Wróżka to dobry fach w ręku…

Jeśli wierzyć przysłowiom, szewc bez butów chodzi. A wróżka nie potrafi przewidzieć sobie przyszłości. Prawda to czy nie, w przypadku Magdaleny Siemaszek przysłowie sprawdziło się co do joty. Dziewczyna, chociaż dzięki talentom wróżbiarskim skutecznie ostrzegała wszystkie przyjaciółki i koleżanki w pracy przed zdradami, fałszywymi kochankami i wszelkimi życiowymi pułapkami, nie dostrzegła w kartach niczego, co uchroniłoby ją samą przed zakochaniem się w bardzo przystojnym taksówkarzu. Niestety, wybranek jej serca okazał się nie tylko bardzo kiepskim mężem, ale także zwyczajnym draniem i oszustem…

Po kilku latach burzliwego związku porzucił Magdę dla innej. Na pamiątkę zostawił jej niespłacony kredyt i wrzeszczącego całe noce potomka.
Zdradzona i pozostawiona bez wsparcia kobieta popadła w głęboką depresję. W dodatku zaglądała jej w oczy bieda. Wprawdzie świadczenia macierzyńskie pozwalały opędzić najważniejsze wydatki, lecz czekająca ją jeszcze przez 2 lata spłata kredytu zaciągniętego na nowe auto dla byłego męża bardzo obciążała jej budżet. Złość, że dała się tak głupio wrobić w ten kredyt, jeszcze pogłębiała jej depresję.

Były mąż nie czuł się zobowiązany do jakiejkolwiek pomocy finansowej, nie zależało mu również na przeprowadzeniu rozwodu. Brutalnie oświadczył Magdzie, że nie ma w tym żadnego interesu. Mieszkanie komunalne, które opuścił, kobieta przejęła po rodzicach, więc nie miał do niego żadnego prawa, a rozwód wiązał się jedynie z kosztami i nieuchronnymi alimentami. W dodatku jego nowa narzeczona zaraz upomniałaby się o zalegalizowanie ich związku, a na to nie miał szczególnej ochoty.

***

Magda miała świadomość, że należy szybko wystąpić o alimenty i przeprowadzić rozwód. Tymczasem załamanie nerwowe powodowało, że odwlekała wszystkie sprawy. Całe dnie przesiadywała bezmyślnie wpatrzona w ścianę lub odsypiała nieprzespane noce z powodu cierpiącego na kolkę Antosia. Nie miała ochoty na spacery, nie w głowie jej było wyjście do fryzjera czy spotkanie z koleżankami. One jednak nie zapominały o Magdzie. W urzędzie dzielnicowym, gdzie po maturze znalazła posadę, była powszechnie lubiana. Znana była z tego, że nigdy nikomu nie odmawiała porady. Nie dając się długo prosić, Magda z namaszczeniem tasowała karty, rozkładała je w sobie tylko znany sposób i bez pośpiechu przepowiadała czekające delikwentkę zdarzenia. Wszystkie koleżanki były zachwycone trafnością przepowiedni „wróżki”. Zasięganie jej opinii we wszystkich nieomal sprawach stało się wręcz ich nałogiem.

Gdy przyjaciółki odkryły, że mimo nalegań przebywająca na urlopie macierzyńskim Magda stale wykręca się od spotkań, postanowiły złożyć jej niezapowiedzianą wizytę. Stan, w jakim zastały swoją wróżkę był wręcz opłakany: z zaniedbaną fryzurą, bez makijażu i w rozciągniętym dresie w niczym nie przypominała osoby, która była ich życiowym autorytetem.

– Co się z tobą dzieje? Wszystkie dziewczyny z naszej paczki i z dawnej budy dopytują, czy nie wyjechałaś. Nie odbierasz komórki, nie odpisujesz na SMS-y. No to jesteśmy. Powróżysz? – dopytywały.

Wróżka też ma prawo odmówić

Tym razem Magda nie dała się namówić. Oświadczyła, że jest niewyspana i przeziębiona, a ponadto wtorek nie jest dobrym dniem na wróżby. Ten ostatni argument Katarzyna i Brygida rozumiały doskonale, bo Magda miała mnóstwo zasad towarzyszących wróżbom i nie kładła nigdy kart we wtorki, niedziele i święta.

– Musisz być rzeczywiście chora, bo wyglądasz bardzo kiepsko. Gdybym cię w takim stanie spotkała na ulicy, pewnie bym cię w ogóle nie poznała – wyrwało się Kaśce, a to szczere wyznanie przyprawiło Magdę o rumieniec wstydu.

Tak jak ciocia Stasia, znana w okolicy jako wróżka Anastazja, od której Magda nauczyła się wróżb, dziewczyna ogromnie dbała o swój wizerunek i autorytet. Dobrze pamiętała, jak wróżka, u której w dzieciństwie przesiadywała godzinami, przygotowywała się do przyjmowania klientek. Starannie rozkładała akcesoria stwarzające odpowiedni nastrój, troszczyła się także, a nawet przede wszystkim – o swój wygląd i odpowiedni strój. W takim stanie jak Magda nigdy nie pokazałaby się ludziom!

– Grypa przejdzie za kilka dni, ale muszę się jeszcze trochę pomęczyć. Karty ostrzegały mnie, by nie wychodzić z domu w taką pogodę. Nie usłuchałam, bo zachciało mi się zakupów. Na targowisku wiało, że hej. No i mam za swoje – Magda zmyśliła na poczekaniu bajeczkę.

– Może ci w czymś pomóc? Posprzątać, ugotować coś albo kupić leki? – dopytywały, gotowe przyjść Magdzie z pomocą.

– Nie, zaaplikowałam już sobie ziółka według przepisu cioci Anastazji. Za dwa – trzy dni będę zdrowa jak ryba. Zadzwonię do was jak poczuję się lepiej – łgała Magda dalej.

***

Po wyjściu Kasi i Brygidy Magda stanęła przed lustrem. Faktycznie – wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. Tego tylko brakowało, by obie rozpowiedziały na całą okolicę, że ona, doradzająca wszystkim, nie radzi sobie ze swoimi sprawami!
Mieszkanie też wyglądało na zaniedbane. Ale w ciągu kilku dni wszystko da się wysprzątać i odświeżyć… Przyjąć je trzeba, skoro obiecała. I naprawdę wszyscy czekają aż im postawi karty? Prawdę mówiąc, to z tego wróżenia mogłyby być jakieś pieniądze. Dlaczego nie wpadła na to wcześniej?

To był bodziec, który wyrwał zrozpaczoną kobietę z depresji. Im dłużej rozmyślała o swoim pomyśle, z tym większą energią zabrała się do pracy.

Wysprzątała na błysk mieszkanie, a pokój, służący dotąd za graciarnię, urządziła jak ciotka Anastazja. Nie zabrakło w nim zasłon w orientalne wzory, stolika na jednej nóżce, ogromnego wachlarza z pawich piór, a nawet kryształowej kuli i czarnego kota, wyszukanego w schronisku dla zwierząt. Kocisko było charakterne i złośliwe, ale tym akurat najmniej się przejmowała. Ciotka Anastazja też miała czarnego kota, którego klientki się bały i opowiadały o nim niestworzone historie.

Wróżka otwiera swoje atelier

Magda przyjęła przyjaciółki w swoim nowym „atelier”. Dziewczyny były wręcz oczarowane.

– Jak tu cudownie! Nie mówiłaś, że czytasz też ze szklanej kuli!? O, i wahadełko! Pewnie masz masę klientów? – dopytywały.

– Po starej znajomości, powróżę wam za darmo – oświadczyła Magda.

– Nie, my też zapłacimy! To przecież twoja praca – oburzyła się Brygida, a Kaśka przytaknęła jej skwapliwie.

– No, dobrze, ale musicie zgodzić się na zniżkę. Dla was dzisiaj o połowę taniej, czyli po pięć dych. W porządku?

– No jasne! Jesteś kochana! – przyjaciółki były uszczęśliwione.

Wróżka odetchnęła z ulgą. To działa! Pozostało tylko przygotować ulotki z reklamą usług i numerem telefonu, a następnie obejść okolicę i wrzucić oferty do skrzynek pocztowych w osiedlowych blokach. Nie tylko jej koleżanki chcą znać przyszłość!

To był strzał w dziesiątkę. Dzwoniło tyle osób spragnionych porady wróżbiarskiej, że po kilku dniach kalendarz Magdy zapełniony został na cały miesiąc…

Czy zawsze było tak różowo? Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 4/2021 (tekst Barbary Marcinkowskiej pt. “Zabójczy eksperyment’). Cały numer do kupienia TUTAJ.