Weekend w Berlinie i zabójstwo w hotelu

31-letni Przemys-ław R. i 34-letni Dariusz G. byli znani lubuskiej policji z oszustw i rozbojów. Pełnej skali ich przestępczej działalności śledczy nie byli w stanie oszacować, gdyż większość ofiar nie zgłaszała przestępstw. Kwoty były zwykle zbyt małe, by fatygować się do komisariatu. Niemniej jednak obaj mieli po kilka niskich wyroków na koncie. Prawdopodobnie i sprawa z Bogdanem J. rozeszłaby się po kościach, gdyby „Gulasz” nie przesadził.

Od godziny 22 Bogdan J. oczekiwał gościa w swoim pokoju numer 317. Kilka minut po godzinie 22 usłyszał pukanie do drzwi. Delikatnie je uchylił, a te z ogromnym impetem uderzyły go w twarz. Kierowca zatoczył się w głąb pokoju, a gdy podniósł głowę, zobaczył monstrum. Potężny osiłek z metalową rurką w dłoni stał w drzwiach. Brunet z kilkudniowym zarostem uśmiechnął się i powiedział do przestraszonego mężczyzny:

– Słyszałem, że lubisz zabawić się w trasie. To się zaraz zabawimy.

Dariusz G. kopnął kilkakrotnie Bogdana J. w brzuch, a następnie zaczął okładać go rurką. Domagał się od ofiary pieniędzy. W portfelu znalazł jedynie około 300 zł. Zażądał więcej. Bogdan J. tłumaczył, że to wszystko co miał i za każdym razem otrzymywał cios. „Gulasz” stracił panowanie nad sobą i zbił mężczyznę do nieprzytomności. Kiedy nie mógł go docucić, opuścił pokój z niewielkim łupem. Nie zamknął za sobą drzwi i kilka minut po zajściu inny z gości zauważył mężczyznę leżącego w kałuży krwi. Poinformował obsługę hotelu, a ta wezwała pogotowie. Bogdan J. w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala w Słubicach. Kiedy na miejsce przyjechała policja, sprawców już nie było. Po przejrzeniu monitoringu funkcjonariusze nie mieli problemu z ustaleniem tożsamości podejrzanych. Tego wieczora widziano ich w hotelu po raz ostatni.

Przemysławowi R. i Dariuszowi G. groziła długoletnia odsiadka. Poszkodowany złożył obciążające zeznania. Pozostawali oni jednak nieuchwytni dla policji. Z dwójką przestępców współpracował Radomir T. To u niego trzymali łupy i wymieniali walutę. W takiej sytuacji jak ta, kiedy byli poszukiwani miał on za zadanie trzymać ich pieniądze, aby nie trafiły one w ręce organów ścigania, a po ewentualnym trafieniu do więzienia, żeby mieli coś „na start” po wyjściu. Radomir T. został objęty policyjną obserwacją, ale bez powodzenia. Funkcjonariusze przypuszczali, że sprawcy uciekli do Niemiec. Ich rysopisy trafiły do brandenburskiej policji.

24 lipca 2009 roku patrol policji w podberlińskim Bernau zauważył opla należącego do Radomira T. Natychmiast zawiadomili policję kryminalną. Radomir T. doprowadził śledczych wprost do kryjówki Przemysława R. i Dariusza G. Mężczyźni byli kompletnie zaskoczeni i nie stawiali oporu w trakcie zatrzymania. Po kilkutygodniowym pobycie w berlińskim areszcie zostali doprowadzeni do lubuskiej prokuratury. Obaj przyznali się do stawianych im zarzutów.

We wrześniu 2010 roku Przemysław R. został skazany za udział w napaści rozbójniczej na 3 lata pozbawienia wolności, a Dariusz G. usłyszał wyrok 8 lat pozbawienia wolności za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia i pobicie ze szczególnym okrucieństwem. Wobec Radomira T. prokuratura wszczęła osobne dochodzenie. Za utrudnianie śledztwa i wprowadzanie w błąd organów ścigania został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3.

Dariusz G. opuścił zakład karny za dobre sprawowanie wiosną 2014 roku. Swoje pierwsze kroki skierował do słubickiej pijalni piwa „Pod strzechą”, gdzie zwykł przesiadywać Radomir T. Od stałych bywalców usłyszał, że jego skarbnik zmienił nawyki. Wraz z Przemysławem R. weekendy spędzali za zachodnią granicą, a w ciągu tygodnia przesiadywali w jednej z restauracji przy Placu Przyjaźni. Nie mając aktualnego numeru telefonu do żadnego z nich, był zmuszony czekać na ich pojawienie się we wskazanym lokalu.

12 kwietnia 2014 roku „Gulasz” trafił w końcu na swoich byłych kompanów. Radomir T. przechowywał dla niego 15 tys. zł i kilkaset euro. Po krótkiej rozmowie między mężczyznami doszło do sprzeczki. Z relacji personelu restauracji wynikało, że smukły blondyn, czyli Radomir T., nie miał pieniędzy dla Dariusza G. Kiedy barman zagroził wezwaniem policji, mężczyźni rozeszli się. Ostatecznie właściciel kilka dni później był zmuszony zgłosić sprawę policji, gdyż Radomir T. i Przemysław R. mieli otwarty rachunek w lokalu i po spotkaniu z potężnym osiłkiem nie raczyli się więcej pojawić i uregulować należności. Dzięki zgłoszeniu restauratora funkcjonariusze mieli zarys sytuacji, jaka powstała między przestępcami. Spodziewali się, że Radomir T. padnie w najbliższym czasie ofiarą co najmniej pobicia. Na szczęście dla T. pomylili się.

Chcesz poznać kulisy tek sprawy? Sięgnij po Detektywa 11/2024 (tekst Konrada Szymalaka pt. Weekend w Berlinie). Cały numer do kupienia TUTAJ.