Zabił dziecko, 4-letnią córkę swojej partnerki

To nie były łzy. Ona piszczała. Mieliśmy iść na spacer. Nie mogła się uspokoić. Uderzyłem ją pasem od spodni. Potem dwa razy pięścią w brzuch i otwartą ręką w twarz. Podniosłem ją pod pachami i dwa razy rzuciłem o łóżko. Uderzyła głową o drewniane oparcie i straciła przytomność – tłumaczył się mężczyzna, który zabił dziecko, 4-letnią córkę swojej partnerki.

Natalia była dość skryta. Wyprowadziła się z domu gdy miała 18 lat. Nie odwiedzała rodziny. Przyjechała dopiero, kiedy urodziła córeczkę. Julia miała wtedy kilka miesięcy. Kolejny raz pojawiła się z następną córką.

Znajomi twierdzili, że Natalia utrzymywała się z 500 plus i zapomóg. Było biednie. Kiedy była w ciąży z Julią, razem z partnerem mieszkała w skandalicznych warunkach. Nie mieli prądu ani bieżącej wody. W końcu mężczyzna poprosił sąsiadkę, aby przyjęła Natalię pod swój dach. Przyszli rodzice obawiali się, że przez warunki w jakich mieszkali, mogą im odebrać dziecko Krystyna J. zgodziła się. A niebawem gorzko pożałowała swojej decyzji…

     – Nie miała kompletnie nic, musieliśmy załatwiać ubrania dla Julki. Tymczasem później wywinęła mi taki numer. Zabrała ojca moich dzieci – mówiła Krystyna J. – Natalia nie pracowała, wolała bawić się telefonem komórkowym. To ja opiekowałam się dzieckiem, kąpałam je, wstawałam w nocy. Kiedy przyłapałam ją w łóżku razem z moim mężem, Gerardem, nie wytrzymałam…

Ofiary przemocy

Natalia związała się ze starszym o 15 lat Gerardem J. Wzięli nawet ślub, a niebawem na świecie pojawiła się ich wspólna córka – Marta. Dostali od miasta mieszkanie socjalne.

     – Wszystko dobrze się układało. Chodziłem do pracy. Z sąsiadami żyliśmy dobrze – wspomina Gerard J. – Kiedy urodziła się Marta, byliśmy bardzo szczęśliwi. Mimo że Julka nie była moim biologicznym dzieckiem, traktowałem ją jak swoje. (…) Wystarałem się o mieszkanie. Dzieci miały wszystko. Potem jednak zaczęło się psuć. Od czasu, kiedy Natalia zaczęła być aktywna na portalach społecznościowych. Moim błędem było, że dałem jej telefon na abonament. Założyła sobie na telefonie profil na Facebooku i pisała z chłopakami, i z dorosłymi facetami, nawet starszymi ode mnie. Po całej Polsce pisała. Przestała się dziećmi zajmować, tylko telefon ją interesował. (…) Potem zaczęła zapraszać do domu kochanków. Kiedy przyszedł pierwszy, zacząłem na nią krzyczeć, a ona poszła na policję…

Istotnie Natalia J. poinformowała policję, że mąż się nad nią znęca. Tylko nad nią, nie mówiła aby ofiarami przemocy były także jej córki. Gerard J. nie zaprzecza, że źle odnosił się do żony, ale zaraz się tłumaczy, że puszczały mu nerwy, kiedy ona przyprowadzała do domu kochanków, a on przez ścianę słyszał co robią…

Po zgłoszeniu Natalii, rodzina została objęta procedurą tzw. Niebieskiej Karty. Ostatecznie Gerard J., za przemoc domową, usłyszał wyrok w zawieszeniu.

Zmiana miejsca zamieszkania

      – Podczas moich dłuższych nieobecności w domu, w związku z wykonywaną przeze mnie pracą, Natalia zaczęła wyjeżdżać do mężczyzn, których poznawała przez internet. Zabierała ze sobą córeczki. Nie uprzedzała mnie o tym. Mówiła, że jest jeszcze młoda i musi się wyszaleć – mówił Gerard J.

     Niebawem Natalia wyprowadziła się od męża. Mężczyzna twierdził, że nie ma pojęcia, gdzie zamieszkała. Tymczasem kobieta przeprowadziła się do miejscowości położonej o ponad 200 km. Zabrała ze sobą starszą, wówczas 4-letnią córkę Julię, natomiast 2-letnia Marta została z ojcem.

     – Mówiła, że Julki mi nie da, bo nie jest moja – wspominał Gerard J.

     Gerard J. był odwiedzany przez pracownika socjalnego, który stwierdził, że mężczyzna może nieprawidłowo opiekować się dzieckiem, bo m.in. nadużywa alkoholu. Marta trafiła do pogotowia opiekuńczego.

Zabił dziecko, a ona powiedział, że spadła z huśtawki

Natalia J. wniosła o rozwód (w pozwie jako powód podała m.in. różnicę wieku). 27-letnia wówczas kobieta związała się z 33-letnim Sebastianem K. Poznała go przez internet, kiedy jeszcze mieszkała w G. We trójkę zamieszkali w jednopokojowym, wynajmowanym mieszkaniu. Natalia była w kolejnej ciąży, ale to nie było dziecko Sebastiana. Nie wiadomo kto był ojcem. Natalia twierdziła, została zgwałcona przez mężczyzn, z którymi wcześniej pracowała w fabryce. Sebastian chciał dać dziecku swoje nazwisko, założyć rodzinę. Postanowił, że będą mieć gromadkę dzieci. Z poprzedniego związku miał 8-letniego syna (wychowywała go matka). 

Pewnego dnia Natalia J. przyszła do stacji pogotowia ratunkowego. W ramionach trzymała swoją córeczkę Julię. Dziewczynka nie dawała oznak życia.

     – Moja córka od godziny nie oddycha. Spadła z huśtawki – powiedziała.

Ponoć nie było jej przy tym, ale taką wersję przekazał jej narzeczony, pod którego opieką była Julka. Lekarz obejrzał dziecko, nie był w stanie niczego zrobić, bo 4-latka była martwa (prawdopodobnie od kilku godzin). Na jej ciele były widoczne obrażenia, które wskazywały na brutalną przemoc, a nie na upadek z huśtawki. 

Natychmiast powiadomiono policję. Funkcjonariusze od razu zatrzymali Natalię J. i jej konkubenta. Zresztą, kiedy kobieta była w szpitalu napisała do niego SMS-a: „Policja będzie cię szukać”. Sebastian K. nie ukrywał się, wiedział, że zabił dziecko…

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 2/2021 (tekst Niny Słupińskiej pt. “Nie lubił, gdy płakała”). Do kupienia TUTAJ.