Wierzchowiska: wieś na Lubelszczyźnie. 5 lat temu, 25 kwietnia 2019 roku, ujawniono dramat, który trafił na pierwsze strony gazet. Kobieta zabiła sąsiada, bo ten zabił psa i przetopił go na smalec. Mężczyzna planował sprzedać go na targowisku jako zdrowotny łój z borsuka. Zmasakrowane i pozbawione stóp ciało denata zostało znalezione w lesie. Dopiero kilka tygodni temu sprawa znalazła ostateczne rozwiązanie przed Sądem Najwyższym w Warszawie
25 kwietnia 2019 roku dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Janowie Lubelskim otrzymał zgłoszenie, z którego wynikało, że w kompleksie leśnym na terenie gminy Modliborzyce zostały znalezione zmasakrowane zwłoki mężczyzny. Na ciało natknęli się ludzie, którzy korzystając z ładnej wiosennej pogody wybrali się do lasu na przechadzkę.
Zwłoki leżały w płytkim dole, zasłoniętym przez zarośla. W lecie, gdy zieleń jest bujniejsza niż w kwietniu, mogłyby nie zostać zauważone. Niespodziewany widok nieżywego człowieka jest wstrząsający. W przypadku znalezionego w lesie mężczyzny groza była jeszcze większa. Potęgował ją brak stóp u denata. Poszarpane rany i skrzepnięta krew świadczyły, że zostały niedawno odcięte.
Policyjny lekarz stwierdził zgon mężczyzny z powodu obrażeń klatki piersiowej powstałych na skutek ciosu zadanego ostrym przedmiotem – najprawdopodobniej długim nożem. Stóp pozbawiono go, gdy już nie żył. Wstępne ustalenia dotyczące przyczyny zgonu, jak też okaleczenia ciała potwierdziła sekcja zwłok, przeprowadzona w zakładzie medycyny sądowej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
Wierzchowiska: tu wszyscy się znają
Zwłoki zostały zidentyfikowane przez ludzi, którzy je odkryli. Był to 36-letni Grzegorz T., zamieszkały w pobliskiej wsi Wierzchowiska. To niewielka miejscowość, wszyscy mieszkańcy się znają, nie było więc wątpliwości co do tożsamości ofiary makabrycznego morderstwa.
Sprawą zajęli się funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji w Janowie Lubelskim i Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Działania prowadzone były pod nadzorem prokuratorów z Zamościa i Janowa Lubelskiego. Szybko doprowadziły one do zatrzymania dwóch osób: 31-letniej Justyny K. i 53-letniego Krzysztofa Ł. Byli to sąsiedzi zamordowanego mężczyzny.
Oboje sprowadzili się do Wierzchowisk kilka lat wcześniej. Pomimo dużej różnicy wieku byli parą. Krzysztof Ł. wcześniej był związany ze służbami mundurowymi, służył w wojsku oraz w policji. Po przejściu na emeryturę związał się z Justyną K.
Justyna K. i Krzysztof Ł. często imprezowali ze swoim sąsiadem Danielem S. Tak było i feralnej nocy. Po opróżnieniu kilku butelek Daniel S. wyznał, że zabił psa Justyny K. po czym przetopił go na smalec. To wywołało wściekłość w kobiecie, która chwyciła za leżący w pobliżu nóż i bez opamiętania zaczęła zadawać mu kolejne ciosy. Wywołane tym rany okazały się śmiertelne.
Trzeba pozbyć się ciała!
Po dokonaniu zabójstwa para postanowiła pozbyć się ciała. Zamierzali poćwiartować zwłoki wykorzystując do tego celu piłę mechaniczną. Udało im się jednak obciąć tylko stopy. Wtedy owinęli zwłoki kocem, załadowali na przyczepkę i ciągnikiem wywieźli je do lasu.
W trakcie przesłuchania Justyna K. nie przyznała się do zarzucanych jej czynów, jak nam wyjaśniano, nie miała też żadnych wyrzutów sumienia. Została oskarżona o zabójstwo, udział w pobiciu, bezprawne pozbawienie wolności oraz znieważenie zwłok. Jej konkubent Krzysztof Ł. odpowiadał przed sądem za utrudnianie postępowania, pomaganie sprawcy przestępstwa, zacieranie śladów, udział w pobiciu oraz znieważenie zwłok.
Wierzchowiska: sądowy finał dramatu
Sąd Okręgowy w Zamościu skazał Justynę K. na karę 25 lat pozbawienia wolności natomiast Krzysztof Ł. usłyszał wyrok 4 lat za kratkami. Z orzeczeniem nie zgodził się zarówno obrońca oskarżonej, jak też prokurator. Ten pierwszy postanowił walczyć o złagodzenie kary starając się przekonać sąd, iż jego klientka działała w afekcie. Wskazywał tu m.in. na opinię biegłych, którzy uznali, iż kobieta dopuściła się zbrodni z przyczyn emocjonalnych. Z kolei prokurator żądał dla kobiety dożywotniego pozbawienia wolności.
Sąd Apelacyjny uznał, że z uwagi na liczne okoliczności łagodzące nie ma podstaw do orzeczenia wysokiej kary. Zwłaszcza, że Justyna K. nie miała w przeszłości konfliktów z prawem. Dlatego też nawet 25 lat, jakie kobieta ma spędzić za kratkami, zdaniem sądu „byłaby karą eliminacyjną”. W związku z tym sąd postanowił, że oskarżona trafi do więzienia na 16 lat. Ten czas ma zapewnić pełną jej resocjalizację. Gdyby jednak proces ten przebiegł szybciej, to Justyna K. może wyjść na wolność, jednak nie wcześniej niż po 12 latach.
Sąd Najwyższy zdecydował
Mimo tych okoliczności, sprawa nie miała wówczas swojego finału i otarła się o Sąd Najwyższy, do którego kasację złożył adwokat Justyny K. Prawnik chciał, aby uznano, że jego klientka działała w afekcie, dzięki czemu mogłaby dostać maksymalny wyrok 10 lat pozbawienia wolności. Sędziowie nie przychylili się do tego stanowiska i oddalili kasację, argumentując, że działanie pod wpływem silnych emocji nie jest równoznaczne ze zbrodnią w afekcie.
Po pierwsze, kobieta nie dźgnęła mężczyzny nożem, kiedy dowiedziała się o tym, co zaszło. Poprosiła osobę trzecią o wsparcie. Zresztą, być może gdyby po sprawie przyznała się do swojego działania i usiłowała wezwać do ofiary pomoc, afekt by się jeszcze obronił. Jednak kobieta usiłowała ukryć zwłoki i uniknąć odpowiedzialności. To już wygląda na działanie przemyślanie (niekoniecznie dobrze, ale jednak), co wyklucza afekt.
Co więcej, zdaniem Sądu Najwyższego, zabicie psa nie usprawiedliwia zabójstwa człowieka. Wartość jaką ma życie ludzkie, jest wartością nadrzędną, a życie zwierzaka w systemie prawnym traktowane jest jako dobro zdecydowanie niżej wagi niż ludzkie. Tak więc działanie oskarżonej nie było działaniem w emocjach, usprawiedliwionych okolicznościami.
Chcesz poznać tą wstrząsającą historię? Sięgnij po Detektywa 3/2023 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Krwawa zemsta za psi smalec). Cały numer do kupienia TUTAJ.
Fot. pixabay.com