w spisku tym uczestniczy prokurator i biegli z Akademii Medycznej w Gdańsku, którzy po genach rozpoznali oskarżonego.

Zdaniem sędziego, przestępca będzie mógł wyjść na wolność dopiero wtedy, gdy jego “hormony ulegną zmianie”. Wyrok ten zaskarżył obrońca, lecz Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał go w mocy.

Jednak po tym wyroku gwałciciel nie zakończył wizyt w sądzie. Dzięki materiałom genetycznym ustalono, że to także on zamordował celniczkę Jolantę R. Prawdopodobnie chciał ją zgwałcić, ale kobieta broniła się, więc ją zabił. W 2003 roku po raz kolejny został skazany na dożywocie. Sędzia uzasadniając wyrok powiedział, że takie osoby jak Tomasz W. trzeba izolować, bo są niebezpieczne dla otoczenia.

– Dowód kodu genetycznego był – zdaniem sądu – niepodważalny. Wysokie prawdopodobieństwo jest jak jeden do 33 bilionów. W trakcie całej historii ludzkości nie było na świecie 33 bilionów ludzi i nigdy na świecie nie było człowieka o takim DNA – uzasadniała sędzia.

Mimo że kod DNA naskórka znalezionego na ciele zamordowanej celniczki zgadzał się z kodem Tomasza W., ten trzymał się wersji, że jest niewinny. Tłumaczył, że nie mógł dokonać tej zbrodni, ponieważ ma jedną rękę częściowo niesprawną. A poza tym, w dniu kiedy została zamordowana celniczka, był cały czas ze swoją dziewczyną w mieszkaniu.

Źródło: magazyn detektyw., onet.pl, policja.pl, szczecin.gazeta.pl

Fot. pixabay.com